Pretekstem do zaproszenia na tamtejszy uniwersytet Zygmunta Baumana z odczytem pod tytułem „Dylematy socjaldemokracji: od Lassalle'a do płynnej nowoczesności" (cokolwiek to może znaczyć) była 150. rocznica powstania socjaldemokracji niemieckiej, dla której uczczenia Fundacja Eberta dała (tak to zwykle bywa) grant Ośrodkowi Myśli Społecznej imienia Ferdynanda Lassalle'a. Klamrą spinającą całość jest fakt, że Lassalle urodził się w Breslau w 1825 roku i tam też został pochowany po (nieudanym, jak widać) pojedynku w wieku 39 lat.
O Lassalle'u można pisać, ale lepiej go nie czytać. Choć miał on jednak kilka zalet. Po pierwsze pieniądze (od ojca i od pewnej zamożnej kobiety), a Karolowi Marksowi, guru proletariatu mieszkającemu w Londynie, zawsze ich brakowało. Nie wystarczały nawet sumy, które dostawał od swojej matki i od Engelsa, więc zwracał się do Lassalle'a (i wielu innych). Znalazłam na przykład pokwitowanie na 14 funtów i zmarnowałam sporo czasu, by przeliczyć, że ta nieistotna dla Marksa suma („wybacz, że zapomniałem Ci podziękować") była równowartością 280 12- i 14-godzinnych dniówek górników, których Marks i Lassalle chcieli wywlec na barykady.
Dodajmy przy okazji, że Marks nie przepadał za Lassalle'em, i to nie tylko z powodów ideologicznych (Marks w ogóle był pieniaczem, co odziedziczył po nim Lenin), ale nie podobała mu się też uroda Lassalle'a (co wtedy uchodziło za całkiem poprawne politycznie). Nazywał go więc „murzyńskim Żydem", którego czarnoskórzy przodkowie przyplątali się pewnie do Żydów wyprowadzanych z Egiptu przez Mojżesza.
Po drugie, choć Lassalle był ponoć płomiennym mówcą, to jednak pisał w stylu poetycko-postmodernistycznym (stąd zapewne jest popularny wśród ziżkowców): „Rąbek szkarłatu barwi krwistoczerwony horyzont, łącząc nowe światło, mgła i chmury zbierają się razem, rzucając się przeciwko jutrzence i chwilami zatrzymują jej promienie – ale siły nie ma na świecie, która sama mogłaby powstrzymać wolny, majestatyczny wschód słońca, które godzinę później świecąc radośnie całemu światu, ogrzewając, błyszczy na firmamencie" (za Ośrodkiem Myśli Społecznej imienia Ferdynanda Lassalle'a).
Głębia myśli socjaldemokratycznej (która bardziej przypomina satyrę Janusza Szpotańskiego „Traktory zaorzą słońce" niż jakiekolwiek eseje „Krytyki Politycznej") powinna być oczywiście jak najszerzej omawiana na seminariach opłacanych przez zachodnie fundacje, ale być może Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego powinno się zainteresować, kto tym lasalowcom daje doktoraty i czego oni uczą na swoich wykładach. Na pewno byłoby to zabawniejsze niż demaskowanie profesora Andrzeja Nowaka jako promotora pracy magisterskiej Pawła Zyzaka.
Ośrodek, „którego celem jest upowszechnianie idei sprawiedliwości społecznej, pokoju, praw człowieka i zrównoważonego rozwoju", chyba rzeczywiście kocha tego swojego Lassalle'a i ceni jego umysł. Świadczy o tym na przykład poniższy fragment zamieszczony na stronie wizytówce „filozofia [Hegla] »absolutnego idealizmu« dała Ferdynandowi wszystko, czego potrzebował: światopogląd, sens i znaczenie przeszłości i teraźniejszości, wyczucie przyszłości, a do tego cały aparat dialektyki umożliwiający uporanie się ze wszystkimi problemami jego świata. Dała mu też wiarę, nową wiarę".