Chasyd i moher w jednym stali domu

Michał Bilewicz opublikował na portalu "Krytyki Politycznej" tekst poświęcony zawirowaniom tożsamościowym współczesnych polskich Żydów.

Publikacja: 19.07.2013 10:59

Filip Memches

Filip Memches

Foto: Fotorzepa, Magda Starowieyska MS Magda Starowieyska

Już sam tytuł intryguje - "Powrót wypartego chałaciarza". Jest to o tyle ważny głos, że jego autor znany jest głównie z tropienia wszelkich przejawów faszystowskiej myślozbrodni. W tym przypadku wychodzi on jednak poza poprawny politycznie szablon ideologiczny.

Punktem wyjścia jest wystawa "Pamiątka, zabawka, talizman" w krakowskim Muzeum Etnograficznym. Prezentuje ona między innymi figurki Żydów, które możemy nabyć na polskich straganach. Bilewicz zastanawia się nad tym, w jakim stopniu to rękodzieło ma związek z antysemityzmem. Bo przecież - twierdzi publicysta - na przykład postać Żyda trzymającego wielką monetę kojarzy się z zaradnym cwaniakiem, który Polakom imponuje i zarazem budzi w nich zawiść, uruchamiając tym samym wobec Żydów wrogie emocje. I tak rodzą się antysemickie stereotypy - przekonuje Bilewicz.

Tymczasem - według autora tekstu - warto skonfrontować figurki, których twórcami są dawni artyści ludowi z zapisanym na taśmie filmowej obrazem międzywojennej społeczności chasydzkiej. I wtedy okazuje się, że "polscy sąsiedzi podglądali swoich żydowskich sąsiadów i przedstawiali ich tak, jak potrafili - często zresztą z sympatią, czasem może z fascynacją egzotyką - jednak próbując oddać wiernie szczegóły żydowskiego stroju. To te wyobrażenia ukształtowały wiedzę Polaków o Żydach".

Konstatacja Bilewicza może się wydawać zaskakująca. Oświadcza on bowiem: "My - polscy Żydzi - podobnie jak diaspora amerykańska czy Izraelczycy, nie chcemy być wtłaczani w stereotypowe ramy. Tak naprawdę jesteśmy jednak »słoikami«, dla których przypomnienie o prowincjonalnych korzeniach jest mocno zagrażające. Chcemy być potomkami Freuda, profesorów uczelni, w najgorszym razie wielkich rabinów czy sefardyjskich przybyszów. Prawie w każdej żydowskiej rodzinie kultywowana jest odległa pamięć o rabinackich przodkach. Do przodka nosiwody, cholewkarza czy kupca bławatnego raczej nikt się nie przyznaje. A tych jest przecież większość w każdym drzewie genealogicznym".

A dalej Bilewicz oznajmia: "My (...) nadal nie uporaliśmy się z brudnym, nieogolonym, odmiennym cywilizacyjnie chasydem, siedzącym gdzieś w naszych drzewach genealogicznych. Tak naprawdę myślimy o nim to samo, co niegdyś Maria Dąbrowska czy Stefan Żeromski oraz ich żydowscy odpowiednicy: asymilatorzy, wyrafinowani inteligenci, socjaliści czy komuniści. W ich wypowiedziach znajdziemy pogardę, która do dziś kształtuje nasz lęk przed byciem naznaczonymi jako chałaciarze".

Prawda zatem wyszła na jaw. I Żydzi mają swój ciemnogród, którym pogardza jasnogrodzka część ich społeczności. W Izraelu te konflikty przerabiane są codziennie. Po jednej stronie jest świeckie państwo, po drugiej - chasydzkie enklawy. Wrogość dzieląca te dwie rzeczywistości daje o sobie znać w debacie publicznej. Telawiwska liberalna inteligencja ma do mieszkańców Mea Szearim (chasydzkiej dzielnicy w Jerozolimie) taki stosunek jak - nie przymierzając - target polskiego "Newsweeka" do moherów.

Tymczasem w Polsce Żydzi stanowią odradzającą się mniejszość. I nawet jeśli elementem ich odrodzenia jest powrót do wiary przodków, to towarzyszy temu rodzaj dystynkcji charakterystycznej dla liberalnej elity traktującej katolicyzm jako siłę konserwatywną czy po prostu zwykły obciach. Pod tym względem stają oni tam, gdzie stoją ci spośród Polaków, którzy wstydząc się swojego plebejskiego pochodzenia, przybierają żenujące pozy luzaków obytych w świecie. Tak więc w tej kwestii nie chodzi bynajmniej o rozbieżności natury teologicznej. Tu raczej znaczenie ma zderzenie kultur. I tak wyparty żydowski przodek powraca niespodziewanie jako moher.

W tej sytuacji pewną lekcję może stanowić ubiegłotygodniowa batalia o legalizację uboju rytualnego. Warto przytoczyć słowa Andrzeja Halickiego, jednego z tych posłów Platformy Obywatelskiej, którzy opowiedzieli się w Sejmie przeciwko legalizacji tej procedury: "Nie chcę nikogo pouczać, ale być może najbardziej ortodoksyjni przedstawiciele wspólnot religijnych powinni posłuchać bardziej umiarkowanych głosów. Przecież zwyczaje się zmieniają. Nie ma powodu, byśmy hołdowali praktykom sprzed kilku tysięcy lat".

W tej wypowiedzi istotne jest nie to, za jakim Halicki rozwiązaniem optuje, ale to, jakich używa argumentów. A te wynikają z prostackiej wizji postępu ludzkości, w ramach której człowiek sam decyduje o tym, co powinno uchodzić za dobro i zło. Szemranymi typami są tu - hamujący postęp - i chasyd, i moher. Nawet jeśli dzielą ich różnice, których żaden dialog międzyreligijny nie jest w stanie zniwelować.

Już sam tytuł intryguje - "Powrót wypartego chałaciarza". Jest to o tyle ważny głos, że jego autor znany jest głównie z tropienia wszelkich przejawów faszystowskiej myślozbrodni. W tym przypadku wychodzi on jednak poza poprawny politycznie szablon ideologiczny.

Punktem wyjścia jest wystawa "Pamiątka, zabawka, talizman" w krakowskim Muzeum Etnograficznym. Prezentuje ona między innymi figurki Żydów, które możemy nabyć na polskich straganach. Bilewicz zastanawia się nad tym, w jakim stopniu to rękodzieło ma związek z antysemityzmem. Bo przecież - twierdzi publicysta - na przykład postać Żyda trzymającego wielką monetę kojarzy się z zaradnym cwaniakiem, który Polakom imponuje i zarazem budzi w nich zawiść, uruchamiając tym samym wobec Żydów wrogie emocje. I tak rodzą się antysemickie stereotypy - przekonuje Bilewicz.

Pozostało 82% artykułu
Plus Minus
„Heretic”: Wykłady teologa Hugh Granta
Plus Minus
„Farming Simulator 25”: Symulator kombajnu
Plus Minus
„Rozmowy z Brechtem i inne wiersze”: W środku niczego
Plus Minus
„Joy”: Banalny dramat o dobrym sercu
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Karolina Stanisławczyk: Czarne komedie mają klimat
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska