W kwietniu 2009 roku włoskie miasto d' Aquila zostało dotknięte katastrofalnym trzęsieniem ziemi. Poważnych uszkodzeń doznała najważniejsza świątynia stolicy Abruzji – bazylika Santa Maria di Collemaggio. Zawaliła się kopuła, zasypując sarkofag świętego Celestyna. Gdy do miasta przybył Benedykt XVI, pokazano mu wydobyty spod gruzów relikwiarz. Papież położył na nim swój paliusz. Ten gest nie wywołał wówczas żadnej sensacji. Dziś, po zapowiedzi odejścia Josepha Ratzingera na emeryturę, nabrał nowego znaczenia. Zdjęcie, na którym papież pochyla się nad sarkofagiem swego poprzednika, który 719 lat temu dobrowolnie zrzekł się tiary, znalazło się na pierwszych stronach gazet i serwisów internetowych. Historia zatoczyła koło?
Celestyn V, podając się do dymisji, miał 85 lat. Był więc o rok młodszy od Benedykta. Biorąc pod uwagę średniowieczne normy, można go jednak uznać za prawdziwego Matuzalema. Abdykacja wzburzyła ówczesną opinię publiczną. Jedni twierdzili, że prostego mnicha przerosła godność następcy świętego Piotra. Drudzy, że padł ofiarą intryg kardynałów bojących się reformy Kościoła jak diabeł święconej wody. Dante Alighieri w „Boskiej Komedii" niedwuznacznie zarzucił Celestynowi tchórzostwo. Jego marę umieścił w przedsionku Piekła, gdzie rój os i mszyc kąsa do krwi „podłe sotnie, których Bóg i czart równo się wyrzeka". Francesco Petrarca był przeciwnego zdania. Uznał rezygnację papieża za objaw prawdziwie anielskiego ducha.
Więzień stanu
Kardynał Benedetto Gaetani pierwszy dowiedział się o abdykacyjnych zamiarach szefa. Sądząc z tego, co się stało później, być może nawet je inspirował. Przyszły papież Bonifacy VIII był pod każdym względem przeciwieństwem Celestyna. Arystokrata, wykształcony, dobrze znający Europę i układ sił w kurii, ceniący dobra materialne i – last but not east – żądny władzy. Jako ekspert prawa kanonicznego orzekł, że rezygnacja papieża, choć precedensowa, jest dopuszczalna. Wielu podważało ten pogląd.
13 grudnia 1294 roku człowiek, od pięciu miesięcy pełniący obowiązki głowy Kościoła, stanął przed kardynałami i powiedział: „Ja, Celestyn V, powodowany wielu słusznymi względami, pragnąc oddać się doskonalszemu życiu w skromniejszym stanie, w obawie narażenia mego sumienia, wobec mojej słabości i nieudolności, uwzględniając nadto złość ludzką i własne ułomności, pragnąc spokoju i pociechy duchowej, której używałem przed wyborem, zupełnie dobrowolnie zrzekam się najwyższego pontyfikatu, składam godność papieża i opuszczam przywiązane do niej obowiązki". Tak wyobrażał sobie mowę abdykacyjną biskupa Rzymu XIX-wieczny pisarz katolicki Ernest Hello.
W trosce o morale czytelników Francuz pominął milczeniem późniejsze losy ekspapieża. A nie były one wesołe. Celestyn, a właściwie już tylko Piotr z Morrone, wyobrażał sobie, że teraz będzie mógł spokojnie wrócić do swej groty. Jego następca miał jednak inne zdanie na ten temat. Kościół nie mógł mieć dwóch arcypasterzy, nawet jeżeli jeden z nich pokornie usunąłby się na prowincję. To pachniało schizmą, zwłaszcza że zwolennicy „anielskiego papieża" byli wcale liczni i wpływowi.
Bonifacy VIII anulował większość decyzji poprzednika, a jego samego trzymał pod strażą. Staruszek jakimś cudem zdołał się wymknąć. Schwytany po kilku miesiącach, został przewieziony do zamku Fumone w Lacjum. Turystom do dziś pokazuje się ciasną celę, w której Piotr 19 maja 1296 roku dokonał żywota. Historyk Jacques Le Goff uważa, że jego śmierć była „symbolem zakrętu w dziejach świata chrześcijańskiego". Istotnie, Celestyn V był pod wieloma względami wyjątkowym papieżem. Zawiódł jednak tych, którzy oczekiwali, że jego pontyfikat rozpocznie ostatni etap w dziejach ludzkości – epokę Ducha Świętego.
XIII wiek, uważany za apogeum średniowiecza, nie był wolny od sprzeczności. Odrodzeniu religijnemu towarzyszyły postępy laicyzacji, pochodnej rozwoju miast i uniwersytetów. Monopol ideologiczny Kościoła został naruszony przez służących monarchom prawników oraz filozofów, zainspirowanych lekturą dzieł pogańskich (Platon, Arystoteles) i arabskich (Awerroes). W państwach Europy kiełkowała idea narodowa, która w przyszłości miała przyczynić się do rozbicia chrześcijańskiego uniwersum.
Był to złoty wiek zakonów żebraczych: franciszkanów i dominikanów. Pierwszych nazywano „rybakami ludzi", drugich – „myśliwymi". Na granicy herezji balansowali zwolennicy skrajnego „ewangelicznego" ubóstwa, którzy uważali, że człowiek (a już na pewno zakonnik) poza jedzeniem i ubraniem niczego nie potrzebuje. Dysputy o majątku Chrystusa i apostołów rozpalały emocje, bo naprawdę chodziło w nich o bogactwo Kościoła. Szerzyły się pogłoski o bliskim końcu świata.
Człowiek na osiołku
Biskupów Rzymu wybierano wówczas w wielkich bólach. Po zgonie Klemensa IV kardynałowie przez trzy lata nie mogli dojść do porozumienia. Dopiero gdy zirytowani mieszkańcy Viterbo uwięzili ich w pałacu papieskim, zerwali dach i zaczęli zmniejszać racje żywnościowe, konklawe zakończyło się sukcesem. Bulla „Ubi periculum" z 1274 roku, która miała zapobiec podobnym skandalom w przyszłości, już dwa lat później została odwołana. Przeciąganie elekcji wielu ludziom zwyczajnie się opłacało. Po śmierci Mikołaja IV, pierwszego franciszkanina na tronie św. Piotra, sediswakancja trwała 27 miesięcy. Do zebranych w Perugii kardynałów doszła wieść, że słynny pustelnik i uzdrowiciel z Abruzji ostrzega ich przed gniewem Bożym, jeśli szybko nie przełamią impasu. Reakcja była zaskakująca: dostojnicy jednomyślnie wybrali na papieża owego pustelnika. Czyżby i oni uwierzyli w moc przepowiedni?
Elekt był najmłodszym z 11 dzieci ubogich wieśniaków. Matka chciała, by tak jak brat poświęcił się służbie Bogu. Rodzina protestowała: „wystarczy jeden, który nie pracuje". Piotr mimo to przyjął święcenia i osiadł w klasztorze benedyktynów. Miał jednak duszę ascety i lepiej czuł się na odludziu. Upodobał sobie górę Morrone, gdzie założył zgromadzenie nazwane potem celestynami. W 1274 roku udał się na sobór do Lyonu (na piechotę), by uzyskać zatwierdzenie swej wspólnoty przez władze kościelne. Mnisi z Abruzji nie jedli mięsa i często pościli, nosili białe habity i czarne kaptury. Gdy zakon liczył już 600 członków, Piotr zrezygnował z roli przełożonego, by znowu zostać eremitą.
W sierpniu 1294 roku nowy papież wjechał do L'Aquili na ośle, niczym Chrystus do Jerozolimy. Eskortował go Karol II Kulawy z dynastii Andegawenów, który w nagłym wyniesieniu poddanego dostrzegł dla siebie wielką szansę. Jakoż niedoświadczony Celestyn ulegał królowi we wszystkim. Po koronacji zamiast do Rzymu udał się do Neapolu i zamieszkał w Castel Nuovo. Wśród 12 (!) nowych kardynałów, jakich powołał, było aż siedmiu Francuzów i trzech Neapolitańczyków. Po myśli Karola rozstrzygnął spór o Sycylię. Jak przystało na papieża-mnicha, obsypał dobrodziejstwami zakony. Poparł zwolenników skrajnego ubóstwa, pozwalając im założyć własne zgromadzenie. Ten kurs z pewnością nie odpowiadał konserwatystom z kurii. Przeciwnicy wytykali papieżowi brak wykształcenia i nieznajomość łaciny. Teksty przypisywane Celestynowi (w tym „Autobiografia") odznaczają się jednak wytwornym, literackim stylem. Czyżby ich autorem był ktoś inny?
Krótki pontyfikat „papieża z ludu" rychło przesłoniły dramatyczne losy jego następcy. Bonifacy VIII po wielkim sukcesie roku jubileuszowego poczuł się panem Europy. Odłożył na później plan nowej krucjaty (w 1291 roku padła Akka, ostatnia twierdza krzyżowców w Palestynie). Najpierw chciał rozprawić się ze swoimi wrogami z rodu Colonnów. Głosili oni, że abdykacja Celestyna była niezgodna z prawem, a on sam został zamordowany.