Okładka krzyczy tytułami, z których już pierwszy pozwala się zorientować, jakie będą wszystkie następne. „Miliony, miliony – czyli jak organizacje żydowskie wyszarpują nasze pieniądze z budżetu państwa". „Na Purim skrajni Żydzi chcą masakry w Iranie". „ONZ potwierdza, że Izrael popełnił zbrodnie wojenne". „Żydzi przejmują kontrolę nad Internetem". „Podatek koszerny już w Polsce. Tylko dla ludzi o silnych nerwach". Komentarze nie pozostawiają niedomówień. I tylko nadtytuł na okładce wywołuje dysonans: „Gazetę redagują Polacy i Żydzi".
I ta ostatnia informacja jest prawdziwa. Osobliwa gazeta ma bowiem dwóch redaktorów naczelnych. Znanego z antysemickich poglądów Leszka Bubla – który, jak zapewnia, swoje pochodzenie sprawdził do kilku pokoleń wstecz – oraz warszawskiego Żyda z dziada pradziada Bolesława Szenicera. Gazeta ukazywała się w wersji papierowej, ale teraz można ją odnaleźć w jedynie w Internecie. Wydawca, jak wszyscy w dobie kryzysu, tnie koszty.
Tropiciel
Bubel, z zawodu złotnik, znany jest opinii publicznej od ponad 20 lat. Zasłynął jednak nie z powodu kunsztu, z jakim przekuwa cenne kruszce w precjoza, lecz ze skrajnych wypowiedzi. W licznych publikacjach – „Jak rozpoznać Żyda", „Prawda o żydowskich mordach rytualnych", „Polsko – żydowska wojna na krzyże" – tropi żydowskie spiski.
Swą szczególną karierę rozpoczął na początku lat 90. Jego największy – i jedyny – sukces polityczny stanowił mandat poselski z ramienia Polskiej Partii Przyjaciół Piwa. Potem wielokrotnie startował w wyborach do Senatu i na prezydenta, jednak bez jakichkolwiek sukcesów. Poparcie zdobywał mikroskopijne. Przewodzi Polskiej Partii Narodowej.
W związku z jego publikacjami wielokrotnie wytaczano mu procesy o obrazę Żydów i narodu żydowskiego. Raz został nawet skazany na grzywnę. Stowarzyszenie „Otwarta Rzeczpospolita" ma na swej stronie internetowej zakładkę „Sprawy przeciwko Leszkowi Bublowi". W jednym z pozwów znalazło się swego rodzaju podsumowanie działalności Bubla: „Publikacje wydawnictwa GOLDPOL, mimo pozornego zróżnicowania tytułów, są w istocie monotematyczne. Niezależnie od tego, czy w tytule pojawiają się słowa: naród Polski, papież, Kościół, Katyń, masoneria, nazizm, faszyzm, paradoksy historii – temat jest jeden: wszechobecność i diaboliczna potęga Żydów jako sprawców wszelkiego zła na arenie międzynarodowej i w Polsce, od czasów najdawniejszych do współczesności".
Bolesław Szenicer to postać z całkowicie innej bajki. Syn Pinkusa Szenicera, wychowanka Janusza Korczaka, opiekuna cmentarza przy ulicy Okopowej, sam objął po ojcu tę funkcję i przez ponad 20 lat był dyrektorem warszawskiego cmentarza żydowskiego. W kulturze żydowskiej zwyczaje związane z taharą (przygotowaniem ciała do pochówku) zarezerwowane są dla członków Chewra Kadisza (Bractwa Pogrzebowego). Szenicer z dumą podkreśla, że wypełnianie tego zadania traktował zawsze jako micwę (obowiązek). Jako członek bractwa cieszył się powszechnym szacunkiem.
Jak to się zatem mogło stać, że zbiegły się drogi potomka szanowanej żydowskiej rodziny oraz „naczelnego antysemity III RP" – jak lubi sam siebie określać Leszek Bubel?
Konflikt żydowsko- żydowski
Genezy tego sojuszu należy szukać dziesięć lat temu, kiedy to Szenicer popadł w konflikt z Gminą Żydowską. Jak twierdzi, przyczynę stanowiły jego protesty przeciw wyprzedaży ocalałych zabytków żydowskich. Szenicer chciał, by objąć opieką całe mienie odzyskane na mocy ustawy z 1997 r. o stosunku państwa do gmin wyznaniowych żydowskich. Warszawska gmina zaś w miarę przejmowania własności decydowała się na spieniężenie części nieruchomości, żeby pozyskać środki na renowację najcenniejszych obiektów.
Na konflikt, który wtedy podzielił społeczność żydowską, nałożyła się jeszcze jedna kwestia. Na cmentarzu, którego dyrektorem był Bolesław Szenicer, policja odkryła konopie indyjskie. – Wobec tak nieodpowiedzialnej postawy ówczesnego dyrektora cmentarza pana Bolesława Szenicera zarząd gminy podjął decyzję o jego dyscyplinarnym zwolnieniu – mówi dziś Andrzej Zozula, wiceprzewodniczący warszawskiej Gminy Żydowskiej. Choć sprawy zbiegły się w czasie, z przedstawionych przez Szenicera dokumentów wynika, że protestował on, zanim został zwolniony. Najwyraźniej frustracja i wzajemne rozczarowanie gminy oraz dyrektora cmentarza narastały.
Rok po swym zwolnieniu Bolesław Szenicer założył Gminę Wyznaniową Starozakonnych. Nadal zajmuje się założoną w 1992 r. Fundacją Cmentarza Żydowskiego Gęsia, której celem jest renowacja macew i oheli wybitnych rabinów i utrzymanie cmentarza w porządku. Fundacja opiekowała się dwoma domami modlitwy na warszawskiej Pradze.
Szenicer założył też własne pismo: „Głos Gminy Starozakonnych". Już w pierwszym numerze zapowiadał: „Będziemy z całą stanowczością i konsekwencją realizować zapis w naszym statucie o ochronie i rewaloryzacji pozostałości kultury materialnej Żydów polskich. Z równą stanowczością będziemy się przeciwstawiać wszelkim próbom ich wyprzedawania i niszczenia".