Paryskie wiosny

Dwa razy do roku, gdy trwa Fashion Week, Francuzi od niewesołych realiów życia odwracają się w stronę mody. Tutaj Paryż nie daje sobie wydrzeć palmy pierwszeństwa. Moda to dobro narodowe.

Aktualizacja: 23.03.2014 09:50 Publikacja: 21.03.2014 23:44

Obrońcy rodziny: w mniejszości, nie przegrani

Obrońcy rodziny: w mniejszości, nie przegrani

Foto: AFP

„I love Paris in the spring", śpiewała Ella Fitzgerald. Po najłagodniejszej od stu lat zimie piękna wiosna zaatakowała Paryż równie szybko, co gwałtownie. Na klombach zakwitły bratki i tulipany, rozwinęły się magnolie, na ulicach pojawili się sprzedawcy charakterystycznych dla Paryża kulistych bukiecików żonkili.

Cudzoziemcom miasto wydaje się niezmiennie piękne, ale nastroje Francuzów nie są bynajmniej wiosenne. Afery, korupcja, bezrobocie młodych, imigranci. François Hollande, najbardziej nielubiany w dziejach Francji prezydent, człowiek, o którym gazety piszą bez ogródek, że jest skompromitowany. Zapowiadał, że będzie „normalnym" prezydentem, w odróżnieniu od swego poprzednika, który ożenił się z modelką i w ogóle zachowywał się niepoważnie. Tymczasem „poważny" prezydent wymyka się w nocy na skuterze z Pałacu Elizejskiego do kochanki, porzucając partnerkę, z którą (jako typowy przedstawiciel lewicy) nie ma ślubu, a z którą związał się po rozstaniu z Segolene Royal i porzuceniu czwórki dzieci... Ostatnio wykryta afera podsłuchów ekipy Sarkozy'ego w Pałacu Elizejskim wstrząsnęła krajem. Okazało się, że prezydenta nagrywał zaufany współpracownik Patrick Buisson. Ale to nie położyło kresu podejrzeniom, że w całej sprawie maczała palce lewica, której zależy na zdyskredytowaniu Sarkozy'ego przed wyborami w 2017 roku.

Bo socjaliści nie mają ostatnio dobrej passy. To oni przeforsowali ustawę „Małżeństwo dla wszystkich", czyli również dla osób homoseksualnych. A te we Francji i tak od lat mogą zawierać związki cywilne, na mocy prawa „PACS". W takim związku żyje tutaj już ponad milion par hetero- i homoseksualnych – obecnie na cztery małżeństwa przypadają trzy związki PACS. Nieoczekiwanie w zlaicyzowanej Francji nagle zjednoczył się i odezwał się głos obrońców Kościoła i tradycji. Tym, co ludzi rozwścieczyło najbardziej, było użycie słowa „małżeństwo". „Zostawmy małżeństwo parom męsko-damskim". „Rodzina to związek kobiety i mężczyzny" – napisano na transparentach. Przeciwko ustawie „Marriage pour tous", czyli „Małżeństwo dla wszystkich", i w obronie rodziny na ulice Paryża wyszło ponad 400 tys. protestujących, w Lyonie ponad 200 tys.

Nie sądźmy, że tylko u nas problemy przykrywa się forsowaniem ideologii gender i tylko u nas wywołuje to protesty. We Francji także rodzice nie chcą, żeby szkoła podawała w wątpliwość płeć biologiczną ich dzieci i kwestionowała wychowanie domowe. „Czy można jeszcze posłać dzieci do szkoły publicznej?" – pyta na okładce tygodnik „Le Point", a w środku wylicza wszystkie problemy oświaty i wychowania. „Młodzież przesuwa się na prawo", donosi dziennik „Le Figaro", informując, że 61 procent młodych między 18. a 25. rokiem życia jest niezadowolonych z obecnej sytuacji społecznej i skłonnych do uczestnictwa w „akcie buntu o dużym zasięgu". Może nawet nie chodzi tu o rewolucje, raczej o zabezpieczenie praw obywatelskich. Wśród młodych panuje ideologia kryzysu, schyłku. „Lewica nie ma nic do zaofiarowania młodym, którzy mają dość technokratycznego żargonu jej działaczy" – to mówi socjalista Gael Bustier, profesor nauk politycznych, autor książki „Podróż do kresu prawicy".

Paryż inter pares

Są jednak wydarzenia, które chociaż na tydzień mogą skierować uwagę ludzi na sprawy mniej zasadnicze. Moda jest we Francji dobrem narodowym, więc gdy w Paryżu odbywa się tydzień prêt-à-porter, od niedawna zwany fashion weekiem, strony gazet zaludniają się zdjęciami modelek i pięknych kreacji. Chociaż podobne imprezy zaczęły organizować prawie wszystkie stolice świata, bezdyskusyjnie tydzień mody w Paryżu liczy się najbardziej. Tu pokazują się najlepsze marki, tu wykrywa się talenty, tu przyjeżdża kilkuset dziennikarzy z całego świata. Balenciaga, Dior, Chanel, Balmain, Celine, Chloe, Louis Vuitton to nazwiska, które obecnie w modzie liczą się najbardziej. Zdobycie zaproszenia na te pokazy jest jak wygranie kumulacji w lotto.

– Jaka będzie moda na lato? – pytają mnie wszyscy, gdy wracam z Paryża. – Nie wiem – odpowiadam. Czy można to ustalić, gdy każda z obecnych tu marek pokazuje zupełnie co innego? Tu kreatywność liczy się bardziej niż trendy – tych już mało kto słucha, jest ich za dużo, stały się niezrozumiałe. Same Francuzki odnoszą się do mody z dużą nieufnością. „Moje rodaczki mają coś, co można określić jako wrodzone poczucie elegancji" – mówi Mireille Guelliano, autorka poradnikowych bestsellerów o stylu Francuzek. – Francuzka raczej wybierze strój skromniejszy, ale dobrej jakości. A dziś wiele kobiet chcąc naśladować gwiazdy show biznesu, za wszelką cenę pragnie rzucać się w oczy. A czasem jest to cena kiczu. Ponieważ nie mamy, jak kobiety w USA, garderób wielkości małego domu, inwestujemy w ubrania, które nadają się na każdą okazję. Stawiamy na naturalność".

Naturalność naturalnością, ale cóż to byłaby za nuda, gdybyśmy musieli w Paryżu oglądać same granatowe kostiumy. A tak, od sztuki przez ultrakobiecość po futuryzm, wachlarz pokazów prêt-à-porter przebiega przez wszystkie współczesne style. U Diora po ekstrawaganckim Johnie Galliano dowództwo objął minimalistyczny Raf Simons. Jego ubrania urzekające prostotą i pomysłowością nie epatują dziwactwami – to jest krawiectwo w czystej postaci spod znaku mistrza Christiana Diora. Valentino sukienkami przypominającymi kostium arlekina odgrywa komedię dell'arte. Haider Ackerman, projektant, który zawsze inspirował się garderobą męską, przedstawił w artdecowskim Palais de Chaillot przepiękną kolekcję w kolorach szarym, mysim, brązowawym (język francuski ma na to specjalną nazwę greige – połączenie szarego gris i beige, beżowego). Luźne swetry, męskie płaszcze z kapturami wykończonymi futrem (o zgrozo, prawdziwym!), szerokie spodnie z kaszmiru. Po okryciach (wszak to kolekcja zimowa) nastąpiła seria strojów wieczorowych z metalizowanych szarych jedwabi, z sukniami krojonymi ze skosa, co jest jedną z najtrudniejszych sztuk krawieckich. Wrażenie nastrojowego pokazu potęgowała muzyka tria Schuberta z horroru „The Hunger" niepokojąca i smutna...

