Moment luksusu, czyli rokitnik

Podarowałam sobie odrobinę luksusu: anchois z kaparami produkcji Kraju Basków (ciekawe: jeszcze się nie odłączyli od matki Hiszpanii, a już taki separatyzm), włoska oliwa z oliwek z uprawy biologicznej (przynajmniej nominalnie), łosoś wędzony na gorąco w drewnie bukowym, wino Châteauneuf du Pape.

Publikacja: 24.05.2014 13:00

Joanna Bojańczyk

Joanna Bojańczyk

Foto: Fotorzepa/Magda Starowieyska

Wszystko z Biedronki. Trzeba przyznać, luksusowo, jak na sklep uchodzący za najbardziej siermiężny na rynku.

To rezultat wspinaczki w górę, jaką market rodem z Portugalii wykonał na polskim rynku przez tych ostatnich parę lat. Jeszcze niedawno prezes Kaczyński, chcąc pokazać swoje bliskie ludowi pracującemu oblicze, robił tam zakupy zaprowadzony przez chłopców od PR. Jeszcze niedawno personel tego marketu walczył w sądach o ludzkie traktowanie. A dzisiaj proszę – anchois. Dziwię się, że migawka z Biedronki nie została włączona do rocznicowego spotu cywilizacyjnego, to jest chciałam powiedzieć – skoku cywilizacyjnego.

Biedronka nie jest osamotniona. Inne markety spożywcze też chcą wyszarpać jak najwięcej z kawałka tortu zwanego segmentem wyższej półki. Bo podobno, jak twierdzą tzw. analitycy rynku, luksus nie zna kryzysów. (Tu niewielka dygresja od spożywczaka do poezji – trochę zdziwiło mnie, gdy prezydent Komorowski, powiedział o Tadeuszu Różewiczu: „odszedł człowiek z wysokiej półki". Poeta zapewne zdziwiłby się, słysząc, że został obdarzony komplementem rodem z marketingowej nowomowy).

Ale wróćmy do spożywczaków i do luksusów. W Lidlu reklamowano niedawno polędwicę i rostbef z Brazylii, na stałe jest tam specjalny oddział luks. Delikatesowa Alma w moim rejonie wykosiła mniej delikatesowe Bomi, które kiedyś także pretendowało do „wyższej półki". Widać niewystarczająco, Alma okazała się bardziej skuteczna. Albo weźmy sieć Piccola Italia, która rozmnaża się w Warszawie z agresywnością roślin nieendemicznych. Z sukcesem, jak widać po tempie przyrostu, bo Małe Włochy są już co krok. Parmigiano reggiano, peccorino romano, pesto genovese. Czy ktoś jeszcze kupuje kartofle, kapustę, ser biały? Może już przeszliśmy w całości na tryb włoski? Po nomenklaturze można by wnosić, że owszem – dawna kawa z mlekiem to obecnie cafe latte, makaron (nie daj Boże kluski!) to dzisiaj pasta. W modnych ostatnio śniadaniowniach jada się croissanty, crepes z syropem klonowym, popijając to smoothy i cafe latte...

Ale na przykład znajomi w dostawie domowej otrzymują co tydzień paczkę żywnościową o treści całkowicie rodzimej: chleb razowy, pomarszczone jabłuszka, czosnek wielkości orzecha laskowego, parę chuderlawych marcheweczek, niewielką główkę sałaty. Jest również brukiew, z którą babcia owych państwa, niegdyś więźniarka Ravensbrück, ma skojarzenia mniej luksusowe...

Wszystkie produkty pochodzą z certyfikowanych upraw ekologicznych made in województwo mazowieckie. Châteauneuf du Pape w dostawie brak.

Zawartość istotnie swojska, natomiast cena bynajmniej. Gdyby artykuły tego zestawu kupić w Biedronce, wyszłoby trzy razy taniej. I jabłka zapewne byłyby dorodniejsze, marchewka bardziej wypasiona. Ale czy zdrowsze? Być może mniej... Tylko ktoś niedoinformowany może sądzić, że luksus ma być wypasiony. Wręcz przeciwnie. Dzisiaj luksus im skromniejszy, biedniejszy, tym bardziej luksusowy. Na przykład w słynnym lokalu Wojciecha Modesta Amaro mój mąż, któremu udało się zarezerwować z wyprzedzeniem tylko dwutygodniowym stolik dla siebie i służbowego klienta, jadł na deser rokitnik. To jest – chciałam powiedzieć – na moment zwany deserem, bo w Amaro nie ma dań, tylko momenty. Tym, którzy jeszcze nie wiedzą, co to rokitnik, wyjaśniam, że to ładne i zdrowe pomarańczowe jagódki. Rosną zapewne w krzakach, które mijają państwo, idąc na przystanek tramwajowy.

Ja w prawdziwe życie spożywczego luks multikulti wkraczałam w wieku dość zaawansowanym, gdzieś po dwudziestce. Jestem pokoleniem, które dzieciństwo przeżyło, o zgrozo, bez anchois, oliwek, kaparów, nie znając nawet pesto. Ale co to było za życie? Do dziś mam łzy w oczach, gdy przypomnę sobie ubogie dzieciństwo spędzone nad talerzem pomidorowej na obiad i kaszy manny na śniadanie... Delikatesy za moich czasów to był sklep, gdzie od czasu do czasu można było dostać kawę, którą na miejscu mielono. Aż do końca jedynie słusznego ustroju kawa była w Polsce artykułem luksusowym oraz towarem barterowym wręczanym urzędnikom jako korzyść materialna i jako prezent lekarzom, po operacji. Jeśli pacjent przeżył.

Pierwszy raz jadłam łososia, gdy wujaszek z Francji z wizytą w Warszawie zaprosił mnie na obiad. Mój pierwszy raz z awokado też pamiętam do dziś. Na studiach udzielałam lekcji francuskiego rodzinie holenderskich dyplomatów. Kiedyś, przed świętami Bożego Narodzenia, wyjeżdżając do ojczyzny ci mili państwo zostawili mi zawartość lodówki. Był to dar bezcenny w późnych latach 70., kiedy dziesięć deka szynki było marzeniem każdego obywatela. Przyniosłam do domu kilka awokado, zaczęliśmy się z mężem im przyglądać i zastanawiać, co z tym zrobić. Książka kucharska pt. „Kuchnia polska" nie uwzględniała egzotycznego owocu, a jedynym podręcznikiem kuchni obcej, jaki posiadaliśmy, były „Potrawy włoskie na polskim stole". Dzieło to skupiało się na substytutach, którymi można było zastąpić oryginalne składniki włoskie. Ossobuco z kurczaka, zamiast krewetek dorsz...

Dziś problem rozwiązany. Książek kucharskich mamy setki, Biedronka codziennie chce nas obdarzać odrobiną luksusu w postaci krewetek. Tyle że w międzyczasie luksusem stał się rokitnik.

Wszystko z Biedronki. Trzeba przyznać, luksusowo, jak na sklep uchodzący za najbardziej siermiężny na rynku.

To rezultat wspinaczki w górę, jaką market rodem z Portugalii wykonał na polskim rynku przez tych ostatnich parę lat. Jeszcze niedawno prezes Kaczyński, chcąc pokazać swoje bliskie ludowi pracującemu oblicze, robił tam zakupy zaprowadzony przez chłopców od PR. Jeszcze niedawno personel tego marketu walczył w sądach o ludzkie traktowanie. A dzisiaj proszę – anchois. Dziwię się, że migawka z Biedronki nie została włączona do rocznicowego spotu cywilizacyjnego, to jest chciałam powiedzieć – skoku cywilizacyjnego.

Pozostało 89% artykułu
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Jak Kaczyński został Tysonem
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi