Ilustruje pan często książki, jednak głównie znamy pana ze znakomitych plakatów. Czym się różnią te dwie formy?
Andrzej Pągowski:
Aktualizacja: 23.03.2013 00:00 Publikacja: 23.03.2013 00:01
Foto: Plus Minus, Andrzej Pągowski Andrzej Pągowski
Ilustruje pan często książki, jednak głównie znamy pana ze znakomitych plakatów. Czym się różnią te dwie formy?
Andrzej Pągowski:
Jeżeli chodzi wyłącznie o kwestie graficzne, można by powiedzieć, że nie różnią się niczym. Ostatnio miałem nawet dyskusję z jednym z klientów, że jak ja mogę tak samo wyceniać projekt e-kartki, jak zwykłej kartki drukowanej. Natomiast cały proces podejścia do ilustracji bardzo silnie wiąże się z tym, gdzie będzie ona prezentowana. Nazwisko wyrobiłem sobie w plakacie, bo plakat był kiedyś najwyższą formą sztuki graficznej, można wręcz powiedzieć, że był na równi z malarstwem i wszystkimi innymi sztukami wyższymi. Zresztą kiedyś nie było wątpliwości, co jest najważniejsze, a dziś nie wiadomo, jaka forma jest bardziej znacząca: czy grafika stron WWW czy tworzenie logo, czy różnych ilustracji.
Dlaczego miejsce, gdzie grafika się znajdzie, ma takie znaczenie?
W przypadku plakatu teoretycznie mam do dyspozycji 100 cm na 70 cm i mogę coś na tej przestrzeni stworzyć, niezależnie od tego, czy ilustruję półtoragodzinny film czy dwugodzinny spektakl. Ale w rzeczywistości mam od kilku do kilkunastu sekund, gdy widz będzie spoglądał na ten plakat na ulicy. Z ilustrowaniem książek jest zupełnie inaczej. Tu na 100 procent mogę założyć, że jak ktoś już ją otworzył i ogląda ilustracje, to jest nią zainteresowany.
Jak powinna wyglądać dobrze zilustrowana książka?
Przede wszystkim książka powinna być porządnie zrobiona, to znaczy, że musi mieć jakiś klimat, wszystkie elementy muszą do siebie pasować, być częścią tego samego świata: czcionki na ilustracjach, kolory, kształty. Książka wymaga konsekwencji, stworzenia kilkudziesięciu ilustracji w identycznym stylu, plastycznie takich samych. Ponadto powinny one tworzyć jakąś opowieść.
Weźmy pana ilustracje do „Legend polskich". Jaką tworzą one opowieść?
Najpierw czytamy o Smoku Wawelskim w grocie, więc rysuję oczy w ciemnej jaskini. Potem się rozkręcam, smoka wciąż nie widać, ale rysunki coraz bardziej działają na wyobraźnie. Dopiero na końcu pojawia się smok w całej okazałości – to punkt kulminacyjny.
Nie przekonam się nigdy do czytania e-booków na tablecie, bo gdy czuję dotyk papieru, wierzę, że jeszcze nie zdziczałem
Tworzy pan w naszej wyobraźni konkretny świat. Czuje pan za niego odpowiedzialność?
Teraz czuję. Przyznam, że pierwsze książki ilustrowałem trochę bez poczucia takiej odpowiedzialności. Przygotowuję teraz wystawę, zbieram wszystkie moje prace i kiedy oglądam ilustrowane przeze mnie książki z lat 80., to jedne są fajniejsze, inne mniej fajne, ale szczerze mówiąc, to nie ma w nich sensu. Byłem młody, traktowałem to jak zwykłe zlecenia, tworzyłem obrazki i wysyłałem do wydawnictwa. Dziś pracuję zupełnie inaczej. Traktuję to naprawdę poważnie, bo zupełnie czymś innym jest ilustrowanie czegoś co, co ma inny niż plakat wymiar wizualny, jak na przykład film czy spektakl, a co innego, kiedy moje ilustracje tworzą jedyną rzeczywistość wizualną jakiejś historii – jak to się dzieje w książce.
Inaczej się zapewne tworzy okładkę. Czy ona nie jest trochę jak plakat?
Oczywiście, okładka jest plakatem, czyli walką o widza. Tu z założenia wszyscy mamy takie same szanse, bo mamy podobny format, nasze książki leżą rozłożone na blatach w księgarni okładkami do góry i czytelnicy sobie je oglądają. Jednak kiedy pan obejrzy moje okładki, to zauważy pan, że są one zupełnie inne niż moje plakaty.
Dlaczego? Przecież sam mówi pan, że okładka to plakat...
Zacznijmy od tego, że olbrzymia ilość okładek to okładki zdjęciowe. Czegokolwiek nie zrobię więc graficznego, to moje okładki na tych blatach w księgarni już się wyróżniają. Jednak nikt nie chce już okładek graficznych. Z nimi jest podobna sytuacja jak z plakatem filmowym. Wydawca mówi tak: jak okładka będzie graficzna, to czytelnik pomyśli, że książka jest pewnie bardzo ambitna i inteligentna...
...i się nie sprzeda.
Dokładnie tak. Przecież kiedy plakat do filmu jest abstrakcyjny, to jasne jest, że to nie będzie płytki film akcji. Moim zdaniem jednak takie podejście jest straszne. Media stworzyły widza o określonym zasobie inteligencji i twierdzą – na podstawie różnych słupków i tabelek – że to właśnie on jest odbiorcą teatru, kina, książki, gazet. Mówiąc wprost: konsument, do którego to wszystko ma trafiać, charakteryzowany jest jako debil. Wydawcy dziś mi mówią, że okładka ma być nie za trudna, a całe życie mnie uczono, że okładka ma z jednej strony o czymś opowiadać, a z drugiej po prostu musi być atrakcyjna, porządnie przygotowana.
Ale ludzie kupują te brzydkie książki. Może rzeczywiście nie zależy im na dobrych ilustracjach...
Tylko że jeżeli w grocie Lascaux widzimy przepiękne grafiki stworzone przez ludzi pierwotnych, to oznacza, że od samego początku była w ludziach chęć wyrażania piękna. Nie mamy podstaw do spekulowania, że ci ludzie tworzyli z innych pobudek niż czysta potrzeba pokazywania piękna. I nie wyobrażam sobie, byśmy kiedykolwiek mogli funkcjonować w świecie pozbawionym urody. Choć muszę wspomnieć, że pod tym względem za olbrzymie zagrożenie uważam całą elektronikę i Internet.
A koło pana leżą właśnie iPhone i iPad.
Tak, ubóstwiam te gadżety i nawet już na nich czasem pracuję, choć nie wszyscy graficy przekonali się do elektronicznych aplikacji zamiast realnego papieru i kredek. Tyle że czym innym są ułatwienia w życiu, a czym innym przeżywanie sztuki. Na pewno nie przekonam się nigdy do czytania e-booków na tablecie, bo jednak dotyk papieru jest dla mnie tym, co świadczy, że jeszcze nie zdziczałem. Bo przecież elektronika, zimno ekranu, jest w pewnym sensie właśnie takim zdziczeniem. Korzystamy z całkowicie zunifikowanych systemów, w których już nie ma miejsca na urodę.
W papierowych książkach też jest go już coraz mniej, żadna więc różnica...
Dla mnie sprzedawanie brzydkich książek to zwykła dilerka. Jaka jest różnica między handlem narkotykami i niszczeniem ludzkiego zdrowia a rozpowszechnianiem brzydkich towarów i niszczeniem estetyki? Ludzie sobie nie zdają sprawy, jak bardzo psuje to nasze człowieczeństwo. Ja biorę odpowiedzialność za swoje grafiki i chcę, aby wydawca także wziął odpowiedzialność za swoją pracę. A on chce tylko zarobić, nie obchodzi go, że ja potem nie będę mógł spać po nocach, bo zepsułem dzieciństwo jakiemuś dziecku, rysując brzydkiego smoka na życzenie wydawcy, który uważał, że taki się lepiej sprzeda. On to ma głęboko w nosie, płaci mi krocie za okładkę i mam mu to zrobić, koniec.
Nie ma dziś już dobrze zilustrowanych książek?
To zależy. Spójrzmy na rynek książek dla dzieci. On jest cudowny, odbywa się na nim dziś prawdziwa rewolucja. Tak pięknych książek i tak wielkiej oferty naprawdę dawno w Polsce nie było. Jeżeli na to są odbiorcy (a zapewne są, skoro powstaje tak wiele wydawnictw), to za parę lat powinny się odwrócić te niekorzystne dla książki trendy.
Jest pan optymistą.
Musimy tylko uzmysłowić czytelnikom, że mają prawo wymagać. Niech przestaną wydawać swoje ciężko zarobione pieniądze na brzydotę – głosujmy portfelem. W księgarniach omijajmy pierwsze lady i od razu wchodźmy głębiej, bo wszędzie: w sklepach spożywczych, wielkich marketach itd., na początku zawsze wystawiony jest szajs. Książki, które są ustawione na samym początku sklepu sprzedałyby się nawet wtedy, gdyby w ogóle nie miały okładki. A czytelnik świadomy powinien szukać na tyłach, odkrywać prawdziwe piękno.
Andrzej Pągowski jest artystą grafikiem, autorem około tysiąca plakatów i ilustratorem kilkudziesięciu książek
© Licencja na publikację
© ℗ Wszystkie prawa zastrzeżone
Źródło: Plus Minus
Ilustruje pan często książki, jednak głównie znamy pana ze znakomitych plakatów. Czym się różnią te dwie formy?
Andrzej Pągowski:
Gdy wokół hulają polityczne emocje związane z pierwszą rocznicą powołania rządu, z głośników w supermarketach sączą się już bożonarodzeniowe przeboje, a my w popłochu robimy ostatnie zakupy, warto pozwolić sobie na moment adwentowego zatrzymania. A nie ma lepszej drogi, by to zrobić, niż dobra lektura.
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej” Grażyny Bastek jest publikacją unikatową. Daje wiedzę i poczucie, że warto ją zgłębiać.
Dzięki „The Great Circle” słynny archeolog dostał nowe życie.
W debiucie reżyserskim Malcolma Washingtona, syna aktora Denzela, stare pianino jest jak kapsuła czasu.
Bank wspiera rozwój pasji, dlatego miał już w swojej ofercie konto gamingowe, atrakcyjne wizerunki kart płatniczych oraz skórek w aplikacji nawiązujących do gier. Teraz, chcąc dotrzeć do młodych, stworzył w ramach trybu kreatywnego swoją mapę symulacyjną w Fortnite, łącząc innowacyjną rozgrywkę z edukacją finansową i udostępniając graczom możliwość stworzenia w wirtualnym świecie własnego banku.
Jeszcze zima się dobrze nie zaczęła, a w Szczecinie już druga „Odwilż”.
Na łamach Rzeczpospolitej 6 listopada nawoływałem, aby kompetencje nadzoru sztucznej inteligencji (SI) oddać Prezesowi Urzędu Ochrony Danych Osobowych (PUODO). 20 listopada ukazał się tekst polemiczny, autorstwa mecenasa Przemysława Sotowskiego, w którym Pan Mecenas powołuje kilkanaście tez na granicy dezinformacji, bez uzasadnienia, oprócz „oczywistej oczywistości”. Tak jakby autor był bardziej politykiem niż prawnikiem. Niech mottem mojej repliki będzie to, co 12 sierpnia 1986 roku powiedział Ronald Reagan “Dziewięć najbardziej przerażających słów w języku angielskim to „Jestem z rządu i jestem tu, aby pomóc”
W dniu 4 grudnia 2024 r. na łamach dziennika "Rzeczpospolita" ukazała się publikacja „Sankcja kredytu darmowego – czy narracja parakancelarii jest zasadna?” autorstwa mecenasa Wojciecha Wandzela, przedstawiająca tezy i argumenty mające przemawiać za możliwością skredytowania kosztów kredytu i pobierania od tego odsetek, które w ocenie autora publikacji są pewnym wyjściem naprzeciw konsumentom, którzy chcą pozyskać kredyt.
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej” Grażyny Bastek jest publikacją unikatową. Daje wiedzę i poczucie, że warto ją zgłębiać.
Cenię historie grozy z morałem, a filmowy horror „Substancja” właśnie taki jest, i nie szkodzi, że przesłanie jest dość oczywiste.
Arabscy najeźdźcy byli zdumieni ogromem Aleksandrii, wspaniałością jej budowli, rozmiarami bram i fortyfikacji. Ujrzeli wyniosłe kolumny i imponujące obeliski, podziwiali katedrę św. Marka i latarnię Faros, która jakby unosiła się na falach
Rafał Trzaskowski zachwycił swoich sympatyków rozmową po francusku z Emmanuelem Macronem. Jednak w kontekście kampanii, która miała odczarować jego elitarny wizerunek, pojawia się pytanie, czy to nie oddala go od przeciętnego wyborcy.
Lekceważący stosunek Geralta do mamony, odziedziczony chyba po Philipie Marlowe, jest nierealistyczny i niestosowny. Wiedźmin to bowiem niesłychanie ryzykowna profesja. Może czas pomyśleć o ubezpieczeniu?
Złoty w czwartek notował nieznaczne zmiany wobec euro i dolara. Większy ruch było widać w przypadku franka szwajcarskiego.
Masz aktywną subskrypcję?
Zaloguj się lub wypróbuj za darmo
wydanie testowe.
nie masz konta w serwisie? Dołącz do nas