Chanel w supermarkecie

Jednym z najbardziej oczekiwanych pokazów jest zawsze Louis Vuitton. Nie ma już chyba człowieka na kuli ziemskiej, który by nie słyszał o torbach z monogramem, ale sądząc po sukcesie finansowym firmy, jest również coraz więcej takich, którzy nie ograniczają się do  marzeń. Według dobrze poinformowanego źródła (sam LV nie ujawnia żadnych danych) otwarty w czerwcu zeszłego roku sklep w Warszawie przez pół roku wykonał z nadwyżką plan sprzedaży. Całkiem nieźle, jak na nasz niezbyt zamożny kraj, gdzie statystyczny obywatel wydaje na ubranie 50 zł miesięcznie... Chociaż wiadomo, że to nie ubranie, lecz kaletnictwo stanowi główne źródło przychodów Louis Vuitton, na pokazie w Paryżu cała para idzie w ciuchy. Głównodowodzącym jest cudowne dziecko mody, czterdziestolatek Nicolas Ghesquiere. Na stanowisku dyrektora artystycznego nastał po 16 latach panowania amerykańskiego projektanta Marca Jacobsa. Pokazał kolekcję na miarę swego talentu: subtelne i nieoczekiwane połączenia tkanin (jedwab z winylem, skóra i wełna, materiały high-tech i kaszmir), a wszystko w stylu odkrywanych dzisiaj na nowo lat 70. Na widowni wśród miłośniczek talentu projektanta między innymi Catherine Deneuve, z twarzą tak nastrzykniętą botoksem, że trudną do rozpoznania...

Tym, o czym w tym roku na fashion weeku mówiło się najwięcej, był pokaz Chanel. Zazwyczaj odbywa się on ostatniego dnia, żeby trzymać suspens do ostatniej chwili i zostawić mocne wrażenie... Tak też było w tym roku – był nie tylko suspens, ale i wrażenie. W Grand Palais, jednej z największych przestrzeni ekspozycyjnych w Paryżu, Karl Lagerfeld, szef Chanel, zaaranżował gigantyczny supermarket (swoją drogą, jestem ciekawa, czy kiedykolwiek był on w prawdziwym supermarkecie?). W Chanel Shopping Center zamiast wybiegu umieszczono sklepowe alejki z półkami, wśród których krążyły modelki z koszyczkami. Były również, jak w prawdziwym supermarkecie, reklamy, kasa oraz sto tysięcy specjalnie w tym celu zaprojektowanych towarów, każdy nawiązujący do legendy Mademoiselle. Coco Flakes, czerwona fasolka „z ogrodu panny Gabrielle", „Tweed Cola", mleko Coco, nawet kostki rosołowe. Pikowaną torebkę Chanel zawiniętą w folię serwowano na styropianowej tacce jak kawałek wołowiny... Dziewczyny ubrane były w tweedowe sukienki, płaszczyki i kombinezony, na nogach miały adidasy z tweedu, we włosy wpięte kolorowe wstążki. Poruszenie na sali wywoływało każde pokazanie się Rihanny, jednej z modelek. Również we Francji, podobnie jak na całym świecie, gwiazdy muzyki stały się również gwiazdami mody.

Natomiast o modelkach mówi się ostatnio mniej. Zenit ich sławy przypadł na lata 90., potem ustąpiły miejsca bohaterom reality show, którzy przyćmili je skandalami. Rzucanie w gosposie komórkami i wciąganie kokainy stały się już za mało ekscytujące... Jest jednak wyjątek – to Cara Delevingne, ostatnio najbardziej pożądana i oglądana top. I to bynajmniej nie dzięki skandalom. I nie tylko dzięki urodzie, dość banalnej – niebieskie oczy, zadarty nos, gęste brwi. To dobrze wychowana, zamożna dziewczyna z arystokratycznej rodziny angielskiej, urodzona w najelegantszej dzielnicy Londynu, Belgravii (jak widać, Rosjanie nie zdążyli jeszcze wykupić tam wszystkich nieruchomości...). Jej ojciec Charles Delevingne jest dilerem antyków, matka Pandora – eksmodelką, przyjaciółką księżny Yorku, byłą damą dworu księżniczki Małgorzaty.

Cara nie miała jeszcze 20 lat, gdy została brytyjską modelką roku. Potem zagrała małą rolę w filmie „Anna Karenina" i w grze wideo „Grand Theft auto". Od tej pory jej sława rośnie: na każde jej pojawienie się czyhają paparazzi, którzy jak piranie muszą mieć nowe dostawy świeżego mięsa. Ostatnie dokonanie Cary to kolekcja toreb dla Mulberry, firmy, która dla Anglików jest tym, czym Chanel dla Francuzów. Jeszcze przed prezentacją tej kolekcji dziewczyna miała na Instagramie 4 miliony followersów. Zaraz po niej zyskała 50 tysięcy nowych...

Luksus tani i drogi

Luksus paryski – doznać go chciałby każdy turysta, a i lokalsi nim całkiem nie pogardzają. Sklepy na Avenue Montaigne, gdzie ceny są cztero-, a zdarza się, że i pięciocyfrowe, odstraszają pustymi wnętrzami i prężącymi się przy wejściu przystojnymi i eleganckimi ochroniarzo-odźwiernymi. Do wejścia nie zachęcają także bezdomni, którzy upodobali sobie świątynie zbytku, żeby przed ich progiem rozłożyć swoje gospodarstwo: tekturę, śpiwór, torbę z rzeczami i śpiącego (mówi się, że to pod wpływem środków nasennych) psa. Wszystko to ma wzbudzić w potencjalnych klientach butików poczucie winy.

A jednak klienci są. Nie tylko Chińczycy, Rosjanie i Japończycy. Francuzi elegancję mają wpisaną w kod genetyczny. I chociaż amerykański luz atakuje z całą bezwzględnością, tutejszy styl, bardziej dyskretny, „europejski", daje mu odpór. Francuzi lubią awangardę do popatrzenia, z noszeniem gorzej. Użytkowo liczą się rzeczy klasyczne. Ulica zmienia się, ewoluuje, ale jednak jej styl, podziwiany na całym świecie, utrzymuje się. Gdybym miała go porównać z naszym, powiedziałabym: mniejszy odsetek źle ubranych i większy dobrze ubranych. Środek jest ten sam.

Nawet ci, których stać na zakupy z wyższej półki, skarżą się na drożyznę. Tendencję inflacji cen, która od kilku lat dotyka silnie rynku artykułów luksusowych, obserwuje każdy, nie tylko ten, kto chciałby kupić tu kostium Chanel czy garnitur Lanvin (ci przeważnie na ceny nie patrzą). Także turysta, który szuka po prostu „czegoś z Paryża". Ceny skórzanych butów zaczynają się od 90 euro u najtańszego Andre, torebki, dzisiejsza tarcza herbowa modnej kobiety, od 300 euro. I nie mówimy to u torbie 2.55 Chanel, która kosztuje 7600 dolarów. Jej cena wzrosła przez ostatnią dekadę o 60 procent. Żeby zdobyć najnowszy model Louis Vuitton – torebkę Capucine (cena od 16 do 18 tys. euro, w zależności od wielkości), trzeba zapisać się na listę oczekujących, która liczy 800 osób. W Paryżu, w Warszawie na razie bez kolejki. Nowy model Hermesa – torba inspirowana ekwipunkiem jeździeckim – kosztuje  7 tys euro. Także na zapisy.

Nic dziwnego, że wśród Francuzów wielkim powodzeniem cieszy się japońska sieciówka Uniqlo, która otwiera już drugi magazyn w Paryżu, tym razem w modnej dzielnicy Marais. Oferuje rzeczy niedrogie, podstawowej gamy – ubrania, bieliznę, wszystko niezłej jakości i w cenach do zaakceptowania (nawet dla przybysza z Polski). W jedynym w Paryżu sklepie przy operze jest zawsze tłum – kupują tu nie tylko biedni i turyści z krajów naszego bloku. – Wszyscy moi znajomi tam się ubierają – powiedziała mi Carinne Bonnier, dziennikarka. Miałam zamiar udać się do Uniqlo na premierę kolekcji Ines de la Fressange, słynnej tu modelki i projektantki, ale musiałam wyjechać wcześniej.

Leonor Fini w wodzie

Co może oderwać od komercji? Tylko kultura. Sądząc po kolejkach na wystawy, to wciąż mocna strona Francuzów. Na wystawę Henri Cartier-Bressona w Centrum Pompidou stałam półtorej godziny w deszczu, w kolejce, gdzie wszyscy równo i cierpliwie mokli. Zmarły dziesięć lat temu fotograf, założyciel agencji Magnum, mistrz refleksyjnej sztuki czarno-białego reportażu, ma w swojej ojczyźnie status prawie świętego. Francuzi go kochają za nostalgiczne obrazy Francji, Paryża, ulic, sceny z życia zwykłych ludzi. Potrafił godzinami czyhać z aparatem, żeby złapać jedno ujęcie z właściwym światłem, gestem, kompozycją. Jednak ta ogromna wystawa, która prezentuje ponad 300 zdjęć magicznego artysty, pokazuje coś więcej niż to, co wszyscy znają. Kwestionując utrwalony w powszechnej wyobraźni wizerunek spokojnego „ładnego" CB, prezentuje zdjęcia wojenne, autoportrety, portrety (między innymi akt w wodzie Leonor Fini, towarzyszki Konstantego Jeleńskiego), rysunki.

– Musisz iść na wystawę Billa Violi – powiedziała mi kuzynka. Nigdy wcześniej nie słyszałam o tym amerykańskim artyście wideo, ale posłuchałam. Zaraz przy wejściu zostałam wciągnięta w wir ruchomych obrazów wyświetlanych na gigantycznych ekranach. Jedno z dzieł pokazane jest na pięciu ekranach, które w sumie mają 11 m długości! Sceny z Biblii, zanurzone w wodzie ciała, skapujące kurtyny z deszczu. Wszystko dzieje się w zwolnionym tempie – scena trwająca ponad minutę u Violi trwa dziesięć minut. To zwolnione tempo jest wyrazem buntu artysty przeciwko zawrotnej szybkości naszych czasów i pośpiechowi, w jakim żyjemy. „Nasz świat dzieje się za szybko. Mamy mózg naładowany informacjami, to już stało się rodzajem zanieczyszczenia. Kontrolę nad nami przejęły maszyny. Nie umiemy się zatrzymać i usiąść".

Gdy w Paryżu ląduje plemię wyznawców mody z całego świata, trzeba rzucić mu na żer coś więcej niż rytuał pokazów. Wystawa „Papier lustre" (błyszczący papier) w paryskim muzeum mody Galliera jest właśnie czymś takim. Nie za trudnym, ale też ambitniejszym niż same ciuchy. Materiał do niej to zdjęcia zaczerpnięte z zasobów Conde Nast, wydawcy magazynów mody, w tym flagowego „Vogue'a". 150 fotografii umieszczono w porządku nie chronologicznym, lecz tematycznym. Pokazują, jak przez prawie sto lat zmieniły się pojęcie elegancji, wizerunek kobiety, wyobrażenie o luksusie. Pierwsze zdjęcia „Vogue'a" miały ukształtować czytelniczkę „Vogue'a" – bogatą burżujkę, dla której przejście na drugą stronę ulicy na piechotę było wyczynem. Dzisiaj jest to młoda, sportowa dziewczyna, która biega w maratonach i której nie zraża żaden skandal, ona wręcz oczekuje go od swego ulubionego tytułu. Widać ewolucję fotografii mody: ze statycznych, grzecznych, spokojnych, zdjęcia mody stały się ponure, groźne, smutne i szokujące. Zmienia się wizerunek modelek. Od twarzy łagodnych, idealnie proporcjonalnych po charakterystyczne, wyraziste. W dzisiejszej fotografii mody optymizm jest zabroniony. Tylko na pokazach bielizny modelki mają jeszcze prawo się uśmiechać...

Znakiem czasu jest olbrzymi sukces frekwencyjny Mondialu Tatuażu, imprezy, która zadebiutowała w Paryżu w roku 2013, a teraz odbywa się po raz drugi. Zanotowano 20 tysięcy odwiedzających!

