Hotel Altyn w centrum Aszhabadu. Azyl dla zachodnich biznesmenów i lokalnych prostytutek. Kłębowisko Amerykanów, Francuzów, Japończyków – w spokoju i bez obaw o wścibskich dziennikarzy montują lukratywne kontrakty dla Gurbanguly'ego Berdimuhamedowa. Krwawego samowładcy Turkmenistanu. Narodowymi złożami gazu i ropy dysponuje jak własnym wodotryskiem.
Wystarczy zamówić poranną kawę w hotelowym lobby, żeby obserwować rozgorączkowanych ambasadorów demokratycznych mocarstw. Jak gońcy krążą z papierami. Od wymęczonych egzotyczną nocą biznesmenów do wypasionych ministrów Berdimuhamedowa. Słuchają, tłumaczą i dalej... z kontraktami, dyplomatycznymi limuzynami, pustymi alejami, do filii zachodnich banków, do złotych pałaców dyktatora. Tu nikt ich nie opisze. Nikt nie zapyta o moralny kontekst interesów z satrapą.
Hipokryzja. Jaka hipokryzja? Byle rur starczyło na nowe odwierty. Ambasadorowie tych samych państw, których przywódcy tak pięknie przemawiają w obronie pani Tymoszenko, w obronie praw jednego człowieka na Ukrainie, tu wypełniają tylko weksle poręczenia. Murem stoją za francuskimi deweloperami, teksańskimi koncernami naftowymi w kraju terroru politycznego.
Intelektualiści, którzy nie żałują słów w trosce o dyskryminowane kobiety i mniejszości seksualne w Polsce, nie dotrą tu, gdzie państwo toleruje porwania dziewcząt na małżeństwa, a rząd pobiera opłatę 50 tys. dolarów za prawo wywiezienia kobiety za granicę.
Wnikliwi reporterzy BBC tropiący polski rasizm nie mają wstępu z kamerą do kraju, gdzie mniejszości etniczne zsyłane są w niedostępne stepy. Reporter brytyjskiej telewizji Chis Roger nie stanie przed ruskim bazarem w Aszhabadzie i zapyta ludzi, co myślą o tych, którzy budowali dla Saparmyrata Nyyazowa (poprzednika Berdimuhamedowa) pomnik jego ulubionego konia, kto konstruował wymyślne labirynty fontann albo okazały gmach służby bezpieczeństwa, gdzie bez śladu znikają ci, których ziemia była potrzebna pod wydobycie gazu.