Najbardziej dziwili się Niemcy

Pokusa, by wbrew idei układu ograniczyć swobodny ruch graniczny, jest w krajach członkowskich wciąż silna

Publikacja: 18.08.2012 01:01

Katamaran „Jantar”, żeglujący między Kołobrzegiem a Bornholmem

Katamaran „Jantar”, żeglujący między Kołobrzegiem a Bornholmem

Foto: materiały prasowe

Z badań, jakie w ubiegłym roku przedstawiono w Brukseli, wynika, że zdaniem 48 proc. mieszkańców UE prawo do swobodnego poruszania się jest najważniejszym we Wspólnocie. Sam zaś układ z Schengen, który w czerwcu 1985 r. zniósł kontrolę osób przekraczających granice między państwami członkowskimi, uznawany jest powszechnie za jeden z fundamentów Wspólnoty (obecnie do układu należą 22 kraje UE, oraz Norwegia, Islandia, Szwajcaria i Liechtenstein, aspirują zaś – Rumunia, Bułgaria i Cypr).

Do tych 48 proc. entuzjastów z pewnością należy Soren Jylling, Duńczyk, który od 15 lat mieszka w Polsce, prowadząc w Koszalinie, wspólnie z żoną Polką, firmę w branży nieruchomości i usług inwestycyjnych. O sobie mówi, że jest stuprocentowym Europejczykiem, więc z przykrością przyjął wiadomość, że to jego ojczysty kraj realnie naruszył delikatną konstrukcję układu z Schengen, gdy w ub.r. Dania zdecydowała się na wprowadzenie kontroli granicznych. – To był błąd – mówi. – Układ z Schengen to wartość, dla której nie warto ryzykować z powodu jakichś nieporozumień czy uprzedzeń. Żyjemy w świecie globalnym, gdzie najważniejsza jest wymiana myśli i technologii.

Choć idea Schengen od początku nie skupiała uwagi jedynie zwolenników, układ zachwiał się wyraźnie w ubiegłym roku w konsekwencji rewolucji targających północnymi krajami Afryki, gdy tysiące Tunezyjczyków parły do Francji via Włochy.

Problem nieoczekiwanie skupił się na Danii, która poszła najdalej i po prostu wprowadziła kontrole na granicach lądowych i morskich. Duńczycy zapowiedzieli m.in. budowę posterunków granicznych i wprowadzenie kontroli mobilnych, by „walczyć z nielegalną imigracją i zorganizowaną przestępczością". – Obserwowałem to bardzo uważnie, byłem na bieżąco z duńską prasą i nie mam wątpliwości, że to była gra polityczna – mówi Jylling. – Centroprawicowy rząd potrzebował poparcia skrajnej, eurosceptycznej prawicy, i to była cena za poparcie.

Jylling przyznaje jednak, że także część zwykłych obywateli zaakceptowała kontrole. – My, Duńczycy, jesteśmy narodem, który z jednej strony jest otwarty i ciekawy świata, ale z drugiej bywamy czasem za ostrożni i zbyt nieufni. Duńczyk z Polski trochę to rozumie, bo jego rodacy mocno narzekali np. na falę kradzieży. – Prasa, która podgrzewała temat, bo nośny, obarczała winą imigrantów z krajów wschodniej Europy, w tym z Polski, Litwy, Łotwy. – Owszem, było trochę kłopotów z imigrantami, ale to jednak drobiazg w porównaniu ze stratami, jakie niesie zamykanie granic. Poza tym Dania straciła mocno na wizerunku w Europie.

Czasowe kontrole na granicach wewnętrznych UE wolno wprowadzać m.in. przy organizacji dużych imprez masowych – tak było choćby ostatnio, przy okazji Euro 2012 w Polsce.  Ale część lewicowych i liberalnych elit politycznych UE uszczelnienie granic przez Danię uznała za próbę rozsadzenia układu z Schengen, a Komisja Europejska zagroziła sankcjami.

Sytuację uspokoiła dopiero zmiana rządu w Danii, który od razu zapowiedział rezygnację z „antyeuropejskiego" kursu i „niepotrzebnej symbolicznej polityki" poprzedników. Nie zmieniło to jednak faktu, że Danię, która przejmując po Polsce stery prezydencji, bardzo się starała zerwać z wizerunkiem eurosceptycznej, do dziś w postępowych kręgach UE wytyka się palcami jako kraj, który „włożył kij w szprychy Schengen".

Tymczasem poza salonami politycznymi duńskie kontrole nie były odbierane jako dotkliwe. Potwierdza to Soren Jylling, który często jeździł wówczas do rodzinnego kraju, co więcej, jeździł tam autem z polską rejestracją. – Owszem, byłem kontrolowany, ale to była rutyna, nie odbierałem jej jako jakiejś przykrości czy opresji – mówi Duńczyk z Koszalina. – Najbardziej dziwili się Niemcy, ale to pewnie dlatego, że oni się uważają za pionierów układu w Schengen i są najbardziej przywiązani do otwartej Europy.

Mirosław Balicki, armator katamaranu „Jantar" i szef firmy Kołobrzeska Żegluga Pasażerska, wozi na Bornholm w Danii pasażerów od 12 lat. Też specjalnie nie narzekał. – Wejście Polski do układu Schengen było dla nas i naszych pasażerów wielkim ułatwieniem, dlatego zapowiedź przywrócenia kontroli wywołała pewien niepokój – przyznaje. – Ale jakoś to przeszło bez bólu. Mieliśmy specjalne spotkania z przedstawicielami duńskich władz, na których oni nam wyjaśniali, że będą to kontrole wyrywkowe. I tak rzeczywiście było. Z tym, że na kontrolę celną był wyraźnie większy nacisk niż na paszportową.

Ryszard Chłopecki, starszy oficer na „Jantarze", który na co dzień obcuje z pasażerami, przyznaje, że wielkiego poruszenia wokół duńskich kontroli nie było. – Ale ten temat nie uszedł uwadze pasażerów, na których robiły one wrażenie i powodowały psychiczne napięcie – mówi. – Zwłaszcza jak wpływaliśmy do portu za taki specjalny płot. A poza tym na te kontrole najbardziej narzekali duńscy restauratorzy, bo bali się, że im celnicy wystraszą turystów.

Duński casus jednak wcale nie zamk- nął kwestii Schengen. Już wiosną tego roku Nicolas Sarkozy, ówczesny prezydent Francji, podniósł temperaturę dyskusji, przypominając, że problem nielegalnej imigracji nie zniknął, a „granice są jak durszlak". I zażądał, by kraje UE mogły same decydować o przywróceniu kontroli na granicach na okres do 30 dni. Nieoczekiwanie Sarkozy'ego poparły Niemcy, kwestionując w tym względzie jurysdykcję organów UE, co zostało odebrane jako poparcie dla walczącego wówczas o reelekcję polityka.

Zmiana w fotelu prezydenta Francji na razie uspokoiła sytuację. Ale spór o kompetencje i sposób funkcjonowania Schengen wciąż trwa, bo niezależnie od gier politycznych nie tylko w Danii istnieje wciąż silna pokusa, żeby układ nieco przymknąć dla obcych. Nie przypadkiem trwa dyskusja o konieczności uszczelnienia granic zewnętrznych, w której chłopcem do bicia staje się Grecja. Równie konfliktogenna wydaje się kwestia, czy warto poszerzać układ o nowych członków, bo np. Francja czy Holandia nie palą się do przyjmowania gości z Bułgarii i Rumunii.

Sprawy zatem mogą się potoczyć w różnych kierunkach, bo nic nie jest przesądzone. – Ja jestem dobrej myśli, wierząc, że nikt rozsądny nie zrezygnuje z Schengen – kwituje Soren Jylling, pewnie nie wiedząc, że jego pogląd spodobałby się polskiemu ministrowi spraw zagranicznych. – Polska nie zgodzi się na odejście od strefy Schengen – mówił w wywiadzie dla francuskiego „Le Monde" Radosław Sikorski. – Trzeba raczej wzmocnić kontrole na zewnętrznych granicach UE i pomóc krajom ponoszącym koszty z tym związane.

Z badań, jakie w ubiegłym roku przedstawiono w Brukseli, wynika, że zdaniem 48 proc. mieszkańców UE prawo do swobodnego poruszania się jest najważniejszym we Wspólnocie. Sam zaś układ z Schengen, który w czerwcu 1985 r. zniósł kontrolę osób przekraczających granice między państwami członkowskimi, uznawany jest powszechnie za jeden z fundamentów Wspólnoty (obecnie do układu należą 22 kraje UE, oraz Norwegia, Islandia, Szwajcaria i Liechtenstein, aspirują zaś – Rumunia, Bułgaria i Cypr).

Do tych 48 proc. entuzjastów z pewnością należy Soren Jylling, Duńczyk, który od 15 lat mieszka w Polsce, prowadząc w Koszalinie, wspólnie z żoną Polką, firmę w branży nieruchomości i usług inwestycyjnych. O sobie mówi, że jest stuprocentowym Europejczykiem, więc z przykrością przyjął wiadomość, że to jego ojczysty kraj realnie naruszył delikatną konstrukcję układu z Schengen, gdy w ub.r. Dania zdecydowała się na wprowadzenie kontroli granicznych. – To był błąd – mówi. – Układ z Schengen to wartość, dla której nie warto ryzykować z powodu jakichś nieporozumień czy uprzedzeń. Żyjemy w świecie globalnym, gdzie najważniejsza jest wymiana myśli i technologii.

Pozostało jeszcze 82% artykułu
Plus Minus
Chińskie marzenie
Plus Minus
Jarosław Flis: Byłoby dobrze, żeby błędy wyborcze nie napędzały paranoi
Plus Minus
„Aniela” na Netlfiksie. Libki kontra dziewczyny z Pragi
Plus Minus
„Jak wytresować smoka” to wierna kopia animacji sprzed 15 lat
Materiał Promocyjny
Firmy, które zmieniły polską branżę budowlaną. 35 lat VELUX Polska
gra
„Byczy Baron” to nowa, bycza wersja bardzo dobrej gry – „6. bierze!”