Znów bez dywizji

Ojciec Paweł Krupa, dominikanin, doktor teologii, mediewista

Publikacja: 16.02.2013 00:01

Znów bez dywizji

Foto: Fotorzepa, Darek Golik DG Darek Golik

Jak ojciec zareagował?



Ojciec Paweł Krupa:

Zamyśliłem się.



Pierwsze nie było niedowierzanie?



Właśnie nie, moją pierwszą reakcją było pytanie: „Co to znaczy?" Co to znaczy dla Kościoła, dla mnie? Co odchodzący Benedykt chce mi powiedzieć?



Ma już ojciec odpowiedź?



Mnie ta decyzja mówi: „Bierz odpowiedzialność za Kościół". To gest profetyczny – być może nadejdą czasy trudne, czasy papieży słabszych...



Gorszych?



Innych, nie tytanów ducha i umysłu jak to bywało ostatnio. Musimy być na to przygotowani, musimy wierzyć, że to, czy Kościół nadal będzie święty, będzie zależało nie od nich, a od nas.



Dotychczas zależało tylko od papieży?



Nie, ale przez ostatnie dwieście lat, od Piusa VII, mieliśmy komfortową sytuację w postaci bardzo dobrych, często świętych, wielkich papieży. Owszem, święty człowiek, żyjący Ewangelią, jakim był Grzegorz XVI, nie lubił romantycznych uniesień, więc potępił powstanie listopadowe, a jego następca Pius IX – styczniowe, ale i okrucieństwo caratu. A Leon XIII? Inteligentny, pobożny, otwarty na świat, pod koniec XIX wieku kazał się filmować! Paradoksalnie jednak, ich doskonałość stanowiła również zagrożenie.



Doskonałość zagrożeniem?



Przykładem niech będzie  – marginalne na szczęście – powstałe w XIX wieku nabożeństwo do trzech bieli.



Tego nie znam...



To ks. Bosco miał sen, że nawa Kościoła płynie, papież za sterem i jest burza, trzeba rzucić kotwicę. Wtedy wśród fal ukazują się dwie białe kolumny, na jednej hostia, na drugiej Maryja. Papież zarzuca kotwicę i ratują się. Są więc trzy biele utrzymujące Kościół: hostia, papież, Matka Boska. Odpowiedzią na ataki wobec Kościoła, w które obfitowała epoka po rewolucji francuskiej, miała być świętość jego pasterzy. Sobór Watykański II, podkreślając świętość całego Kościoła, kolegialność biskupów i odpowiedzialność świeckich zmienił tę optykę i przygotował nas na to, co dzieje się teraz.



To znaczy?



Już mówiłem, że gest Benedykta XVI, który żąda od nas wzięcia odpowiedzialności za Kościół, za jego świętość bez względu na to, kto zasiada na Stolicy Piotrowej, może być proroczy. Bo przecież historia Kościoła pokazuje nam, że nie zawsze byli to godni następcy apostoła.

Oj, nie zawsze.

A przecież Kościół mimo to trwał i był święty, był apostolski nawet kiedy na Stolicy Piotrowej zasiadał Aleksander VI, który co roku organizował przyjęcia dla rzymskich prostytutek. Najpierw była uczta, potem bal i tańce z kardynałami, a na koniec każda dostawała po jedenaście par rękawiczek.

Rękawiczek?

Też się nad tym zastanawiałem, ale tak, ofiarowywał im rękawiczki. Są na to rachunki.

Wystawiał jeszcze tym damom faktury VAT?

W Watykanie zawsze dbano o dokumenty. A wie pan, czemu rękawiczki?

Wolę się nie domyślać.

Przecież prostytutka nie mogła mieć zniszczonych rąk! Byłaby wtedy brzydka i traciłaby klientów.

Na co zatroskany Aleksander VI nie mógł pozwolić.

Zapewniał im utrzymanie. Zresztą, kiedy zostawał papieżem, powiedział kardynałom: „Ostrzegam, ja się nie zmienię". Z jednej strony słowa dotrzymał i był ciężkim draniem, z drugiej o Kościół dbał, jak umiał i wyprowadził Stolicę Apostolską ze strasznych długów.

Byli gorsi papieże od Borgii?

O tak, Jan XII zamienił Lateran w dom publiczny, czego lud mu nie mógł wybaczyć i jego ciało kilkakrotnie wyszarpywano z ziemi, by je po raz kolejny bezcześcić, odrąbując kolejne członki.

X wiek nazywa się w Watykanie okresem pornokracji – rządami prostytutek.

Z kolei o Benedykcie IX krążą najróżniejsze historie, w końcu wracał na tron trzykrotnie. Raz sprzedał papiestwo ojcu chrzestnemu, potem się rozmyślił i chciał je z powrotem, więc mówi się, że go udusił.

Miły krewniak.

Inny z papieży jest oskarżany o to, że zamordował matkę i siostrę, by przejąć po nich majątek. Celestyn V podał się do dymisji, bo słyszał głosy, że ma opuścić Rzym. Podobno to ludzie jego następcy, Bonifacego VIII, przewiercili ściany i szeptali mu przez dziury: „Wracaj, nie dasz rady".

I czego nas uczą takie historie?

Że przy najokropniejszych choćby draniach, przy których dzieją się straszne rzeczy, Kościół pozostaje święty i wydaje potem wielkich, świętych chrześcijan, także papieży. A tamci? Oni byli dziećmi swoich czasów. Naprawdę nie jest tak, że to szczególnie zdegenerowane jednostki trafiały na papieski tron.

Jestem świeżo po „Tudorach" – Henryk VIII mordował masowo żony, kochanki, niewinnych ludzi nie licząc.

Taka była wtedy mentalność ludzka. Żaden z tych potwornych papieży nie był dziwolągiem na tle epoki, lecz nieodrodnym dzieckiem swoich czasów. Renesansowy artysta Benvenuto Cellini napisał swój „Żywot własny", pięknie przetłumaczony przez Staffa, w którym przedstawia jak w lochu, do którego trafił za molestowanie nieletnich modeli, czyli mówiąc wprost, za pedofilię, bardzo cierpiał i ukazała mu się Matka Boska, mówiąca: „Synku, nie bój się, wszystko będzie dobrze".

Pocieszycielka strapionych...

Celliniemu takie rzeczy mieściły się w głowie! On przecież się swych występków w ogóle nie wstydził, uznawał je za normę. Oni tak żyli. Jak wspominany już Aleksander XVI, który sam nosił talizman zrobiony przez astrologa, a jednocześnie karał kogoś, kto nie oddał należnej czci Matce Boskiej!

Koszmarne przykłady można mnożyć.

A jednocześnie już w średniowieczu zrodziło się przekonanie, że to nie ten cudzołożnik, łajdak, czarnoksiężnik jest ważny, tylko Piotr, którego jest następcą. I jeśli ów następca działa zgodnie z depozytem piotrowej wiary, to lud będzie go słuchać.

A jeśli nie?

To najpierw napiszemy pasquinatę, czyli wyjątkowo szyderczy pamflet na papieża, który przylepimy na Pasquino – rzeźbę z III wieku przed Chrystusem, która stoi na rogu jednej z uliczek Rzymu. Tak mieszkańcy zwykli się wypowiadać na temat swych zarządców, czyli zwykle papieży. A po śmierci takiego delikwenta potrafiono wywlec z grobu i włóczyć po ulicach, by zemścić się na zwłokach.

Mówi ojciec o zwłokach bezczeszczonych, ale sam Watykan jest poniekąd zbudowany na grobie.

Ale na szczęście na grobie św. Piotra, który wedle wszelkiego prawdopodobieństwa jest tam pochowany, choć nigdy w Watykanie nie mieszkał.

A gdzie mieszkał?

Po zmartwychwstaniu Chrystusa najpierw w Antiochii, czyli dzisiejszej Antakyi w Turcji.

Gdzie już w zasadzie nie ma chrześcijan...

Ale wciąż jest, rezydujący w Jerozolimie, patriarcha Antiochii. Jeden z moich współbraci, nieżyjący już o. Irenee-Henri Dalmais spotkał patriarchę, gdy ten dostał list z Watykanu, że zostaje mianowany kardynałem. Jan XXIII chciał w ten sposób rozwiązać problem precedencji biskupów przed Soborem Watykańskim II – kto po kim idzie, czy patriarchowie przed kardynałami, czy za i tak dalej...

Patriarcha się ucieszył z nominacji?

A skąd! Rzucił ten list ojcu Dalmais i kpi: „Papież sobie myśli, że robi mi zaszczyt, mianując mnie, następcę św. Piotra, rzymskim proboszczem!"

Właściwie dlaczego nie mamy papieża w Antiochii?

Bo cały starożytny świat ciążył ku Rzymowi, nic dziwnego, że chrześcijanie również. Akurat Piotr i Paweł trafili tam nie do końca z własnej woli, ale śmiem twierdzić, że było to nieuniknione.

Piotr zostawił żonę i rodzinę w Kafarnaum?

Tego nie wiemy do końca – może ją zostawił, może umarła, a może towarzyszyła mu jakiś czas? W Rzymie, kiedy umierał, raczej jej przy nim nie było.

Jego następcy mieli świadomość swej wyjątkowości?

Nie ma żadnej wątpliwości, że byli dumni z tego, iż są następcami Piotra. To do nich zwracają się inni biskupi po radę, pytając, jak rozstrzygać dylematy wiary. Na przykład w II wieku wybuchł spór, kiedy obchodzić Wielkanoc. I do kogo zwrócili się biskupi o arbitraż? Do następcy Piotra, bo on niesie w sobie obietnicę Chrystusa, że będzie skałą, na której powstanie Kościół. Nie miało znaczenia, czy Piotr nazywa się Soter, Zozym czy jeszcze inaczej. Mało tego, listy krążyły wtedy bardzo powoli i czasem list adresowany do jednego papieża trafiał do jego następcy, bo poprzednik umarł. I następca odpowiadał, jakby pisali do niego.

Jak żyli biskupi?

Bardzo wcześnie przeszli na utrzymanie swoich katakumbowych wspólnot. Co prawda św. Paweł był bardzo dumny, że utrzymywał się z tkactwa, ale nie sądzę, by się tym zajmował na cały etat. Po prostu nie było na to czasu.

Po Konstantynie skończyły się prześladowania, a chrześcijaństwo stało się religią oficjalną. Co działo się z papieżem?

Wspominałem o listach w sprawach wiary, które biskupi wysyłali do biskupa Rzymu. To się zaczęło zmieniać mniej więcej pod koniec IV wieku, właśnie dlatego że biskup Rzymu zyskał na znaczeniu, stał się kimś ważnym w otoczeniu cesarskim.

Przestali do niego pisać?

Nie, zmienił się charakter listów. Zamiast o sprawy wiary pytali o jurysdykcję. A bo gdzieś dwóch księży się pokłóciło albo i pobiło, i co robić? Nagle papież stał się nie tylko nauczycielem wiary, ale i rozjemcą, sędzią, urzędnikiem kościelnym...

...I wtedy rodziła się kuria.

Ktoś mu musiał te listy pisać, kopiować i rzeczywiście tak się stało. A że był to świat rzymski, więc cesarstwo może chylić się ku upadkowi, ale porządek w papierach musi być – powstają archiwa, biblioteki, każdy list jest kopiowany. I na początku VI wieku słynny mnich Dionizy Mały...

...Który zafundował nam pomyłkę w obliczaniu daty urodzin Jezusa.

Ale też zebrał papieskie odpowiedzi i wypowiedzi soborów w „Księgę kanonów" i „Księgę dekretów". Tak narodziło się prawo kanoniczne. Proszę zwrócić uwagę, że to powstało bardzo naturalnie, wynikało z potrzeb Kościoła.

We wczesnym średniowieczu rola papieża rosła.

Do tego stopnia, że cesarz bizantyjski Justynian Wielki wydał dekret, iż żaden biskup wschodni nie może podjąć decyzji dotyczącej jedności Kościoła bez zgody biskupa Rzymu. Bo to była ta instancja, którą uznawali wszyscy.

Rzym jako cesarstwo upadł, rosła potęga Bizancjum i państwa Franków, ale jednak Karol Wielki nie osadził papieża w Trewirze czy Akwizgranie.

Bo siła Rzymu nie polegała na znaczeniu politycznym, tylko na nieprawdopodobnym magnetyzmie symbolu. Może sobie być Konstantynopol najwspanialszym i najbogatszym miastem świata, a Rzym kupką ruin, ale to on przyciąga mitem.

Już wtedy?

Kiedy barbarzyńca Teodoryk zdobył Rzym, to jego marzeniem była restauracja cesarstwa: próbował z niedobitków arystokracji odtworzyć senat.

Ale za Karola Wielkiego kształtowała się Europa i jej serce biło we Francji, Niemczech, a nie w Rzymie. Dlaczego papież został tam?

Bo tam jest Piotr! To się zaczęło w II wieku, kiedy Ireneusz z Lyonu mawiał, że to oni są Kościołem rzymskim, bo mogą wykazać się sukcesją apostolską od Piotra właśnie. Papież może rezydować gdzie indziej, ale to Rzym stał się symbolem, do którego się wszyscy odwołują. Poruszającą historię opowiadał Maciej Zięba, który kiedyś wychodził od Jana Pawła II, Ojciec Święty chwycił go za rękę i powiedział: „Ja wiem, że jestem słaby i że czasem mi nie wychodzi, ale tu jest Piotr".

Średniowiecze to też czas wplątania papiestwa w spory polityczne, walki i wojny.

Z jednej strony papieże coraz mocniej stawali się autorytetami w dziedzinie wiary, moralności, sprawiedliwości społecznej, a z drugiej nie mieli dywizji, często nawet tyle, żeby po prostu się bronić. Dlatego próbowano jakoś osadzić ich w świecie.

Jak to się zaczęło?

Od praktyki papiestwa rodzinnego, czyli wybierania Ojca Świętego spośród ważnych rodów rzymskich.

Koszmar.

Ale tylko taki papież, który miał za sobą poparcie patrycjuszy, był bezpieczny. Jedną z rodzin, która najdłużej trzymała władzę, byli hrabiowie Tusculum, miasteczka kilka kilometrów od Rzymu, w którym swego czasu bywał Cyceron. Ale to była straszna rodzina, to, co się tam działo...

W Polsce za straszną rodzinę też są uznawani Tusk(ulum).

(śmiech) To nie ta sama rodzina. Hrabiowie Tusculum dominowali nad papiestwem tysiąc lat temu, w X–XI wieku. Później próbowali odzyskać wpływy, lecz ich miasto zostało zrównane z ziemią.

Ale nie przez Kaczorum.

I mów tu z dziennikarzem! Nie, ale po ich rządach stało się jasne, że w nowej epoce papiestwo potrzebuje stabilizacji, również politycznej.

Swą potęgę objawiło w 1077 roku, kiedy Grzegorz VII zmusił króla niemieckiego Henryka IV do pójścia do Canossy.

Spór dotyczył inwestytury, czyli prawa do powoływania biskupów, który wygrał Grzegorz i ustalił na wieki supremację Kościoła nad Cesarstwem, którego pełnię przeżywało ponad sto lat później za pontyfikatu Innocentego III. Choć proszę pamiętać, że nie była to walka państwa z Kościołem, ale spór dwóch autorytetów religijnych. W końcu cesarz też nim, jako pomazaniec Boży, był. Ciekawe, że zachowali to królowie francuscy, których się nie koronowało, a konsekrowało. Ten czas wielkiej potęgi świeckiej papiestwa trwał do XIV wieku.

Kiedy to najpierw papieże w ramach „niewoli awiniońskiej" rezydowali we Francji, a potem przez czterdzieści lat, na przełomie XIV i XV wieku było po dwóch, trzech papieży i antypapieży.

Wcześniej, w XIII wieku też nie brakowało konfliktów. Jeden wielki spór związany był z pojawieniem się uniwersytetów, kiedy to papiestwo broniło wolności nauki od lokalnych układów, a władze świeckie próbowały je sobie podporządkować. I w takiej atmosferze doszło do niewoli awiniońskiej i schizmy zachodniej. A jak reagowali wierni?

No właśnie?

Z podziwu godnym spokojem. Najlepszym przykładem jest zakon dominikanów, gdzie ustalono, że prowincje mogą wybrać, któremu papieżowi podlegają, ale obie grupy: awiniońska i rzymska mają wspólnego generała, bo zakon jest jeden. Katarzyna Sieneńska była świętą obediencji rzymskiej, Wincenty Ferreriusz – awiniońskiej, a oboje są wyniesionymi na ołtarze dominikańskimi świętymi.

Tylko dominikanie byli tak wyluzowani?

Tak samo reagowali katolicy, którzy nie toczyli o to wojen, wierząc, że kardynałowie się w końcu dogadają. To była wojna na górze, a lud Boży wierzył, chodził do kościoła i modlił się.

Jak decydowano, który papież jest właściwy, a który nie?

Większe szanse mieli papieże rzymscy, bo już wtedy ustaliła się tradycja, iż biskupa Rzymu wybiera rzymski kler. A ponieważ Kościół się rozszerzył, to rzymskim klerem mianuje się kardynałów, czyli biskupów z różnych części świata.

Zdarzają się kardynałowie, którzy nie są biskupami.

To wyjątki: są zwolnieni z przyjęcia sakry biskupiej przez papieża.

Niegdyś kardynałami byli świeccy.

Do ostatnich należał w połowie XIX wieku Giacomo Antonelli, sekretarz stanu za Piusa IX. Dziś kardynałami są zazwyczaj biskupi z różnych państw, którym daje się tytularne probostwa lub diakonie, a kilku najważniejszym – maleńkie podrzymskie diecezje jak Frascati czy Ostia.

Ostateczne pożegnanie się papiestwa z władzą świecką nastąpiło w XIX wieku, po zjednoczeniu Włoch, gdy Pius IX ogłosił się „więźniem Watykanu".

Jakieś atrybuty tej władzy papieżom zostały: są głową Watykanu, mają nuncjatury, podpisują konkordaty, ale rzeczywiście papież znowu nie miał żadnej dywizji i został pozbawiony władzy świeckiej.

Zmieniło się też jego usytuowanie.

Był czas, że od decyzji soboru odwoływano się do papieża, a był czas, gdy było na odwrót, czyli od decyzji papieża można się było odwołać do soboru. W jakim kierunku idziemy teraz? Nie wiem, ale jakkolwiek zwiększana byłaby kolegialność w podejmowaniu decyzji, postępowała decentralizacja władzy, to papież zawsze będzie w centum.

Dziś media najchętniej meblowałyby i ustawiały cały Kościół. Siła świata nie wymusi na biskupach Rzymu przechodzenia na emeryturę?

Jestem przekonany, że będą się przed tym bronić i będą mieli rację. Ja w ogóle jestem raczej zwolennikiem zasady, że biskup powinien być przywiązany do swego biskupstwa. Nie przekonują mnie częste przenosiny z miejsca na miejsce. Skoro cię wybrali tu na biskupa, to siedź i pracuj, jakby cię tu mieli pochować. Bo to zupełnie inna perspektywa: czy zaraz stąd wyfruniesz na lepsze miejsce, czy wiesz, że tu umrzesz. Wtedy ci zależy, by na twój grób raczej nie pluli.

Wróćmy na koniec do Benedykta XVI. Nie boi się ojciec niczego?

Ja się dziś czuję jak w XIV wieku. Tam, na szczytach przewalają się jakieś burze, papież próbuje stawić im czoła, a ja, maluczki, buduję Kościół tu gdzie jestem i ufam. Nie dlatego, że papieżem jest najsilniejszy, najwspanialszy i najgenialniejszy kapłan na ziemi, ale że jest on sługą Jezusa Chrystusa i następcą Piotra.

Ojciec Paweł Krupa jest historykiem mediewistą. Studiował w Krakowie, Paryżu i Rzymie. Jest członkiem Commissio Leonina przygotowującej krytyczne wydanie dzieł św. Tomasza z Akwinu, od 2010 roku dyrektor Instytutu Tomistycznego

Jak ojciec zareagował?

Ojciec Paweł Krupa:

Pozostało 100% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Taka debata o aborcji nie jest ok
Plus Minus
„Dziennik wyjścia”: Rzeczywistość i nierzeczywistość
Plus Minus
Europejskie wybory kota w worku
Plus Minus
Waleczny skorpion
Plus Minus
Gość „Plusa Minusa”, Jacek Kopciński, opowiada o „Diunie”, „Odysei” i Coetzeem
Materiał Promocyjny
Technologia na etacie. Jak zbudować efektywny HR i skutecznie zarządzać kapitałem ludzkim?