Reklama

„Nostalgia. Poszukiwacze gasnących gwiazd”: Nostalgia milenialsów

Tytułowa nostalgia krakowskiej wystawy trafnie obrazuje kondycję pokolenia cyfry, Covidu i wojny. Co ciekawe, nie odnajdziemy tu protestów ani manifestów. To, o czym mówią artyści, dotyczy ich doświadczeń, pragnień i lęków, które nabierają wymiaru uniwersalnych pytań.

Publikacja: 25.07.2025 15:10

„Maluję rzeczy namacalne, za którymi kryje się metafizyka” – mówi Martyna Borowiecka. Powyżej jej ko

„Maluję rzeczy namacalne, za którymi kryje się metafizyka” – mówi Martyna Borowiecka. Powyżej jej kompozycja „Letarg”, jakoby martwa natura z wylegującym się pokemonem Pikachu

Foto: materiały prasowe

Wystawa „Nostalgia. Poszukiwacze gasnących gwiazd”, kuratorki: Mirosława Bałazy, Martyna Sobczyk, Muzeum Sztuki Współczesnej MOCAK w Krakowie, dostępna od 24 kwietnia do 14 września 2025 r.

Nostalgia, jako uczucie tęsknoty za miejscem lub czasem minionym, utraconym – oznaczać może także poczucie niedopasowania, niepokoju lub trudności w odnalezieniu się w teraźniejszości. Niepokój, brak stabilizacji i poczucia sensu, jaki odczuwa dziś wielu z nas, dotyka często młodych, zwłaszcza tych, którzy wychowali się w czasie wielkich oczekiwań. Ten stan ducha dobrze ukazuje otwarta wiosną w Muzeum Sztuki Współczesnej MOCAK w Krakowie wystawa „Nostalgia. Poszukiwacze gasnących gwiazd”. Gromadzi obrazy, rysunki, instalacje, rzeźby i obiekty 22 artystek i artystów związanych z Krakowem, urodzonych w latach 1979–2001.

Czytaj więcej

Porzucona narracja

Król lew i Troskliwe Misie

Nieustanne powroty w sztuce to nie tylko odradzające się oraz ponownie odkrywane formy i idee, ale także tęsknota za czymś, co jawiło się jako czas pełen nadziei i oczekiwań. Dzieciństwo przeżywane w latach polskiej transformacji było z pewnością czasem zmian szczególnie intensywnych. Dlatego uczestniczki i uczestnicy ekspozycji w dużym stopniu odnoszą się do pamięci lat swego dorastania. A zarazem łączą tamte doświadczenia i marzenia ze współczesnymi lękami i tęsknotami, przenosząc nas często w świat onirycznych, surrealnych wizji.

„Zabawne, że narodziny kapitalizmu w Polsce kojarzą mi się z zabawkami ukrytymi w czekoladowych jajkach z niespodzianą. Przedmiotem pożądania dzieci były ukryte w nich plastikowe hipopotamy” – mówi jedna z uczestniczek wystawy, Marta Antoniak, rocznik 1986.

Reklama
Reklama

Popkultura lat 90. jako krajobraz dzieciństwa to zarazem początek ich wyprawy w nową rzeczywistość. Dawne zabawy na podwórku coraz częściej ustępowały grom, w które kiedyś grało się z koleżankami i kolegami, które prowadzą dziś w wirtualną rzeczywistość cyfrowej przestrzeni – wciąż bardziej atrakcyjnej, niezwykłej i zniewalającej.

Spotkanie z blichtrem Zachodu miało twarze rodziny Carringtonów z opery mydlanej „Dynastia” – jak w wyborze scen wideo Łukasza Stokłosy. Wabiło kolorami plastikowych, kiczowatych zabawek lub postaci z nowych kreskówek, czego ukoronowaniem była fascynacja „Królem lwem”. W pracach Marty Antoniak pluszowi przyjaciele, Myszka Mikey czy Troskliwy Miś, urośli i zaczęli żyć własnym życiem, tak jak ich dawni właściciele – dzieci. Z kolei seria obrazów tej artystki zatytułowana „Sekrety”, przypomina popularną zabawę w widoczki, czyli ukryte pod szkiełkami skarby, zakopane w znanych tylko wtajemniczonym miejscach. Jej sekretne artefakty to plastikowe figurki otoczone niby dekoracyjną ramą – przetopioną resztą starych zabawek.

Materialność czasów dzieciństwa przenika się z tęsknotą za wspólnotą podwórek i marzeniami, które tak brutalnie ograniczyły doświadczenia epidemii Covid-19 i wojna za wschodnią granicą. A zatem to, co uderza w twórczości tych (umownie) trzydziestolatków, to przede wszystkim ucieczka od rzeczywistości. Prowadzi to często do uznania za rzeczywiste tego, co pochodzi z ich wyobraźni, która zmienia się i posiłkuje ciągle nowymi impulsami. Odżywiana bywa fantazjami nowej generacji, a także charakterystycznym wizualnym językiem idealnych, kosmicznych bohaterów – uczestników wypraw w równoległe, wirtualne światy. Jednocześnie artyści i artystki korzystają z różnych tradycji sztuki nowoczesnej oraz dawnej, sięgają po stylistykę i ikonografię epoki baroku, renesansu, a nawet średniowiecznych iluminacji. To wszystko jest przefiltrowane przez ich współczesną wiedzę i możliwości techniczne.

Blokowiska jak pole bitwy

Techniką, która dobrze odpowiada takiemu synkretycznemu sposobowi myślenia – gdzie przestał obowiązywać ustalony porządek narracji i następuje pozbawione hierarchii łączenie różnych fragmentów widzialności – jest kolaż. „Myślenie kolażowe polega na zaskakujących i nieoczywistych zestawieniach elementów, z których rodzi się nowa jakość” – mówi Mateusz Szczypiński, który w swoich odrealnionych, onirycznych pejzażach umieszcza wycięte z papieru sylwetki. Te pozbawione grawitacji figurki zaludniają łąki za blokowiskiem, unosząc się w powietrzu razem z ptakami i leżąc pokawałkowane jak na polu bitwy. Nad nimi przelatują białe i czarne konie, a biała kobieca postać wznosi ręce gestem znanym z „Guerniki” Pabla Picassa.

Patryk Staruch, najmłodszy twórca na krakowskiej wystawie, portretuje wyblakłe postaci młodych, któr

Patryk Staruch, najmłodszy twórca na krakowskiej wystawie, portretuje wyblakłe postaci młodych, którzy pośród drzew wypatrują czegoś lub czekają „na deszcz”. Na górze jego „Oaza”

Foto: materiały prasowe

Zarówno myślenie kolażowe, jak posługiwanie się nieoczywstymi skojarzeniami, zamiana znaczenia przedmiotów czy łączenie różnych rzeczywistości należą do języka wprowadzonego przez dadaizm i surrealizm. Kolejne, współczesne odsłony eksplorującego podświadomość, surrealistycznego myślenia nie przestają pociągać artystów. Zwłaszcza że odnajdują w nim medium zdolne unieść ich lęki i emocje. Jak w przypadku Zuzanny Romańskiej, malującej postaci z różnych połączonych mitologii, ezoteryczne figury, kobiety-smoki, hybrydy o magicznych własnościach, tworzącej zarazem atrakcyjne plastycznie rebusy. Albo Martyny Borowieckiej, która swoje kompozycje konstruuje jak rodzaj martwych natur, gdzie razem znalazły się owoce, stroje, posągi, resztki uczt oraz draperie, po które sięga jakaś drapieżna ręka. Artystka zaczynała od malarstwa iluzjonistycznego – swoistych trompe-l'œil trójwymiarowego złudzenia optycznego, konstruując potem swoje obrazy jak rodzaj inscenizacji, w których umieszcza konkretne postaci wraz z charakterystycznymi dla nich atrybutami, jak np. piosenkarkę Ewę Demarczyk w „Takim pejzażu”. „Maluję rzeczy namacalne, za którymi kryje się metafizyka” – te słowa artystki odnieść można do większości pokazanych na wystawie prac.

Reklama
Reklama

Te rzeczy – przedmioty, z którymi często zrośliśmy się podczas przymusowego w czasie Covidu odosobnienia, nabierają niezwykłych kształtów, przeobrażając się czasem w stwory, takie jak miękki „Fotelak” Natalii Kopytko.

To, co uderza w twórczości trzydziestolatków na wystawie „Nostalgia. Poszukiwacze gasnących gwiazd”

To, co uderza w twórczości trzydziestolatków na wystawie „Nostalgia. Poszukiwacze gasnących gwiazd” w krakowskim MOCAK-u, to przede wszystkim ucieczka od rzeczywistości. Prowadzi to często do uznania za rzeczywiste tego, co pochodzi z ich wyobraźni

Foto: materiały prasowe

Ten rodzaj fantastycznej wyobraźni pojawia się także w pracach, w których artyści czerpią z różnych historycznych epok i stylów. Jak Krzysztof Gil. W jego gładkich jak manierystyczne malarstwo powierzchniach oglądamy niemal idealne kształty prześladowanych hybryd ludzi i zwierząt z ranami oraz śladami strzał. To również metafora współcześnie żywego problemu akceptacji inności, wykluczenia i ukrywania swego „niedostosowania”.

Wszystko jednak może stać się grą i zabawą. Także namiętność. Ironiczny charakter ma zaczerpnięty z dziecięcej krainy zabawek obraz Dawida Czycza „Kochankowie”, gdzie niby w „Szale uniesień” Władysława Podkowińskiego, czerwony jak pop-serduszka pies lub smok unosi na grzbiecie równie zabawkową kobiecą postać. Tomasz Kulka realizuje swoje fantazje za pośrednictwem maleńkich figurek ludzkich, które, niby reżyser, ustawia w różnych sceneriach, tym razem wśród ogromnych roślin. Maleńkie postacie trudno dostrzec z daleka, widzimy je z perspektywy olbrzyma, który powołuje je do scenicznego życia. Precyzja warsztatowa przykrytych półkolistymi przezroczystymi globami obrazów nadaje im pozór tajemniczych alchemicznych eksperymentów.

Czytaj więcej

Wspólna przestrzeń siostrzeństwa

Spalony domek dla Barbie

Nie odnajdziemy na tej wystawie haseł, krytycznego zaangażowania, protestów i manifestów. To, o czym mówią artyści, dotyczy ich własnych doświadczeń, ich pragnień i lęków, które, poświadczone w ten sposób, nabierają wymiaru uniwersalnych pytań. Dysponują nieograniczoną żadnymi wymogami stylistycznymi, technicznymi czy nawet posądzeniem o eklektyzm i wtórność – wolnością artystyczną. Postmodernizm lat 90. rozpoczął to, co dla nich jest już normalną praktyką: przenikanie się i łączenie epok, stylistyk, z których czerpią w zależności od projektu, szukając najlepszego kształtu dla swoich pomysłów. Ogrody Hieronima Boscha czy rodzajowe sceny Pietera Brueghla inspirują młodych twórców na równi ze średniowiecznymi iluminacjami czy najnowszymi odkryciami w dziedzinie fizyki i astronomii.

Reklama
Reklama

Istotnym sposobem (czy też inspiracją) nieustająco pozostaje fotografia. W figuratywnych kompozycjach Agaty Kus pojawiają się sceny i osoby utrwalone wcześniej na zdjęciach. Jak sama artystka mówi: „Nie wstydzę się klasycznie pojmowanego piękna, figuratywności i realizmu w malarstwie”. A Łukasz Stokłosa, również odnosząc się do zdjęć lub filmów, stwierdza: „Można powiedzieć, że archiwum fotograficzne pełni w moim przypadku rolę szkicownika”.

Trudno mówić o powrocie do dzieciństwa bez motywu domu-schronienia, symbolu bezpieczeństwa czy pojęcia, do którego odnosi się każdy z nas. „Posiadłość” Agaty Kus ma formę jej dawnego domku dla lalek, ale teraz pokryty został śladami farb z jej obrazów i zawieszony ich reprodukcjami. Z kolei wypalone wnętrze domku Barbie w rzeźbie Aleksandry Nenko to pożegnanie z idealnym wyobrażeniem z dzieciństwa. Za to dorosłym już poszukiwaniom własnego miejsca schronienia nadała ta artystka formę przenośną, charakterystycznego dla pokolenia nomadów namiotu. Wielu z tych współczesnych wędrowców, rozglądając się za oparciem i stabilizacją, wciąż nie potrafi ich znaleźć. Szukają ich czasem w samotności, w miejscach, gdzie najmocniej czują łączność z naturą, stając się jej częścią, tak jak w serii rysunków i instalacji Justyny Mędrali z Islandii, gdzie mieszkała w „domu pośrodku pola zastygłej, porośniętej mchem lawy”.

Czytaj więcej

Wolność motyla

Pokolenie cyfry, Covidu i wojny w Ukrainie

Z takich samotnych miejsc bliżej jest może do odpowiedzi, których artystki i artyści, niby dawni odkrywcy, szukają zarówno na ziemi, jak i w gwiazdach. Kosmiczny wir w gęstych, pełnych ruchu kompozycjach Pawła Olszczyńskiego porywa włosy kobiet, komety i gwiazdy, które zmieniają się w kolczaste kule, obiekty towarzyszące rysunkom. Inna artystka, Patrycja Piętka, poszukując wtajemniczenia czy też oświecenia, maluje magiczne kręgi, rytuały i zastygłe podczas seansów spirytystycznych postaci. Nie w górze, ale w samej ziemi, zmagając się w swoim reliefowym malarstwie z materią, używając naturalnych pigmentów do lepienia postaci z gliny, żywicy i cukru, Marcin Janusz szuka odrodzenia, nowego początku. A może wystarczy skupienie na intymności, uważność? – zdaje się pytać Zuzanna Szary, malując zbliżenia obserwowanego z czułością ciała.

„Epoki są dla mnie płynne, podziały i liniowa historia są dla badaczy, ja staram się wybierać to, co mnie intryguje: idee, poszczególne dzieła czy artyści” – mówi Wojciech Ireneusz Sobczyk. Jego barokowa niemal instalacja, w której otoczone purpurą draperii porcelanowe drzewo korzeniami zanurzone zostało w cieczy imitującej krew, to coś więcej niż efektowna scenografia. Począwszy od kruchej i cennej porcelany, czerwień i aplikacje na tkaninie – dekoracyjne i bolesne zarazem, bo wykonane ze szpilek, oznacza także powrót do myślenia symbolicznego, tak dziś zapomnianego i nieobecnego w dosłownych, publicystycznych i bieżących komunikatach. Wszystkie te głęboko tkwiące w nas znaczenia, symbole i pytania, „nie mają daty ważności”, jak mówi sam artysta. Dlatego wciąż do nich wracamy.

Reklama
Reklama

Na otwierających ekspozycję obrazach widzimy wyblakłe, jak na starych fotografiach, postaci młodych osób, które pośród leśnej wyprawy, w cichej „oazie”, na polanie, wypatrują czegoś lub, jak na jednym z płócien, czekają „na deszcz”. To prace najmłodszego w tym gronie artysty, Patryka Starucha. Zamykające wystawę rzeźby „Human weapon”, czyli swoiste „wykopaliska” Natalii Kopytko, w których ludzkie kości tworzą jedność z trzymaną przez nich białą bronią, zdają się ostrzegać i przypominać, jak się zaczęło i skąd przyszło powtarzające się zagrożenie. Młodzi artyści czują je i  ostrzegają przed nim w swoich działaniach. Tytułowa nostalgia, rozumiana jako pamięć, tęsknota, lęki i marzenie, trafnie obrazuje kondycję pokolenia cyfry, Covidu i wojny. Odkrywa także swój twórczy potencjał. A zatem i nadzieję?

Wystawa „Nostalgia. Poszukiwacze gasnących gwiazd”, kuratorki: Mirosława Bałazy, Martyna Sobczyk, Muzeum Sztuki Współczesnej MOCAK w Krakowie, dostępna od 24 kwietnia do 14 września 2025 r.

Nostalgia, jako uczucie tęsknoty za miejscem lub czasem minionym, utraconym – oznaczać może także poczucie niedopasowania, niepokoju lub trudności w odnalezieniu się w teraźniejszości. Niepokój, brak stabilizacji i poczucia sensu, jaki odczuwa dziś wielu z nas, dotyka często młodych, zwłaszcza tych, którzy wychowali się w czasie wielkich oczekiwań. Ten stan ducha dobrze ukazuje otwarta wiosną w Muzeum Sztuki Współczesnej MOCAK w Krakowie wystawa „Nostalgia. Poszukiwacze gasnących gwiazd”. Gromadzi obrazy, rysunki, instalacje, rzeźby i obiekty 22 artystek i artystów związanych z Krakowem, urodzonych w latach 1979–2001.

Pozostało jeszcze 94% artykułu
1 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Plus Minus
„Poranek dnia zagłady”: Komus unicestwiony
Plus Minus
„Tony Hawk’s Pro Skater 3+4”: Dla tych, co tęsknią za deskorolką
Plus Minus
„Gry rodzinne. Jak myślenie systemowe może uratować ciebie, twoją rodzinę i świat”: Rodzina jak wielki zderzacz relacji
Plus Minus
„Ze mną przez świat”: Mogło zostać w szufladzie
Plus Minus
Gość „Plusa Minusa” poleca. Marcin Mortka: Całkowicie oddany metalowi
Reklama
Reklama