Reklama
Rozwiń
Reklama

Pamiętasz Olgę?

Niemieckie nazwisko Bergholc – po prapradziadku, komsomolski entuzjazm – z Zeitgeistu, staroruskie imię, warkocz i kąciki oczu lekko opadające w dół – po matce.

Publikacja: 07.06.2014 17:00

Wojciech Stanisławski

Wojciech Stanisławski

Foto: Fotorzepa/Waldemar Kompała

W miłoszowej frazie „cielesna, biedna, ironiczna, krucha" nie pasuje do niej tylko ironia, którą trzeba by zastąpić naiwnością: debiut w gazetce ściennej, pochopny ślub z kolegą z roku i praktyka dziennikarska we Władykaukazie, skąd będzie nadsyłać ekstatyczne korespondencje o turbinach. Nic nie chroni tej leningradzkiej biografii przed oczywistością, włącznie z aresztowaniem najpierw byłego już męża, potem jej, w przewidywalnym roku 1938. Zwolniona i zrehabilitowana w osiem miesięcy później, w dzień po wyjściu z więzienia składa wniosek o powtórne przyjęcie do partii.

W dwa lata później na jeziorze Ładoga zamkną się żelaza blokady. Czarna konina, strup lodu na ścianie kuchni, pogrzeb drugiego męża: wychudzone ciało waży tyle co kukła z papier-maché. Kulawy trzewik, trupy tramwajów w kopnym śniegu, w obciągniętym płótnem głośniku charkot Żdanowa, który łaskawie chwali miasto za wytrwałość: w 1948 r. każe spalić zbiory Muzeum Blokady.

Kiedy miała okazję usłyszeć przestrogę „Jeśli zapomnę Ciebie, Jeruzalem / Niech mnie zawiedzie moja prawica"? Na kolanach ojca-darwinisty? Przecież na filologii nie czytali ani psalmów, ani tym bardziej wizjonera-puchacza, zgarbionego w moskiewskiej czytelni Nikołaja Fiodorowa, który w ćwierć wieku wcześniej w imię kosmicznej sprawiedliwości żądał od przyszłych pokoleń wskrzeszenia wszystkich zmarłych!

Ale przyrzekła: „Nikt i nic nie zostało zapomniane". Fraza, wykuta najpierw na ścianie Cmentarza Piskariowskiego, gdzie spoczywa pół miliona ofiar oblężenia Leningradu, zrobiła niewiarygodną karierę: przywoływano ją w inskrypcjach upodnóża tysięcznych pomników i podczas akademii w sierocińcach, odlewano w mosiądzu i kaligrafowano na uparcie zwijającym się w rulon brystolu.

Czyli jednak – ironistka? W państwie narodów śpiących pod darnią i spalonych kartotek ta obietnica brzmi w końcu równie sarkastycznie co „Życie stało się lepsze" albo „Człowiek to brzmi dumnie". Zdjęcie złuszczającego się na murze wersu „Nikto nie zabyt i niczto nie zabyto" do dziś stanowi rutynową pamiątkę z wyprawy na Wschód.

Reklama
Reklama

Warkocz zsiwiał. Przeżywszy kilka zapojów, trzeciego męża i niedościgłą Achmatową, odeszła cicho w połowie lat 70. Imię dziecka, które jesienią 1938, w kilka godzin po kolejnym przesłuchaniu, urodziła martwe w celi, nie jest znane ani śledczym, ani historykom literatury.

W miłoszowej frazie „cielesna, biedna, ironiczna, krucha" nie pasuje do niej tylko ironia, którą trzeba by zastąpić naiwnością: debiut w gazetce ściennej, pochopny ślub z kolegą z roku i praktyka dziennikarska we Władykaukazie, skąd będzie nadsyłać ekstatyczne korespondencje o turbinach. Nic nie chroni tej leningradzkiej biografii przed oczywistością, włącznie z aresztowaniem najpierw byłego już męża, potem jej, w przewidywalnym roku 1938. Zwolniona i zrehabilitowana w osiem miesięcy później, w dzień po wyjściu z więzienia składa wniosek o powtórne przyjęcie do partii.

Reklama
Plus Minus
Odwaga pojednania. Nieznany głos abp. Kominka
Materiał Promocyjny
Czy polskie banki zbudują wspólne AI? Eksperci widzą potencjał, ale też bariery
Plus Minus
„Kubek na tsunami”: Żywotna żałoba przegadana ze sztuczną inteligencją
Plus Minus
„Kaku: Ancient Seal”: Zręczny bohater
Plus Minus
„Konflikt”: Wojna na poważnie
Materiał Promocyjny
Urząd Patentowy teraz bardziej internetowy
Plus Minus
„Biały głód”: Białe barwy śmierci
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama