Jest pan autorem coraz głośniejszej pracy „Ukraińcy i Polacy na Naddnieprzu, Wołyniu i w Galicji Wschodniej w XIX i pierwszej połowie XX wieku". Dlaczego właściwie pan ją napisał?
Bohdan Hud' ?historyk:
Aktualizacja: 14.02.2014 15:44 Publikacja: 14.02.2014 15:44
Jest pan autorem coraz głośniejszej pracy „Ukraińcy i Polacy na Naddnieprzu, Wołyniu i w Galicji Wschodniej w XIX i pierwszej połowie XX wieku". Dlaczego właściwie pan ją napisał?
Bohdan Hud' ?historyk:
Jeszcze pod koniec lat 90. Jerzy Lubach, reżyser filmu „Trudne braterstwo", polecił mi napisać wprowadzenie do tematu: dlaczego się nie powiodło Piłsudskiemu i Petlurze w roku 1920? Dlaczego chłopi prawo- brzeżnej Ukrainy nie wsparli wyprawy kijowskiej? Później natrafiłem na prace francuskiego historyka Daniela Beauvois. Zrozumiałem, że to, co on pisze, daje odpowiedzi na wiele pytań. Także na to, dlaczego Piłsudskiemu i Petlurze się nie udało.
Bardzo zainteresowała mnie też teza prof. Beauvois, że okropna rzeź wołyńska ma bardzo głębokie korzenie historyczne. Postanowiłem ją sprawdzić. Beauvois jednak badał cały trójkąt: Ukraińcy, Polacy, Rosjanie. Doprowadził swe badania do początku XX wieku. Zająłem się więc relacjami między Ukraińcami a Polakami, czyli chłopami a ziemianami. Doprowadziłem to do połowy XX wieku. Okazało się, że chłopi odegrali decydującą rolę we wszystkich konfliktach ukraińsko-polskich od podziału Rzeczypospolitej do zakończenia II wojny światowej. Starałem się pracować w sposób nieco inny niż Beauvois, ?sięgając przeważnie do źródeł polskich. Potwierdzają one to, co znajdujemy w dokumentach rosyjskich, że ucisk pańszczyźniany na wsi był po prostu straszny.
W czym dola chłopa ukraińskiego była gorsza niż polskiego?
Chodzi między innymi o skalę eksploatacji. W imperium rosyjskim procent chłopów pańszczyźnianych był relatywnie niewysoki, stanowił 14,6 procent. Na całej Ukrainie chłopów pańszczyźnianych było około 60 procent, na Prawobrzeżu zaś ponad 80 procent. Znam też z relacji jednego z polskich historyków opinię żony powstańca styczniowego, która podążyła za mężem na Syberię. Ze zdumieniem napisała, że dola chłopów rosyjskich wydała się jej lepsza niż chłopa ruskiego na Ukrainie prawobrzeżnej. Może stąd brała się ta wrogość chłopa ukraińskiego do pana polskiego?
To pan aż w XIX w. szuka korzeni rzezi wołyńskiej z połowy XX w.?
Żeby dotrzeć do korzeni tego, co się stało, trzeba wyjść poza granice XX wieku. O ile podczas powstania listopadowego wiejska ludność ukraińska jedynie przyglądała się z nieufnością walce rewolucjonistów szlacheckich, o tyle w roku 1863 w tłumieniu powstania Polaków na Ukrainie prawobrzeżnej chłopi ukraińscy mieli znaczny udział. W latach 1905–1907 znowu płonęły majątki Polaków, którzy na Prawo- brzeżu nadal stanowili większość posiadaczy ziemskich. A w okresie 1917–1918 doszło już do totalnej zagłady „ziemiańskiej arkadii" ?na terenach guberni podolskiej, kijowskiej i wschodniej części wołyńskiej. Tak zakończył się pierwszy etap likwidacji społeczności polskiej na prawobrzeżnej Ukrainie. Drugi nastąpił w okresie II wojny światowej. Należy podkreślić, że to, co się działo w latach 1943–1944, w ogromnym stopniu przypominało lata 1917–1918. Z tą różnicą, że w okresie 1917–1918 niszczono przeważnie gniazda, a w latach 1943–1944 i gniazda, i pisklęta, żeby nie było wracać i dokąd, i komu.
Jakie były tego przyczyny?
Najpierw tradycyjna żądza ziemi ze strony chłopów. Ale też specyfika Wołynia, który do I wojny światowej wchodził w skład imperium rosyjskiego. Sytuacja była tu bardzo skomplikowana. Prawie całe chłopstwo ukraińskie należało wtedy do tzw. czarnej sotni – Sojuza Russkogo Naroda, ponieważ jej hasłem było wypędzenie Żydów i Polaków z Wołynia i przekazanie ich ziem chłopom. W okresie międzywojennym decydujący wpływ na chłopów wołyńskich miała Komunistyczna Partia Zachodniej Ukrainy. To komuniści rzucili w latach 30. hasło eksterminacji Polaków, a w roku 1939 zorganizowali większość wystąpień antypolskich na Wołyniu.
Inna rzecz, że czytając prace polskich autorów, można dojść do wniosku, że na Wołyniu nie było nic poza bezbronną ludnością polską i UPA. Nie było partyzantki sowieckiej ani Niemców: to UPA przychodzi z Galicji i likwiduje dziesiątki tysięcy Polaków.
A nie było tak?
Co prawda żołnierzy UPA z pewnością inspirowało to, co się działo na Wołyniu. Ta partyzantka wykorzystała też taktykę bolszewicką z 1917 roku. W roku 1943 Kłym Sawur, jak kiedyś bolszewicy, podpisał dekret o ziemi, stworzył komitety ziemskie, które rozdały chłopstwu świadectwa nadziału ziemi należącej kiedyś do kolonistów, obszarników czy ziemian polskich. I otrzymał wsparcie chłopów wołyńskich. Ale sami nacjonaliści ukraińscy narzekali, że chłopi przyjmują ich ideologię w sposób bardzo uproszczony. Chcą niepodległej Ukrainy, ale traktują ją jako kawał ziemi, lekarza bliżej wsi i buty na nogach swojego dziecka.
Ale skąd ta wrogość do wszystkiego, co polskie?
Polska i Polacy kojarzyli się chłopom ukraińskim z dawnymi panami – Lachami, którzy rozmawiali po polsku, chodzili do kościoła. Ciekawe, że w XIX w. na Ukrainie prawobrzeżnej słowo Lach straciło swoje narodowe znaczenie. Oznaczało pan. Lachami nazywano wszystkich przedstawicieli elit ziemiańskich. Niezależnie od tego, czy ten ktoś był Polakiem, Litwinem, Rusinem.
Dlaczego to na Wołyniu doszło do takiej tragedii?
Jedna z przyczyn to psychologia chłopa wołyńskiego. O tym pisał jeszcze Józef Ignacy Kraszewski: ten chłop jest łagodny i spokojny, ale do pewnej granicy. Potwierdza to też Zofia Kossak-?-Szczucka. Konstanty Srokowski w raporcie napisanym na początku lat 20. ostrzegał, że wyjątkowe uświadomienie klasowe chłopa wołyńskiego, przy nieżyczliwej polityce narodowościowej II Rzeczypospolitej, doprowadzi do strasznej eksplozji. Na Wołyniu Zachodnim powstania prosowieckie wybuchały do 1932 r. Również polityka osadnictwa i kolonizacji stwarzała atmosferę niechęci chłopów wołyńskich do wszystkiego, co polskie. Na ich antypolską postawę ogromny wpływ miał wreszcie koniec lat 30. i polityka „rewindykacji", polegająca między innymi na niszczeniu cerkwi prawosławnych. Jak wspominał profesor Tadeusz Chrzanowski, jego ojciec krzyczał, że przez to „nas tu Rusini wyrżną, że tego nam nigdy nie zapomną!". Maria Dąbrowska zaś pisała, że Polska zapłaci za tę politykę straszną cenę.
A jak to się ma do prowadzonej na Wołyniu proukraińskiej polityki wojewody Henryka Józewskiego?
Józewski prowadził tę politykę jedynie od początku lat 30. do 1935 r., do śmierci marszałka Piłsudskiego. Rzeczywistość pokazała, że do pojednania nie doszło, a władze po 1935 r. zmarnowały wszystko, co udało się zrobić Józewskiemu. Ostatnie lata II RP pozostały w pamięci miejscowych chłopów jako czas ucisku i prześladowań, m.in. Cerkwi prawosławnej. Są informacje, że w latach II wojny światowej niektórzy księża prawosławni błogosławili noże, siekiery, widły, a niektórzy osobiście brali udział w niszczeniu Polaków. Jak w miasteczku Czartorysk, gdzie księża prawosławni dokonali egzekucji 17 Polaków. Te wydarzenia noszą więc też znamiona wojny religijnej.
Pan w książce mówi o konflikcie społeczno-etnicznym.
Na Ukrainie prawobrzeżnej w XIX wieku podziały etniczne były tożsame ze społecznymi, bo chłopi byli, jak podkreślał Jasienica, Rusinami, a ziemiaństwo prawie całkowicie polskie. Był to więc konflikt społeczno-etniczny. W okresie międzywojennym polityka agrarna II RP stała się faktycznie polityką narodowościową. Chodziło o kolonizowanie Kresów polską ludnością chłopską, żeby to ona decydowała o losach tych ziem, a nie miejscowa ludność ruska. Dla Ukraińców było to nie do przyjęcia. Oczywiście, później chłopi nawet przyjaźnili się z tymi osadnikami. Była pozornie zgoda, ale jednak doszło do strasznych rzeczy w latach 1943–1944. Pisze o tym były komendant Okręgu AK Zdołbunów, kpt. Wincenty Romanowski. Że bez powszechnego wsparcia chłopów UPA nigdy nie dokonałaby tego, czego chciała dokonać – procesu depolonizacji Wołynia. I co ciekawe, w 1944 roku w jednej z ulotek AK wydarzenia na Wołyniu porównuje z „rabacją" 1846 roku w Galicji Zachodniej. Nie pisano by tak, gdyby chłopi nie brali tak czynnego udziału w tych strasznych wydarzeniach. Dlatego tragedię wołyńską można też określić jako wojnę chłopską.
Jak tutaj mieści się inspiracja nacjonalistyczna?
Nacjonaliści kontynuowali to, co przed I wojną światową robiła czarna sotnia i komuniści w okresie międzywojennym, czyli realizowali hasła eksterminacji Polaków, Lachy za San, Polaków wypędzić etc. By przeciągnąć na swoją stronę chłopstwo, wykorzystano to, o czym już mówiłem: pożądanie ziemi. Ale należy dodać, że sporadyczne morderstwa sąsiedzkie miały miejsce jeszcze na przełomie lat 1942–1943. Zabijano sąsiadów z powodów majątkowych, zabijano leśników, przedstawicieli polskiej administracji gospodarstw rolniczych, które na miejsce niektórych folwarków zorganizowali Niemcy. Wincenty Romanowski pisze, że kiedy miały miejsce pierwsze mordy na Polakach, to mordercy nacierali twarze sadzami bądź robili prowizoryczne maski z papieru, żeby ich nie poznano. Co wskazuje, że robiła to nie UPA, ale wczorajsi „dobrzy sąsiedzi".
A skąd to okrucieństwo?
Jeszcze w XIX w. urzędnicy rosyjscy podkreślali, że chłopi są podatni i ulegli tylko do pewnych granic, a później stają się stadem dzikich koni, których powstrzymanie jest niemożliwe. Iwan Bunin pisał, że przed I wojną światową chłopi rosyjscy dla rozrywki potrafili obedrzeć żywego byka ze skóry. Jewhen Czykałenko, ziemianin ukraiński, wspominał, że w dwu wsiach, gdzie miał swe posiadłości, na 250 gospodarzy znalazł tylko pięć osób z przyzwoitą reputacją. Pozostali to byli złodzieje, pijacy i mordercy. Według niego było to skutkiem panowania Polaków i Rosjan, którzy nie pracowali z chłopstwem, trzymali je w ciemnocie – w odróżnieniu od Litwy, gdzie ziemiaństwo zbliżyło się do chłopów. Dlatego w latach 1905–1907 i 1917–1918 nie było tam tak strasznych rozruchów jak na Prawobrzeżu.
Ale czy skupienie się tylko na czynnikach chłopskim i głodu ziemi nie jest zbyt wąskie?
Owszem, w latach 1939–1945 swoją rolę odegrały czynniki społeczny, religijny i narodowy. Zrobiła się z tego piekielna mieszanka, która wyzwoliła w wielu ludziach straszną nienawiść. Ja uwypuklam czynnik społeczny. W przedostatnim rozdziale analizuję zaś też wydarzenia o charakterze religijnym – niszczenie cerkwi prawosławnych na Wołyniu. Piszę też o wpływach komunistycznych i nacjonalistycznych. Co ciekawe, nacjonaliści wykorzystywali społeczne hasła komunistów. A ci hasła nacjonalistyczne. Wszystko sprowadzało się jednak do jednego wniosku. Komuniści twierdzili: by zdobyć ziemię, trzeba usunąć Polaków; nacjonaliści zaś: chcesz zdobyć państwo ukraińskie, trzeba usunąć Polaków. Cerkiew prawosławna też była nastawiona antypolsko. Czyli wrogość wobec Polaków wychodziła i ze strony komunistów, i nacjonalistów, i kleru prawosławnego. Dla porównania, UPA nie powiodło się na wschodnim Wołyniu na terenach, które przed wojną należały do Związku Radzieckiego. Nie było tu żadnych antypolskich wystąpień, choć UPA próbowała je tam zainspirować.
Dlaczego?
Myślę, że pod Sowietami ziemia straciła wartość dla chłopów, lata 1932–1933 pokazały, że posiadanie ziemi jest niebezpieczne. A po drugie, i Polacy, i Ukraińcy byli jednakowo prześladowani. Ukraińców wysiedlano, bo byli wśród nich kurkuli, czyli kułacy. Polaków, bo byli Polakami. Ukraińcy więc nie utożsamiali Polaków z państwem, które prowadziło wobec nich politykę represji.
Jak jest z badaniami historycznymi na temat tego, co się zdarzyło na Wołyniu?
Historycy ukraińscy badają wydarzenia wołyńskie w kontekście historii politycznej. Moje podejście, czyli teza, że czynnik społeczny odgrywał główną rolę, nie jest przyjmowane. Badacze ukraińscy prawie nie piszą o tych straszliwych pogromach, które ogarnęły Prawobrzeże podczas rewolucji 1917–1918. Dwa zdania i koniec. A to miało ogromne znaczenie. To była straszna klęska kulturowa, bo ta obszarnicza arkadia, budowana w ciągu stuleci, była wysoko rozwiniętą cywilizacją rolniczą. Została zniszczona. W niektórych miejscach wykopywano nawet fundamenty i orano ziemię, żeby śladu nie pozostało po krwiopijcach, jak mówili bolszewicy. Zniszczono bezcenne dzieła sztuki, kolekcje porcelany saskiej młócono cepami, fortepiany topiono w stawach albo robiono z ich wiek drzwiczki do chlewów. Konie do jazdy wierzchem palono razem ze stajniami, bo nie nadawały się do pracy na roli itd. Była to inspiracja bolszewicka, ale też barbarzyństwo samych chłopów. Agitatorami też byli chłopi, którzy zostali bolszewikami na froncie I wojny światowej.
A pokolenie później?
W latach 1943–1944 na Wołyniu mamy do czynienia z inspiracją UPA, ale UPA prawie w całości składała się z miejscowych chłopów. Wszędzie ta masa chłopska, która pragnęła zdobyć ziemię sąsiada. Jednak historycy polscy również skupiają uwagę na aspektach politycznych. Nie chcą w swych analizach przyczyn tragedii wołyńskiej wychodzić poza ramy XX w. Na przykład Grzegorz Motyka swą książkę „Od rzezi wołyńskiej do akcji »Wisła«" zaczyna od ?1 listopada 1918 roku 90 procent jej pierwszego rozdziału poświęca Galicji Wschodniej. A później przenosi się od razu do wydarzeń 1939 roku na Wołyniu, pomijając fakt, że organizatorami antypolskich wystąpień byli tam komuniści. Notabene według Janiny Stobniak-Smogorzewskiej na 36 wystąpień 8 zorganizowali nacjonaliści, 28 zaś komuniści. Nic więc dziwnego, że na konferencji w czerwcu 2013 poświęconej wydarzeniom wołyńskim występuje Ewa Siemaszko i mówi, że na Wołyniu hasła eksterminacji Polaków padły już w latach 30., a pierwsze antypolskie wystąpienia miały miejsce w 1939 i tylko okupacja sowiecka uratowała Polaków od całkowitego wyniszczenia. No i siedzą poważni historycy polscy i ukraińscy. I milczą. A przecież hasła eksterminacji Polaków na Wołyniu jako pierwsi rzucili komuniści.
Jak w takim razie potraktować pojawiający się nieraz wątek „bratniej pomocy", ocalenia, które jakoby przyszło na Wołyń wraz z wojskami sowieckimi?
Jak można mówić o tym, że okupacja sowiecka uratowała Polaków, skoro Armia Czerwona rozrzucała ulotki z podpisem marszałka Tymoszenki, żeby chłopi ukraińscy brali kosy, widły, grabie i razem z Armią Czerwoną szli bić „polskich panów"? Pokazuje to, że historycy polscy czasami nie potrafią się oprzeć pokusie uproszczenia. Nie można powiedzieć, że wszystkim nieszczęściom Polaków na Wołyniu winni są nacjonaliści. W znacznym stopniu odpowiadają za to komuniści – i nacjonaliści też. A że Ukraińcy zamordowali więcej osób – nikt tego nie kwestionuje. Jak mówił Jarosław Daszkewicz, to, co się stało na Wołyniu, nawet jeżeli brać pod uwagę międzywojenną politykę rządów polskich, prowokacje niemieckie i radzieckie, zasługuje na surowe i bezwarunkowe potępienie. Nie ma usprawiedliwienia dla UPA, która wykorzystała niechęć chłopów, żeby rozpocząć na Wołyniu rabację na wzór Galicji Zachodniej w roku 1846. Ale Daszkewicz przytacza słowa wielkiego kanclerza Stanisława Albrechta Radziwiłła: „Kozacy i czerń poczynili straszne przestępstwa, bo straszne były grzechy nasze". Szereg dokumentów podziemia polskiego potwierdza czynny udział mas chłopskich Wołynia w mordach Polaków. UPA oczywiście była inspiratorem. Ale, przypomnę, inspiracja była możliwa tylko tam, gdzie był dla niej grunt.
Jak żyć z pamięcią o tym wszystkim?
Nie wolno tworzyć pamięci zbiorowej. Taka pamięć porusza masami, a te masy w stanie agresji mogą zrobić bardzo niedobre rzeczy. W roku 2003 podpisałem oświadczenie czterdziestu intelektualistów ukraińskich, prosząc o wybaczenie stronę polską za to, co się stało na Wołyniu. Jeżeli pan myśli, że mnie nie boli to, co się stało na Wołyniu, to się myli – to mnie boli. Nie mogę spokojnie czytać relacji świadków, jak mordowano i niszczono. Przeżywam zagładę polskości na prawobrzeżnej Ukrainie jako osobistą tragedię. Staram się wytłumaczyć, dlaczego tak się stało, a jednak boli. Boli zachowanie chłopów podczas powstania z 1863 roku, w latach 1917–1918 i 1943–1944...
Polacy chcą, żeby Ukraińcy jednoznacznie negatywnie ocenili UPA i działaczy UPA.
Kiedyś czytałem, że w czasach antycznych piękne rzeźby greckie były pomalowane farbami w sposób dość prymitywny. Czas oczyścił je. Pozostały białe, czyste, piękne. Prawdopodobnie to samo w pamięci społecznej odbywa się z UPA. Historia służy budowaniu tożsamości opartej na legendzie walki o niepodległość Ukrainy. UPA w pamięci współczesnych mieszkańców Ukrainy to bohaterowie. To jest ta piękna strona. Ale pozostaje i czarna strona. Niszczenie kobiet, starców, dzieci. Musimy ją też dostrzegać i potępić, podobnie jak zrobili to Polacy w stosunku do sprawców mordu w Jedwabnem.
Nie tylko mordu, ale i osób...
I mordu, i tych, którzy go zorganizowali. Ale tu jest trudniejsza kwestia. Sprawcami były masy ludności, które uważały, że są sędziami, wykonawcami wyroku. A nie prostymi zbrodniarzami. Myśleli, że walczą o sprawiedliwość: dziejową, społeczną itd. Uważam jednak, że nie można usprawiedliwiać mordów nawet pięknymi hasłami walki o niepodległość. Ale! Jak mówił Jacek Kuroń, jeżeli Ukraińcy chcą zachować niepodległość, to się nie mogą wyrzec pamięci o UPA. Historia jest różna. Polacy powinni uświadomić sobie, że AK dla Białorusinów, Ukraińców czy Słowaków nie jest armią bohaterską. Tak samo Ukraińcy powinni włączyć zdrowy rozsądek. Uświadomić sobie, że postawienie takiej liczby pomników bohaterom UPA nie zmieni ich życia na lepsze. Narazi za to na konflikty z sąsiadami.
