Zbyt święty, by rządzić

Oczekiwano, że Celestyn V będzie papieżem końca świata. Spełnienie tego postulatu przekraczało jednak jego możliwości

Publikacja: 16.02.2013 00:01

Koło historii. Benedykt XVI u stóp relikwiarza Celestyna V. D'Aquila, kwiecień 2009 roku

Koło historii. Benedykt XVI u stóp relikwiarza Celestyna V. D'Aquila, kwiecień 2009 roku

Foto: AFP

W kwietniu 2009 roku włoskie miasto d' Aquila zostało dotknięte katastrofalnym trzęsieniem ziemi. Poważnych uszkodzeń doznała najważniejsza świątynia stolicy Abruzji – bazylika Santa Maria di Collemaggio. Zawaliła się kopuła, zasypując sarkofag świętego Celestyna. Gdy do miasta przybył Benedykt XVI, pokazano mu wydobyty spod gruzów relikwiarz. Papież położył na nim swój paliusz. Ten gest nie wywołał wówczas żadnej sensacji. Dziś, po zapowiedzi odejścia Josepha Ratzingera na emeryturę, nabrał nowego znaczenia. Zdjęcie, na którym papież pochyla się nad sarkofagiem swego poprzednika, który 719 lat temu dobrowolnie zrzekł się tiary, znalazło się na pierwszych stronach gazet i serwisów internetowych. Historia zatoczyła koło?

Celestyn V, podając się do dymisji, miał 85 lat. Był więc o rok młodszy od Benedykta. Biorąc pod uwagę średniowieczne normy, można go jednak uznać za prawdziwego Matuzalema. Abdykacja wzburzyła ówczesną opinię publiczną. Jedni twierdzili, że prostego mnicha przerosła godność następcy świętego Piotra. Drudzy, że padł ofiarą intryg kardynałów bojących się reformy Kościoła jak diabeł święconej wody. Dante Alighieri w „Boskiej Komedii" niedwuznacznie zarzucił Celestynowi tchórzostwo. Jego marę umieścił w przedsionku Piekła, gdzie rój os i mszyc kąsa do krwi „podłe sotnie, których Bóg i czart równo się wyrzeka". Francesco Petrarca był przeciwnego zdania. Uznał rezygnację papieża za objaw prawdziwie anielskiego ducha.

Więzień stanu

Kardynał Benedetto Gaetani pierwszy dowiedział się o abdykacyjnych zamiarach szefa. Sądząc z tego, co się stało później, być może nawet je inspirował. Przyszły papież Bonifacy VIII był pod każdym względem przeciwieństwem Celestyna. Arystokrata, wykształcony, dobrze znający Europę i układ sił w kurii, ceniący dobra materialne i – last but not east – żądny władzy. Jako ekspert prawa kanonicznego orzekł, że rezygnacja papieża, choć precedensowa, jest dopuszczalna. Wielu podważało ten pogląd.

13 grudnia 1294 roku człowiek, od pięciu miesięcy pełniący obowiązki głowy Kościoła, stanął przed kardynałami i powiedział: „Ja, Celestyn V, powodowany wielu słusznymi względami, pragnąc oddać się doskonalszemu życiu w skromniejszym stanie, w obawie narażenia mego sumienia, wobec mojej słabości i nieudolności, uwzględniając nadto złość ludzką i własne ułomności, pragnąc spokoju i pociechy duchowej, której używałem przed wyborem, zupełnie dobrowolnie zrzekam się najwyższego pontyfikatu, składam godność papieża i opuszczam przywiązane do niej obowiązki". Tak wyobrażał sobie mowę abdykacyjną biskupa Rzymu XIX-wieczny pisarz katolicki Ernest Hello.

W trosce o morale czytelników Francuz pominął milczeniem późniejsze losy ekspapieża. A nie były one wesołe. Celestyn, a właściwie już tylko Piotr z Morrone, wyobrażał sobie, że teraz będzie mógł spokojnie wrócić do swej groty. Jego następca miał jednak inne zdanie na ten temat. Kościół nie mógł mieć dwóch arcypasterzy, nawet jeżeli jeden z nich pokornie usunąłby się na prowincję. To pachniało schizmą, zwłaszcza że zwolennicy „anielskiego papieża" byli wcale liczni i wpływowi.

Bonifacy VIII anulował większość decyzji poprzednika, a jego samego trzymał pod strażą. Staruszek jakimś cudem zdołał się wymknąć. Schwytany po kilku miesiącach, został przewieziony do zamku Fumone w Lacjum. Turystom do dziś pokazuje się ciasną celę, w której Piotr 19 maja 1296 roku dokonał żywota. Historyk Jacques Le Goff uważa, że jego śmierć była „symbolem zakrętu w dziejach świata chrześcijańskiego". Istotnie, Celestyn V był pod wieloma względami wyjątkowym papieżem. Zawiódł jednak tych, którzy oczekiwali, że jego pontyfikat rozpocznie ostatni etap w dziejach ludzkości – epokę Ducha Świętego.

XIII wiek, uważany za apogeum średniowiecza, nie był wolny od sprzeczności. Odrodzeniu religijnemu towarzyszyły postępy laicyzacji, pochodnej rozwoju miast i uniwersytetów. Monopol ideologiczny Kościoła został naruszony przez służących monarchom prawników oraz filozofów, zainspirowanych lekturą dzieł pogańskich (Platon, Arystoteles) i arabskich (Awerroes). W państwach Europy kiełkowała idea narodowa, która w przyszłości miała przyczynić się do rozbicia chrześcijańskiego uniwersum.

Był to złoty wiek zakonów żebraczych: franciszkanów i dominikanów. Pierwszych nazywano „rybakami ludzi",  drugich – „myśliwymi". Na granicy herezji balansowali zwolennicy skrajnego „ewangelicznego" ubóstwa, którzy uważali, że człowiek (a już na pewno zakonnik) poza jedzeniem i ubraniem niczego nie potrzebuje. Dysputy o majątku Chrystusa i apostołów rozpalały emocje, bo naprawdę chodziło w nich  o bogactwo  Kościoła. Szerzyły się pogłoski o bliskim końcu świata.

Dostęp na ROK tylko za 79zł z Płatnościami powtarzalnymi BLIK

Jak zmienia się Polska, Europa i Świat? Wydarzenia, społeczeństwo, ekonomia i historia w jednym miejscu i na wyciągnięcie ręki.
Subskrybuj i bądź na bieżąco!
Plus Minus
Chińskie marzenie
Plus Minus
Jarosław Flis: Byłoby dobrze, żeby błędy wyborcze nie napędzały paranoi
Plus Minus
„Aniela” na Netlfiksie. Libki kontra dziewczyny z Pragi
Plus Minus
„Jak wytresować smoka” to wierna kopia animacji sprzed 15 lat
Materiał Promocyjny
Firmy, które zmieniły polską branżę budowlaną. 35 lat VELUX Polska
gra
„Byczy Baron” to nowa, bycza wersja bardzo dobrej gry – „6. bierze!”