„I love Paris in the spring", śpiewała Ella Fitzgerald. Po najłagodniejszej od stu lat zimie piękna wiosna zaatakowała Paryż równie szybko, co gwałtownie. Na klombach zakwitły bratki i tulipany, rozwinęły się magnolie, na ulicach pojawili się sprzedawcy charakterystycznych dla Paryża kulistych bukiecików żonkili.
Cudzoziemcom miasto wydaje się niezmiennie piękne, ale nastroje Francuzów nie są bynajmniej wiosenne. Afery, korupcja, bezrobocie młodych, imigranci. François Hollande, najbardziej nielubiany w dziejach Francji prezydent, człowiek, o którym gazety piszą bez ogródek, że jest skompromitowany. Zapowiadał, że będzie „normalnym" prezydentem, w odróżnieniu od swego poprzednika, który ożenił się z modelką i w ogóle zachowywał się niepoważnie. Tymczasem „poważny" prezydent wymyka się w nocy na skuterze z Pałacu Elizejskiego do kochanki, porzucając partnerkę, z którą (jako typowy przedstawiciel lewicy) nie ma ślubu, a z którą związał się po rozstaniu z Segolene Royal i porzuceniu czwórki dzieci... Ostatnio wykryta afera podsłuchów ekipy Sarkozy'ego w Pałacu Elizejskim wstrząsnęła krajem. Okazało się, że prezydenta nagrywał zaufany współpracownik Patrick Buisson. Ale to nie położyło kresu podejrzeniom, że w całej sprawie maczała palce lewica, której zależy na zdyskredytowaniu Sarkozy'ego przed wyborami w 2017 roku.
Bo socjaliści nie mają ostatnio dobrej passy. To oni przeforsowali ustawę „Małżeństwo dla wszystkich", czyli również dla osób homoseksualnych. A te we Francji i tak od lat mogą zawierać związki cywilne, na mocy prawa „PACS". W takim związku żyje tutaj już ponad milion par hetero- i homoseksualnych – obecnie na cztery małżeństwa przypadają trzy związki PACS. Nieoczekiwanie w zlaicyzowanej Francji nagle zjednoczył się i odezwał się głos obrońców Kościoła i tradycji. Tym, co ludzi rozwścieczyło najbardziej, było użycie słowa „małżeństwo". „Zostawmy małżeństwo parom męsko-damskim". „Rodzina to związek kobiety i mężczyzny" – napisano na transparentach. Przeciwko ustawie „Marriage pour tous", czyli „Małżeństwo dla wszystkich", i w obronie rodziny na ulice Paryża wyszło ponad 400 tys. protestujących, w Lyonie ponad 200 tys.
Nie sądźmy, że tylko u nas problemy przykrywa się forsowaniem ideologii gender i tylko u nas wywołuje to protesty. We Francji także rodzice nie chcą, żeby szkoła podawała w wątpliwość płeć biologiczną ich dzieci i kwestionowała wychowanie domowe. „Czy można jeszcze posłać dzieci do szkoły publicznej?" – pyta na okładce tygodnik „Le Point", a w środku wylicza wszystkie problemy oświaty i wychowania. „Młodzież przesuwa się na prawo", donosi dziennik „Le Figaro", informując, że 61 procent młodych między 18. a 25. rokiem życia jest niezadowolonych z obecnej sytuacji społecznej i skłonnych do uczestnictwa w „akcie buntu o dużym zasięgu". Może nawet nie chodzi tu o rewolucje, raczej o zabezpieczenie praw obywatelskich. Wśród młodych panuje ideologia kryzysu, schyłku. „Lewica nie ma nic do zaofiarowania młodym, którzy mają dość technokratycznego żargonu jej działaczy" – to mówi socjalista Gael Bustier, profesor nauk politycznych, autor książki „Podróż do kresu prawicy".
Paryż inter pares
Są jednak wydarzenia, które chociaż na tydzień mogą skierować uwagę ludzi na sprawy mniej zasadnicze. Moda jest we Francji dobrem narodowym, więc gdy w Paryżu odbywa się tydzień prêt-à-porter, od niedawna zwany fashion weekiem, strony gazet zaludniają się zdjęciami modelek i pięknych kreacji. Chociaż podobne imprezy zaczęły organizować prawie wszystkie stolice świata, bezdyskusyjnie tydzień mody w Paryżu liczy się najbardziej. Tu pokazują się najlepsze marki, tu wykrywa się talenty, tu przyjeżdża kilkuset dziennikarzy z całego świata. Balenciaga, Dior, Chanel, Balmain, Celine, Chloe, Louis Vuitton to nazwiska, które obecnie w modzie liczą się najbardziej. Zdobycie zaproszenia na te pokazy jest jak wygranie kumulacji w lotto.
– Jaka będzie moda na lato? – pytają mnie wszyscy, gdy wracam z Paryża. – Nie wiem – odpowiadam. Czy można to ustalić, gdy każda z obecnych tu marek pokazuje zupełnie co innego? Tu kreatywność liczy się bardziej niż trendy – tych już mało kto słucha, jest ich za dużo, stały się niezrozumiałe. Same Francuzki odnoszą się do mody z dużą nieufnością. „Moje rodaczki mają coś, co można określić jako wrodzone poczucie elegancji" – mówi Mireille Guelliano, autorka poradnikowych bestsellerów o stylu Francuzek. – Francuzka raczej wybierze strój skromniejszy, ale dobrej jakości. A dziś wiele kobiet chcąc naśladować gwiazdy show biznesu, za wszelką cenę pragnie rzucać się w oczy. A czasem jest to cena kiczu. Ponieważ nie mamy, jak kobiety w USA, garderób wielkości małego domu, inwestujemy w ubrania, które nadają się na każdą okazję. Stawiamy na naturalność".
Naturalność naturalnością, ale cóż to byłaby za nuda, gdybyśmy musieli w Paryżu oglądać same granatowe kostiumy. A tak, od sztuki przez ultrakobiecość po futuryzm, wachlarz pokazów prêt-à-porter przebiega przez wszystkie współczesne style. U Diora po ekstrawaganckim Johnie Galliano dowództwo objął minimalistyczny Raf Simons. Jego ubrania urzekające prostotą i pomysłowością nie epatują dziwactwami – to jest krawiectwo w czystej postaci spod znaku mistrza Christiana Diora. Valentino sukienkami przypominającymi kostium arlekina odgrywa komedię dell'arte. Haider Ackerman, projektant, który zawsze inspirował się garderobą męską, przedstawił w artdecowskim Palais de Chaillot przepiękną kolekcję w kolorach szarym, mysim, brązowawym (język francuski ma na to specjalną nazwę greige – połączenie szarego gris i beige, beżowego). Luźne swetry, męskie płaszcze z kapturami wykończonymi futrem (o zgrozo, prawdziwym!), szerokie spodnie z kaszmiru. Po okryciach (wszak to kolekcja zimowa) nastąpiła seria strojów wieczorowych z metalizowanych szarych jedwabi, z sukniami krojonymi ze skosa, co jest jedną z najtrudniejszych sztuk krawieckich. Wrażenie nastrojowego pokazu potęgowała muzyka tria Schuberta z horroru „The Hunger" niepokojąca i smutna...