Już sam tytuł intryguje - "Powrót wypartego chałaciarza". Jest to o tyle ważny głos, że jego autor znany jest głównie z tropienia wszelkich przejawów faszystowskiej myślozbrodni. W tym przypadku wychodzi on jednak poza poprawny politycznie szablon ideologiczny.
Punktem wyjścia jest wystawa "Pamiątka, zabawka, talizman" w krakowskim Muzeum Etnograficznym. Prezentuje ona między innymi figurki Żydów, które możemy nabyć na polskich straganach. Bilewicz zastanawia się nad tym, w jakim stopniu to rękodzieło ma związek z antysemityzmem. Bo przecież - twierdzi publicysta - na przykład postać Żyda trzymającego wielką monetę kojarzy się z zaradnym cwaniakiem, który Polakom imponuje i zarazem budzi w nich zawiść, uruchamiając tym samym wobec Żydów wrogie emocje. I tak rodzą się antysemickie stereotypy - przekonuje Bilewicz.
Tymczasem - według autora tekstu - warto skonfrontować figurki, których twórcami są dawni artyści ludowi z zapisanym na taśmie filmowej obrazem międzywojennej społeczności chasydzkiej. I wtedy okazuje się, że "polscy sąsiedzi podglądali swoich żydowskich sąsiadów i przedstawiali ich tak, jak potrafili - często zresztą z sympatią, czasem może z fascynacją egzotyką - jednak próbując oddać wiernie szczegóły żydowskiego stroju. To te wyobrażenia ukształtowały wiedzę Polaków o Żydach".
Konstatacja Bilewicza może się wydawać zaskakująca. Oświadcza on bowiem: "My - polscy Żydzi - podobnie jak diaspora amerykańska czy Izraelczycy, nie chcemy być wtłaczani w stereotypowe ramy. Tak naprawdę jesteśmy jednak »słoikami«, dla których przypomnienie o prowincjonalnych korzeniach jest mocno zagrażające. Chcemy być potomkami Freuda, profesorów uczelni, w najgorszym razie wielkich rabinów czy sefardyjskich przybyszów. Prawie w każdej żydowskiej rodzinie kultywowana jest odległa pamięć o rabinackich przodkach. Do przodka nosiwody, cholewkarza czy kupca bławatnego raczej nikt się nie przyznaje. A tych jest przecież większość w każdym drzewie genealogicznym".
A dalej Bilewicz oznajmia: "My (...) nadal nie uporaliśmy się z brudnym, nieogolonym, odmiennym cywilizacyjnie chasydem, siedzącym gdzieś w naszych drzewach genealogicznych. Tak naprawdę myślimy o nim to samo, co niegdyś Maria Dąbrowska czy Stefan Żeromski oraz ich żydowscy odpowiednicy: asymilatorzy, wyrafinowani inteligenci, socjaliści czy komuniści. W ich wypowiedziach znajdziemy pogardę, która do dziś kształtuje nasz lęk przed byciem naznaczonymi jako chałaciarze".