A gdzie szukać wspólnoty losów polskich i ukraińskich?
W czasach kozackich była to na przykład wspólna wyprawa na Moskwę na początku XVII wieku, a także wojny ze światem muzułmańskim. Chocim i Wiedeń to chyba dobre przykłady współpracy Rzeczypospolitej z Kozakami. Także okres międzywojenny można przedstawiać w różny sposób. W latach 30. w Galicji Wschodniej istniały ukraińskie partie polityczne, wychodziło około stu czasopism ukraińskich, była silna spółdzielczość. Mieliśmy więc możliwości rozwoju życia kulturalnego, politycznego i gospodarczego. Bo Polska, w odróżnieniu od Związku Radzieckiego, była jednak państwem europejskim, do jakiegoś stopnia demokratycznym. A najpiękniejszą kartą wieku XX był sojusz Piłsudski-?-Petlura. Moim zdaniem dzisiejsze pokolenie Ukraińców i Polaków powinno kierować się słowami Symona Petlury: „My, Ukraina i Polska, musimy dojść do porozumienia, żeby się oprzeć Moskwie". Żadne odwoływanie się do ukraińsko-polskich nieporozumień w przeszłości nie może być podstawą do współczesnego uprawiania polityki.
© Licencja na publikację
© ℗ Wszystkie prawa zastrzeżone
Źródło: Plus Minus
Jest pan autorem coraz głośniejszej pracy „Ukraińcy i Polacy na Naddnieprzu, Wołyniu i w Galicji Wschodniej w XIX i pierwszej połowie XX wieku". Dlaczego właściwie pan ją napisał?
Bohdan Hud' ?historyk:
Czy Europa uczestniczy w rewolucji AI? W jaki sposób Stary Kontynent może skorzystać na rozwiązaniach opartych o sztuczną inteligencję? Czy unijne prawodawstwo sprzyja wdrażaniu innowacji?
„Psy gończe” Joanny Ufnalskiej miały wszystko, aby stać się hitem. Dlaczego tak się nie stało?
W „Miastach marzeń” gracze rozbudowują metropolię… trudem robotniczych rąk.
Spektakl „Kochany, najukochańszy” powstał z miłości do twórczości Wiesława Myśliwskiego.
Bank wspiera rozwój pasji, dlatego miał już w swojej ofercie konto gamingowe, atrakcyjne wizerunki kart płatniczych oraz skórek w aplikacji nawiązujących do gier. Teraz, chcąc dotrzeć do młodych, stworzył w ramach trybu kreatywnego swoją mapę symulacyjną w Fortnite, łącząc innowacyjną rozgrywkę z edukacją finansową i udostępniając graczom możliwość stworzenia w wirtualnym świecie własnego banku.
Choć nie znamy jego prawdziwej skali, występuje wszędzie i dotyka wszystkich.
Złoty w czwartek notował nieznaczne zmiany wobec euro i dolara. Większy ruch było widać w przypadku franka szwajcarskiego.
Czwartek na rynku walutowym będzie upływał pod znakiem decyzji banków centralnych. Jak zareaguje na nie złoty?
Olefiny Daniela Obajtka, dwie wieże w Ostrołęce, przekop Mierzei Wiślanej, lotnisko w Radomiu. Wszyscy już wiedzą, że miliardy wydane na te inwestycje to pieniądze wyrzucone w błoto. A kiedy dowiemy się, kto poniesie za to odpowiedzialność?
Czy prawo do wypowiedzi jest współcześnie nadużywane, czy skuteczniej tłumione?
Z naszą demokracją jest trochę jak z reprezentacją w piłkę nożną – ciągle w defensywie, a my powtarzamy: „nic się nie stało”.
Trudno uniknąć wrażenia, że kwalifikacja prawna zdarzeń z udziałem funkcjonariuszy policji może zależeć od tego, czy występują oni po stronie potencjalnych sprawców, czy też pokrzywdzonych feralnym postrzeleniem.
Niektóre pomysły na usprawnienie sądownictwa mogą prowadzić do kuriozalnych wręcz skutków.
Hasło „Ja-ro-sław! Polskę zbaw!” dobrze ilustruje kłopot części wyborców z rozróżnieniem wyborów politycznych i religijnych.
Masz aktywną subskrypcję?
Zaloguj się lub wypróbuj za darmo
wydanie testowe.
nie masz konta w serwisie? Dołącz do nas