Jacques Attali, francuski ekonomista, doradca m.in. socjalistycznego prezydenta François Mitterranda, stwierdził w niedawnym wywiadzie dla „Plusa Minusa", że Polska mimo historycznych zaszłości powinna się dogadać z Rosją, tak jak Francja potrafiła się porozumieć z Niemcami. To chyba symptomatyczne dla francuskiej lewicy, że traktuje Rosję jak każdy inny, normalny kraj...
Myślę, że to symptom innego zjawiska: absolutnej pogardy dla krajów położonych na wschód od Niemiec. Tradycyjne elity zachodnie w ogóle nie są zainteresowane tym, by pogłębiać wiedzę na temat naszej części Europy, wyjść poza stereotypy. To zjawisko doskonale opisał już ponad 20 lat temu amerykański historyk Larry Wolff w książce, która – nie wiem dlaczego – do dzisiaj nie została przetłumaczona na język polski – „Inventing Eastern Europe" (Wymyślając Europę Wschodnią). Wskazał on dwa modele tworzenia pewnego stereotypu Europy Wschodniej. Za patrona pierwszego z nich, zresztą dominującego, możemy uznać Woltera, który był sowicie opłacany przez carycę Katarzynę II. Oświeceniowi myśliciele, stojący za tym modelem, w swej ignorancji zakładali, że partnerem cywilizowanej Europy ze stolicą w Paryżu może być na Wschodzie jedynie potężny despota, gdyż tylko ktoś taki – oczywiście wysłuchawszy ich rady, którą szepną mu do ucha – może narzucić mieszkającym tam podludziom takie porządki, jakie Zachód sobie wymyśli. Skoro więc Rosjanie zbudowali tak potężny system władzy, który podbija czy podporządkowuje sobie ościenne kraje, to najlepiej szeptać rady Piotrowi czy jego następcom.
A kto reprezentował drugi model pogardy dla Wschodu zarysowany przez Wolffa?
Jean-Jacques Rousseau, myśliciel akurat sympatyzujący z Rzecząpospolitą. W swych „Uwagach nad rządem Polski" opisuje Polaków jako szlachetnych obrońców wolności przeciwko despotyzmowi, jaki symbolizuje Rosja. Jednak w jego pracach widać podobną ignorancję: nie trzeba poznawać krajów na wschód od Niemiec, wystarczy dopasować je do zachodniej wizji rzeczywistości. Rousseau patrzył na nas przez pryzmat własnych wartości, traktował Polskę jedynie jako pionka w swej grze. Odrzucał jakąkolwiek potrzebę modernizacji naszego kraju, bo to mogłoby zepsuć jego wizję walki szlachetnych, ale dzikich obrońców wolności. Trudno nie dostrzec tu podobnego protekcjonalizmu jak u Woltera. Protekcjonalizm i ignorancja – to dwie podstawowe cechy, które charakteryzują stosunek zachodnich elit do naszej części świata. Europa, którą znają, z którą się liczą, kończy się na Niemczech.
Jednak ta Europa od wieków współpracuje z Rosją. Od kiedy możemy mówić o tej współpracy? Czy car Piotr był pierwszym władcą, z którym Europa zaczęła się liczyć?
Już wcześniej wielcy książęta moskiewscy próbowali nawiązać współpracę z Habsburgami przeciwko wspólnemu wrogowi, którym było imperium jagiellońskie. To było powodem pierwszego zainteresowania dyplomatów europejskich Moskwą, ale nie przerodziło się jeszcze w żadną głębszą fascynację kulturową tym wielkim, ale mało znanym krajem gdzieś na dalekiej północy, bo tak lokowano Rosję na mentalnej mapie Europy przed końcem XVIII w. Moskwą zainteresowana była też protestancka Anglia, zwłaszcza od czasów królowej Elżbiety. Prawosławną Rosję traktowano tam jako partnera w krucjacie przeciwko „papistom". Jednak prawdziwa fascynacja Rosją na Zachodzie zaczęła się dopiero od czasów Piotra.
Na czym ona polegała? I w ogóle dlaczego mówimy od razu o fascynacji?
Nagle na początku XVIII w. Rosja ujawnia się jako potęga militarna. W ciągu 20 lat skruszyła uznane i dominujące w Europie armie. Przypomnę, że w spisie państw dołączonym do traktatu westfalskiego (1648 r.), kończącego wojnę 30-letnią, Rosja zajmowała przedostatnie miejsce, jedynie przed Siedmiogrodem. Była najniżej w hierarchii, wydawała się zupełnie nieistotnym graczem w polityce europejskiej. A tu nagle, kilkadziesiąt lat później, ta sama Rosja bez problemu miażdży Szwecję, czyli mocarstwo, które trzęsło Europą Środkową przez cały XVII wiek. Do tego bez problemu podporządkowuje sobie uznawaną za potęgę Rzeczpospolitą i stawia czoło Turcji, którą traktowano jako największe mocarstwo ówczesnego świata. Do tego car dwa razy przybywa na Zachód, w tym za drugim razem już jako zwycięzca wojny północnej. Budził oczywiście olbrzymie zainteresowanie, także swoją posturą, bo był mężczyzną niezwykle dużym i silnym. Do tego schlebiało zachodnim elitom, że był skłonny sprowadzać na Wschód setki inżynierów, specjalistów wojskowych itd. Otworzył ogromny „rynek karier" dla poszukiwaczy bogactwa i uznania, którzy nie znajdowali takiej możliwości na Zachodzie.