Czy za aferą stoi Rosja? W jakimś sensie na pewno, powiązania widać gołym okiem. Ale czy Rosja (a jeśli tak, to które służby) kontroluje całość przebiegu afery, czy tylko podsłuchy? Czy może coś wymknęło jej się z rąk? A może ciągle ma w zanadrzu więcej nagrań? Czy Rosja ma jakieś głębiej ukryte cele, czy zadowoli się wywołaniem chaosu?
Też oddaję się spekulacjom, ale celowo – by odpowiedzieć, że jeśli nagrania są prawdziwe (a na razie wydaje się, że tak), to rola Rosji nie ma w ocenie tego, CO zostało powiedziane, żadnego znaczenia. W chwili obecnej najważniejszą sprawą jest odpowiedź na pytanie, co te rozmowy oznaczają dla obywateli Polski, czy powiedziane w nich rzeczy mają istotne dla Polski i Polaków znaczenie, a jeśli tak, to jakie.
Rosja i tak będzie robiła, co będzie chciała. A chyba najbardziej będzie chciała, żeby było wokół niej, czy może i na całym świecie, jak najmniej normalnych, zdrowych państw, których obywatele mogą znosić kryzysy polityczne i wychodzić z nich jeszcze silniejsi. Konkluzja pierwsza: najważniejszy w tym momencie jest interes Polski, a nie Rosji.
Nagrani rozmówcy klną i wykazują nadmierne zainteresowanie seksem oraz rozmiarami członków, ale można im to nawet (jeśli ktoś chce) policzyć na plus, jako rezultat katolickiego wychowania („Gazeta Wyborcza", z drugiej strony, dawno już udowodniła, że nie rozmiar jest najważniejszy). Też bym się jednak tym świntuszeniem teraz nie zajmowała (bo to jest zasłona dymna), lecz jedynie sprawami dotyczącymi porządku konstytucyjnego i demokratycznego funkcjonowania państwa. Prezydent Johnson klął potwornie, ale nie dlatego stracił na popularności. Konkluzja druga: a niech sobie klną i świntuszą, „nie tolko za eto my ich cenim".
Czy świat zadrżał od tych taśm? Już nieraz pisałam, że świat, a zwłaszcza Stany Zjednoczone, rzadko drży z powodu tego, co dzieje się na polskim podwórku politycznym. Co o nas pomyślą? Zazwyczaj nic. A na pewno to, co mogliby pomyśleć Amerykanie, Niemcy czy Gruzini, nie powinno w żadnym stopniu wpływać na ocenę tego, CO zostało powiedziane. „Rosjanie na tym skorzystają, Amerykanie nas porzucą, Włosi wyśmieją" – taka fraza to ucieczka przed normalną oceną polityczną i puszczaniem ogarów w ciemny bór. Oczywiście, może dojść do niewielkiego incydentu dyplomatycznego, jeśli tłumacz nieznający idiomów przetłumaczy „zrobienie laski Amerykanom" jako „making a cane to the Americans" i ktoś to zrozumie jako okładanie laską Amerykanów, podczas gdy naprawdę chodziło o coś odwrotnego.
Bardziej niż tego, że Amerykanie obrażą się za słowa ministra wypowiedziane przy popijaniu pomerola, bałabym się, że w końcu zrozumieją, iż w większości ministerstw, w tym w MSZ, siedzą ciągle i są im podrzucani na różne misje zagraniczne ludzie z komunistycznych czy postkomunistycznych sieci (w duchu Władimira Wojnowicza tłumaczę czasem Amerykanom, chcącym zrozumieć różnicę między commie and post-commie, że to jak różnica między ku-klux-klanowcem i post-ku-klux-klanowcem).