Widać, jaka ogromna zmiana dokonała się w ciągu kilku lat w eleganckiej Francji. Tatuaż opuścił getto marynarzy i więźniów, ze sfery kontrkultury przedostał się do kultury masowej. Obrazki na ciele ma już jeden statystyczny Francuz na dziesięciu, w tym prawie połowa młodych. Lady Gaga, David Beckham, Rihanna z jej 21 malowidłami robią darmową reklamę. W ciągu 30 lat liczba tatuażystów wzrosła z 40 do 3 tys. Zważywszy że wszyscy działają oficjalnie, liczba jest o wiele większa. Niektórzy uważają się za artystów – „jedyna różnica jest taka, że my malujemy na ciele" – mówi dziennikowi „Le Monde" tatuażysta Tin Tin. Interes jest bardzo dochodowy, szacuje się, że tatuażysta zarabia więcej niż lekarz.

Przybywa także tych, a jest ich coraz więcej, którzy chcieliby pozbyć się niechcianej ozdoby. Nowa specjalność – detatuaż – to jeszcze nowość. W Stanach Zjednoczonych, według szacunków American Society of Dermatologic Surgery, dokonano już 63 tysięcy takich zabiegów. Klienci chcą usunąć imiona dawnych kochanków, nieudane rysunki i napisy, które mogą odstraszyć pracodawców. Ale zabieg wykonywany za pomocą nowej generacji laserów nie jest ani szybki, ani w pełni skuteczny, ani tani. Dziesięć seansów to koszt około 300 euro, a ślady na skórze jednak zostają. Może to nie szkodzi, może człowiek bez tatuażu za jakiś czas będzie uważany za jednostkę aspołeczną?...

Ostateczną konsekracją nowego rytuału będzie wystawa, która otworzy się 6 maja w Musée du quai Branly.

Tatuaż jako eksponat muzealny? Cóż, takie czasy.

„I love Paris in the spring", śpiewała Ella Fitzgerald. Po najłagodniejszej od stu lat zimie piękna wiosna zaatakowała Paryż równie szybko, co gwałtownie. Na klombach zakwitły bratki i tulipany, rozwinęły się magnolie, na ulicach pojawili się sprzedawcy charakterystycznych dla Paryża kulistych bukiecików żonkili.

Cudzoziemcom miasto wydaje się niezmiennie piękne, ale nastroje Francuzów nie są bynajmniej wiosenne. Afery, korupcja, bezrobocie młodych, imigranci. François Hollande, najbardziej nielubiany w dziejach Francji prezydent, człowiek, o którym gazety piszą bez ogródek, że jest skompromitowany. Zapowiadał, że będzie „normalnym" prezydentem, w odróżnieniu od swego poprzednika, który ożenił się z modelką i w ogóle zachowywał się niepoważnie. Tymczasem „poważny" prezydent wymyka się w nocy na skuterze z Pałacu Elizejskiego do kochanki, porzucając partnerkę, z którą (jako typowy przedstawiciel lewicy) nie ma ślubu, a z którą związał się po rozstaniu z Segolene Royal i porzuceniu czwórki dzieci... Ostatnio wykryta afera podsłuchów ekipy Sarkozy'ego w Pałacu Elizejskim wstrząsnęła krajem. Okazało się, że prezydenta nagrywał zaufany współpracownik Patrick Buisson. Ale to nie położyło kresu podejrzeniom, że w całej sprawie maczała palce lewica, której zależy na zdyskredytowaniu Sarkozy'ego przed wyborami w 2017 roku.

Bo socjaliści nie mają ostatnio dobrej passy. To oni przeforsowali ustawę „Małżeństwo dla wszystkich", czyli również dla osób homoseksualnych. A te we Francji i tak od lat mogą zawierać związki cywilne, na mocy prawa „PACS". W takim związku żyje tutaj już ponad milion par hetero- i homoseksualnych – obecnie na cztery małżeństwa przypadają trzy związki PACS. Nieoczekiwanie w zlaicyzowanej Francji nagle zjednoczył się i odezwał się głos obrońców Kościoła i tradycji. Tym, co ludzi rozwścieczyło najbardziej, było użycie słowa „małżeństwo". „Zostawmy małżeństwo parom męsko-damskim". „Rodzina to związek kobiety i mężczyzny" – napisano na transparentach. Przeciwko ustawie „Marriage pour tous", czyli „Małżeństwo dla wszystkich", i w obronie rodziny na ulice Paryża wyszło ponad 400 tys. protestujących, w Lyonie ponad 200 tys.

Pozostało 88% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy