„Przybliżenia. Narkotyki i upojenie" to prawdziwe wydarzenie, w świecie ducha porównywalne chyba tylko do zdumienia nad okrucieństwem subtelnego Apollina, zdolnego do zdarcia skóry ze swego rywala. Otrzymaliśmy narkotyczną autobiografię autora „Na marmurowych skałach" i, prawdę mówiąc, wiele ze scen tej powieści będącej manifestem pisarza sprzeciwiającego się nazistowskiej dyktaturze (wydana w 1939 r.) i lektury kultowej w kręgach antyhitlerowskiej opozycji, teraz, gdy wiemy o narkotykowych eksperymentach autora, jawi się nam w zupełnie nowym świetle. Ale są też „Przybliżenia..." bardzo różne od wydanych u nas w 2004 roku „Promieniowań", wojennych dzienników pisarza, który służbę w Wehrmachcie podczas II wojny odbywał we Francji. Tam jawił nam się jako germański rycerz rzucony w żywioł wojny, broniący swej godności poprzez kontemplację świata flory i fauny, miłość do francuskiej kochanki, zwanej w książce Doctoressą, wyraźnie dystansujący się od szaleństw Kniébola, jak szyfrował w swych rękopisach Hitlera.

Ta książka, która po raz pierwszy ukazała się w 1970 r., jest zupełnie inna. Mimo zamysłu autora, który swoje życie zapragnął przedstawić jako szereg kolejnych sekwencji – doświadczeń ze środkami zmieniającymi świadomość, jako pisarza za wszelką cenę pragnącego dzięki nim lepiej pisać – dostajemy intelektualne i wyrafinowane studium samotności, opuszczenia i winy. Na zawsze zapadną w nas obrazy młodego oficera, który po klęsce Niemiec w 1918 r., której nie był w stanie pojąć, eksperymentuje z eterem i chloroformem. Wymiociny na jego poduszce układają się w znienawidzony wzór Republiki Weimarskiej i lepiej rozumiemy powszechny wobec niej w niemieckim społeczeństwie opór. Upojenie, główny motyw rozważań Jüngera, ma zresztą swe źródło w zabłoconych okopach I wojny, gdzie alkohol, także zdobyczne na Anglikach sherry, wyzwalał stan germańskiej euforii, czynił z żołnierzy popadających w bojowy szał Teutonów. Czytaliśmy o tym w „W stalowych burzach", znakomitym studium okopowej odwagi i desperacji z 1920 roku.

Późniejsze narkotykowe próby są przedstawione przez autora przede wszystkim jako szereg eksperymentów mających na celu poszerzenie granic czasu, a właściwie walkę z nim. To zainteresowanie jak najbardziej intelektualne, odsłaniane w kolejnych przybliżeniach, czyli ponumerowanych akapitach, z których zbudowana jest ta niezwykła książka. Pisze Ernst Jünger: „Możemy za Calderónem określić życie jako sen, ale trafniej jeszcze jako upojenie, jedną z wysublimowanych dekompozycji materii". I dalej: „Rausz odsłania – jakby podnieść kurtynę lub otworzyć z impetem drzwi do głębokich krypt. Jest jednym z wielu kluczy". Taka jest ta proza, meandrująca, żeglująca po oceanie podświadomości, a jednocześnie waląca po łbie konkretem: opisami kolegów konających w lazarecie, młodzieńczej wycieczki do browaru, samotnego życia w wynajmowanych pokojach w Hanowerze i Berlinie, ludzkich typów i typków, oficerów i dozorców, przyjaciół i znajomych. Oczywiście Jünger gęsto odwołuje się do innych psychonautów, czyli żeglarzy po morzu podświadomości: de Quinceya, Baudelaire'a, Maupassanta, Huxleya, innych jeszcze. Mamy tu pogłębiony wgląd we wspólnotę twórców chcących poszerzyć swą świadomość i rozegrać partię z czasem na własnych warunkach. Ale – jak subtelnie sugeruje w posłowiu Wojciech Kunicki, tłumacz całości – zainteresowanie narkotykami i upojeniem Jüngera można również tłumaczyć traumą po II wojnie, uświadomieniem sobie rozmiaru narodowosocjalistycznych zbrodni. Wówczas sięgnięcie po opium, haszysz, LSD czy kokainę dla zdeklarowanego nacjonalisty, jakim pozostawał autor „Awanturniczego serca" byłoby sposobem na złagodzenie wyrzutów sumienia, na uśmierzenie. I o tym również jest ta książka.

Ernst Jünger, „Przybliżenia. Narkotyki i upojenie", Biblioteka Kwartalnika Kronos, Warszawa 2013 r.