Miasto to gra gier

Czesław Bielecki - architekt, publicysta, polityk

Publikacja: 15.12.2012 00:01

Miasto to gra gier

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

Sztandarowe dzieło zmarłego niedawno Oscara Niemeyera, czyli wybudowana od podstaw Brasilia, którą współprojektował, jest dziś ostro krytykowana. Miasto uchodzi za nieprzyjazne dla mieszkańców. Dlaczego tak się dzieje?



Czesław Bielecki:

Architektura Brasilii robi duże wrażenie na turystach, ale mieszkańcy jej nie lubią. W 1956 roku ówczesny prezydent kraju Juscelino Kubitschek de Oliveira podjął decyzję o budowie całkiem nowej stolicy. Dla projektujących ją Lucio Costy (urbanisty ) i architekta Oscara Niemeyera było to spełnienie marzeń. Mogli zaprojektować swoje miasto od podstaw, bez żadnych ograniczeń. Dostali wolną rękę i narysowali modernistyczne miasto idealne. Ale nie wszystko poszło zgodnie z planem. Centrum miasta jest teraz w innym miejscu niż w projekcie. Tworzą je osiedla robotników, którzy budowali Brasilię. Projektanci nie przewidzieli, że ci ludzie będą chcieli zostać w mieście. Nie jest to jednak główny problem Brasilii. Okazało się po prostu, że modernistyczne miasto idealne dobrze wygląda na planach, ale nie jest zgodne z organicznym rozwojem, w którym reguła zderza się z przypadkami, które niesie życie.



Renesansowe miasta idealne do dziś uważane są za dobre miejsca do życia. W Polsce mamy chociażby Zamość. Podobnie jest z idealnymi miastami barokowymi, takimi jak na przykład niemieckie Karlsruhe. Dlaczego to, co udawało się kilkaset lat, nie powiodło się w Brasilii?



Pytanie o klęskę projektu Brasilii jest tak naprawdę pytaniem o niepowodzenie całego nurtu modernistycznego w architekturze. Moderniści chcieli urzeczywistnić utopię. Ich hasła były utopijne i próba wcielenia ich w życie zakończyła się tak, jak kończy się każda próba dosłownej realizacji utopii, czyli klęską. W praktyce okazało się, że modernistyczne projekty doprowadziły do uniformizacji budynków oraz rozpadu tradycyjnej przestrzeni miejskiej. Nad chaosem dominują nieliczne budynki – ikony takie jak te projektowane przez Niemeyera w Brasilii. W otoczeniu składającym się z identycznych domów mieszkalnych te błyszczą, ale na tle martwego miasta.



Niemeyer był zaangażowanym komunistą. Jak to wpływało na jego projekty? Czy gdyby miał inne poglądy, to jego projekty wyglądałyby inaczej?



Projekty architektoniczne Niemeyera, podobnie jak projekty wielu innych modernistów, były przesiąknięte ideologią. Niemeyer był komunistą kawiorowym, ale wierzył w to, że można narzucić ludziom pewien porządek społeczny i że można to zrobić również za pomocą architektury oraz urbanistyki. Nowi, lepsi ludzie mieli mieszkać w nowych, lepszych miastach. Ukrytą ideą modernizmu była ta sama myśl, którą głosili marksiści: wolność to zrozumienie konieczności. W praktyce zmierza ona do totalnego podporządkowania wolności jednostki niekontrolowanej przez nikogo władzy.

Czyli to ujednolicenie projektowanych budynków i uniformizacja przestrzeni stanowią problem? Istnieją dziewiętnastowieczne osady fabryczne, w których większość budynków mieszkalnych jest bardzo podobna do siebie, a mimo to do dziś żyje się w nich dobrze. Taki jest na przykład Żyrardów.

Jednorodność to jeszcze nie uniformizacja i monotonia. Harmonizowanie przestrzeni miejskiej przez budowanie z tego samego materiału nie jest problemem. Utrzymanie budynków w tej samej estetyce nie musi być złe. Wręcz przeciwnie, często jest zaletą. W śląskim osiedlu Nikiszowiec kamienice, kościoły i budynki publiczne są wykonane z tej samej cegły. O jakości miejskiej przestrzeni decyduje znacznie więcej czynników. Ważna jest skala budynków, intensywność zabudowy i proporcje przestrzeni prywatnej do publicznej. Zabudowa musi służyć i prywatności, i życiu miejskiemu.

Co zadecydowało o tym, że renesansowe i barokowe miasta idealne do dziś są dobrym miejscem do życia?

Ich projektanci dopuszczali znacznie większą dowolność, niż później robili to moderniści. Bernardo Morando, który na zlecenie kanclerza wielkiego koronnego Jana Zamoyskiego zaprojektował Zamość, rozumiał, że architektura ma tworzyć wnętrze urbanistyczne, ale że w architekturze, która je tworzy, musi toczyć się swobodna gra. Własność niezależnych kamieniczników gwarantowała swobodę działania w ramach przyjętych reguł.

Co to za gra?

Miasto to gra gier. Toczy się na wielu różnych poziomach: społecznym, ekonomicznym, kulturowym, wreszcie estetycznym. Musi ewoluować, dostosowywać się do zmieniających się warunków. W tę grę projektant już nie ingeruje. Jego zadaniem jest jedynie stworzenie odpowiednich ram, żeby gra w miasto mogła się jak najswobodniej toczyć. O regułach życia miejskiego decydują władze miasta. Błąd modernistów polegał na tym, że zabawiali się w demiurgów przestrzeni. Sądzili, że jeśli ustawią bloki w czworokąt, to osiągną efekt żywego placu miejskiego. To nie mogło się udać.

Socrealistyczny plac Konstytucji w Warszawie został stworzony właśnie w taki sposób, a jest dość żywym miejscem nawet mimo to, że na jego środku urządzono parking.

Myli się pan, to miejsce jest świetnym przykładem na moją tezę. Plac Konstytucji rzeczywiście żyje, ale tylko dlatego, że został wszczepiony w kawałek starej Warszawy, w tradycyjne, intensywnie zagospodarowane miasto z usługami i sklepami w parterach. Plac Konstytucji wykorzystuje kontekst otoczenia – tradycyjną tkankę miejską. Bardzo podobny do niego socrealistyczny plac Hallera jest pozbawiony podobnego kontekstu i dlatego pozostał martwym, pustym i smutnym miejscem.

Socrealizm w architekturze jest dziś coraz częściej rehabilitowany. Po latach został wyzuty z kontekstu, młodszym pokoleniom nie kojarzy się już z opresyjnym systemem władzy.

Warto by zapytać o to pokolenie projektantów, którzy pracowali nad socrealistycznymi budynkami. Znałem ich. Socrealizm był stylem odgórnie narzuconym przez władze. U jego podstaw leżało to samo totalitarne przekonanie co u podstaw modernizmu. Drogą do szczęścia miała być standaryzacja i typizacja budynków. Zaczęto od okien. Typ okna C2 jest rozpoznawalny jak Polska długa i szeroka.

Ideowa treść tych dwóch nurtów, socrealizmu i totalizmu, jest zatem taka sama. Przekonanie o tym, że społeczeństwo jest wszystkim, a jednostka jest niczym, przekładało się na bardzo konkretne rozwiązania. Szerokie klatki schodowe i halle powstawały kosztem mieszkań, których przedsionki były tak malutkie, że można się w nich już tylko obracać wokół własnej osi. Przestrzeń publiczna wygrywała kosztem przestrzeni prywatnej. Zapominamy o tym dzisiaj, bo wpadliśmy z jednej skrajności w drugą.

Ale już socrealistyczna urbanistyka mogłaby się obronić. Ulice tworzą zwarte pierzeje, jest dużo miejsca na zieleń. Czy socrealistyczna część krakowskiej Nowej Huty nie jest całkiem porządnym projektem w porównaniu z blokowiskami z późniejszych lat?

Dwie części Nowej Huty, socrealistyczna i późniejsze blokowiska, rzeczywiście różnią się przestrzennie. Ale co z tego, skoro Nowa Huta pozostaje sypialnią Krakowa? Nie ma w niej żadnego miejskiego życia poza jakimś obumierającym kinem i kilkoma sklepami spożywczymi. Tymczasem w Krakowie na Rynku Głównym intensywne życie miejskie toczy się nieustannie, a ludzie wypełniają historyczną przestrzeń współczesnymi funkcjami. Kilka kilometrów dalej modelowy projekt socrealistyczny wciąż pozostaje zupełnie martwym kawałkiem miasta, mimo kolejnych prób reaktywacji. Dzieje się tak dlatego, że w socrealizmie nie budowano miast, tylko dekoracje dla marszów, wieców i pochodów.

Czy koncepcje miasta idealnego mogą jeszcze odżyć?

Po dość opłakanej w skutkach dwudziestowiecznej przygodzie z utopistami, którzy zdołali wprowadzić w życie swoje projekty, jedno wiemy już na pewno. Prawdziwe miasto idealne to takie, które nie jest idealne. Przestrzeń miejska musi być pluralistyczna, wielowątkowa, zróżnicowana. Musi mieć strefy metropolitalne i kameralne, budynki-ikony obok zwykłych domów. Miasto nigdy nie będzie czymś na kształt rzeźby wyciosanej przez architekta. Dobre miasto powstaje najczęściej etapami. Kolejne generacje budynków opowiadają historię następujących po sobie epok. Następuje stopniowa wymiana tkanki miejskiej z zachowaniem najbardziej wartościowej spuścizny historii. Akurat plac Trzech Władz Niemeyera jest takim współczesnym zabytkiem, który pozostanie w dziejach architektury niezależnie od dalszego rozwoju Brasilii.

Co zatem dobrego po modernistach takich jak Niemeyer zostanie w architekturze i urbanistyce?

Jeśli chodzi o urbanistykę, to raczej nic dobrego. Projekty architektoniczne Niemeyera są natomiast świadectwem niebywałej wyobraźni plastycznej i na pewno będą jeszcze długo zachwycać turystów. Plac Trzech Władz prawdopodobnie na zawsze pozostanie jedną z ikon architektury. Ale miasto nie może być po prostu pomnikiem architektury, bo mało kto chce w takim pomniku mieszkać. Jak mówił jeden z wielkich polskich socjologów Marcin Czerwiński, są piękne miasta brzydkich domów i brzydkie miasta pięknych domów. Takim właśnie nieprzyjaznym miastem paru pięknych gmachów okazała się Brasilia.

Czesław Bielecki jest architektem i publicystą, autorem m.in. książek „Gra w miasto" i „Więcej niż architektura. Pochwała eklektyzmu". Był posłem na Sejm III kadencji z ramienia Akcji Wyborczej Solidarność, a w 2010 roku kandydował na prezydenta Warszawy.

Sztandarowe dzieło zmarłego niedawno Oscara Niemeyera, czyli wybudowana od podstaw Brasilia, którą współprojektował, jest dziś ostro krytykowana. Miasto uchodzi za nieprzyjazne dla mieszkańców. Dlaczego tak się dzieje?

Czesław Bielecki:

Pozostało 98% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Jak budować współpracę między samorządem, biznesem i nauką?
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy