Ta pierwsza grupa – pionierzy punk rocka – to już zamierzchłe czasy (rozpadła się w roku 1978). Ta druga – należąca do czołowych przedstawicieli new wave – ma się całkiem dobrze. Lydon wystąpił z nią pod koniec października na festiwalu Soundedit w Łodzi, dając wyśmienity koncert, który miałem przyjemność obejrzeć i wysłuchać go na żywo.
Przed koncertem zastanawiałem się, czy PIL zagra swój stary kawałek „Religion", będący zjadliwym atakiem na katolicyzm. „Gazeta Wyborcza" podgrzewała temat w trakcie rozmowy, jaką przeprowadziła z Lydonem. I chyba otrzymała to, na co liczyła, bo muzyk jej wypalił: „Chodziłem do szkoły w Londynie prowadzonej przez zakonnice i księży. Wiedziałem, że jeśli będę ładnie śpiewał, wezmą mnie do chóru, a tam księża będą mi mogli wydawać rozkazy i niebezpiecznie się do mnie zbliżać. Moim głównym zadaniem w szkole było jak najbrzydsze śpiewanie. Kiedy więc dołączyłem do Sex Pistols, miałem już ukształtowany styl, jeśli tak to w ogóle można nazwać".
Ze znanego artysty wyszło zatem w tej rozmowie duże dziecko. Zwłaszcza że infantylizm Lydona nie przejawia się wyłącznie w prymitywnym antyklerykalizmie, który istotę Kościoła sprowadza do represyjnych metod wychowawczych i plagi pedofilii.
Wokalista PIL, który jeszcze jako frontman Sex Pistols opiewał anarchię, dziś oświadcza, że ona go przeraża. I nawołuje do tego, żeby chodzić na wybory, ale nie dawać się manipulować politykom (odkrywcze, nieprawdaż?). Chociaż sam Lydon – jak się wydaje – ma swoich faworytów, o czym świadczy wyznanie dotyczące kawałka „Rise": „To piosenka dla Nelsona Mandeli, który siedział wtedy [utwór powstał w latach 80. – FM] w więzieniu. Czytałem o metodach przesłuchań policji w RPA, praniu mózgu, rażeniu prądem. Mandela to mój working class hero i jeden z niewielu polityków, których mogłem poprzeć". Innym faworytem wokalisty PIL jest Mahatma Gandhi („Wierzę w »bierny opór«").
Te wynurzenia współbrzmią z wyznaniem, które Lydon poczynił w rozmowie z „Rzeczpospolitą": „Punk to szczerość, niezależność myślenia, oryginalność i bezkompromisowość wypowiedzi i ekspresji. Punk to postawa niezgiętego karku". A w kontekście swojej działalności w Sex Pistols dodał: „Uważano nas za hedonistów uzależnionych od alkoholu, seksu i narkotyków. A my tylko promowaliśmy indywidualny tok myślenia. Sprzeciwialiśmy się utartym schematom społecznym, politycznej poprawności, panującym rządom Margaret Thatcher i wyzyskowi Windsorów. (...) I dlatego ja jestem punkiem i jako punk chciałbym zostać zapamiętany".