Lokalne media z dalekich syberyjskich miejscowości informowały, że „uzdrawia ludzi" i przemawia lepiej od najbardziej elektryzujących moskiewskich oratorów ulicznych. Współczesna Rosja nie pamięta tak zdeterminowanego przeciwnika władz, który przeszedłby przez najzimniejsze regiony kraju na piechotę niemal 3 tys. km i po drodze gromadziłby tłumy zwolenników. Swoją wyprawę planował skończyć na placu Czerwonym w Moskwie. Tam, pod ścianami Kremla, chciał rozpalić ognisko i przeprowadzić obrzęd „wypędzenia demona". Był święcie przekonany, że jeżeli uda mu się dotrzeć do stolicy, pokonując ponad 8 tys. km, zostanie tam przywitany przez miliony ludzi, którzy poproszą Władimira Putina, by „dobrowolnie i pokojowo" podał się do dymisji.
Czytaj dalej. Tylko 29,90 zł miesięcznie
Dostęp do serwisu rp.pl, w tym artykuły z Rzeczpospolitej i Plus Minus.
Możesz zrezygnować w każdej chwili.