Reklama

„Kawa z kapibarą”: Lokal tylko dla miłych gryzoni

Lew już nie jest królem. Ani żadne inne zwierzę. Obecnie królowa jest tylko jedna – kapibara. Czy może coś być od niej lepsze? Tak, „Kawa z kapibarą”!

Publikacja: 25.07.2025 15:00

„Kawa z kapibarą”: Lokal tylko dla miłych gryzoni

Foto: mat.pras.

W Polsce kapibara wyparła nawet nosacze sundajskie, przez jakiś czas bohaterów memów, w których śmiano się z przywar stereotypowego Polaka o mentalności „wujasa z wesela”. Teraz świat należy do kapibar, największych gryzoni na świecie o wyjątkowo przyjemnym usposobieniu. Podobno potrafią koegzystować z praktycznie wszystkimi zwierzętami, niczym się nie przejmują, są niezwykle towarzyskie, a dni mijają im na chillowaniu, zabawie i pływaniu.

Naturalnie źródłem tego obrazu są nasze wyidealizowane wyobrażenia wspomagane przez rozliczne filmiki w portalach społecznościowych. Tak czy siak kapibary są świetne, zwłaszcza w zarabianiu pieniędzy, bo ich maskotki albo kubki czy skarpetki z ich podobizną sprzedają się na pniu. Ale ich słodkie mordki mogą stać się czymś więcej niż ozdobą. Mogą zachęcić nas choćby do poznania pewnej gry karcianej. W końcu kto nie chciałby pobawić się trochę z kapibarami? Szczególnie gdy połączy się je z innym bardzo popularnym elementem naszej rzeczywistości – kawą!

Czytaj więcej

„Mesos”: Szare komórki ludzi pierwotnych

Stali bywalcy i wyjątkowi goście

„Kawa z kapibarą” (oj szkoda, że nie zdecydowano się na tytuł „Kapibara kawiara”) to karcianka przeznaczona dla dwóch, trzech lub czterech graczy. Wcielamy się w rolę właściciela kawiarni, w której gośćmi są różnorodne kapibary. Naszym zadaniem będzie zaspokojenie ich gustów – poczynając od tych związanych z jedzeniem i piciem (cóż, w dzisiejszych czasach nie samą kawą kawiarnie żyją), na tych dotyczących wystroju i muzyki kończąc. Za „Kawę z kapibarą” odpowiada Roberta Taylor, autorka kojarzona z grami familijnymi, o milusińskiej, cukierkowej oprawie graficznej, wypełnionych przesłodkimi zwierzątkami. Jakiś czas temu recenzowałam jej inny tytuł – „Dobry Rok: Klonowa Dolina” – gracze z pewnością zauważą między nimi estetyczne podobieństwa. Niemniej „Kawa z kapibarą” to gra szybsza, mniej rozbudowana, choć niepozbawiona specyficznej dla karcianek taktycznej głębi.

Reklama
Reklama

Skupmy się jednak na mechanice, która sprowadza się do kilku prostych zasad. Przede wszystkim musimy załapać, że karty działają na dwa różne sposoby. Albo dokładamy je do swojej kawiarni (górna część karty), albo obsługujemy opisanego na niej klienta (symbole znajdujące się na dole karty). Gdy umieścimy kartę w swoim polu gry, będziemy mogli korzystać z tego, co się na niej znajduje – może to być posiłek czy napój (które od teraz serwujemy w swojej kawiarni) lub jakiś element wystroju. Dodatkowo możemy zyskać dostęp do specjalnej zdolności.

Czytaj więcej

„Wednesday”: W świecie dziwolągów myśl inaczej niż zazwyczaj

Oczywiście za karty musimy płacić, więc trzeba dobrze przemyśleć, co będziemy dokładać do swojej kawiarni, aby przełożyło się to na zwycięstwo. Każda dodana karta zapewnia nam symbol, który jest istotny przy obsłudze klientów.

Odwiedzające nas kapibary przyjmujemy wtedy, gdy uzbieramy stosowne symbole, zdobywając za to pieniądze. Nie musimy zebrać wszystkich symboli, żeby obsłużyć klienta, ale jeśli zgromadzimy wszystkie, to klient staje się naszym stałym bywalcem i zapewnia dodatkowe cztery punkty zwycięstwa na koniec gry. Warto zwracać uwagę na symbole z serduszkami, bowiem gwarantują one dodatkowy zarobek (w myśl zasady – to, co najlepsze, sprzedaje się najlepiej). I tak zagrywamy sobie karty, obserwujemy, co robią przeciwnicy i zmierzamy do zakończenia gry, czyli podliczenia punktów zwycięstwa. Te zdobywamy zaś za monety, karty (stałe oraz te zależne od spełnienia wymagań), regularnych bywalców oraz za wyjątkowych gości (wystawionych w przygotowaniu rozgrywki), których warunki spełniliśmy. I tak, kto zdobył najwięcej punktów zwycięstwa, może się cieszyć zasłużoną wygraną.

Czytaj więcej

„Świetlni detektywi”: Ciemność widzę! Ale mam latarkę

Jak to karcianka – bardziej taktyczna niż strategiczna

„Kawa z kapibarą” to prosta, familijna gra karciana, która sprawdzi się nawet wśród najbardziej początkujących graczy. Zasady można streścić w 5 minut, zdolności na kartach są na tyle łatwe, że nie będziemy się głowić nad ich zastosowaniem. Cała rozgrywka zajmie nam pół godzinki, więc idealnie sprawdzi się na leniwy wieczór. A jednocześnie nie jest to tytuł banalny lub prostacki. Trzeba trochę pogłówkować, zastanowić się, czy zagrać kartę do swojego pola gry w danym momencie, czy też zachować na później. Jakie karty zostawić sobie jako potencjalnych klientów? Na jakich wyjątkowych gości postawić?

Reklama
Reklama

Ponadto musimy dobrze zarządzać pieniędzmi. Postawienie na superdobre, ale drogie karty może szybko sprowadzić nas na manowce, bowiem po chwili zabraknie nam funduszy. Trzeba wyciskać, ile się da, z tego, co jest nam dostępne, ale jednocześnie nie zapominać o rozsądku, mając wzgląd na przyszłe rundy.

Trzeba też pamiętać, że „Kawa z kapibarą” – jak to karcianka – jest bardziej taktyczna niż strategiczna. Wiele zależy od tego, jakie karty pojawią się na wystawce i co uda nam się dostać na rękę. Czasami nie wykonamy wszystkich swoich planów, bo nie będziemy mieć dostępu do odpowiednich kart. Losowość ma tutaj dość duży wpływ, dlatego trzeba podchodzić do tego tytułu bez zbędnej napinki. I cieszyć się słodkimi kapibarami.

„Kawa z kapibarą” to idealna gra na rozpoczęcie swojej przygody ze światem współczesnych gier bez prądu. Rozmyślanie nad tym, jak wykorzystać dane karty zapewnia nam nie tylko dobrą zabawę, lecz także przyjemne chwile na myśleniu, od którego nie rozboli nas głowa. Na plus trzeba też zaliczyć piękne, humorystyczne ilustracje oraz optymalne połączenie długości rozgrywki z jej ciężarem gatunkowym. Wszystko po prostu jest tutaj w punkt. A dla miłośników kapibar… cóż, jest to wręcz tytuł idealny, który koniecznie trzeba dodać do kolekcji. Kawa i kapibary? Lepszego połączenia już chyba nie znajdziemy.

W Polsce kapibara wyparła nawet nosacze sundajskie, przez jakiś czas bohaterów memów, w których śmiano się z przywar stereotypowego Polaka o mentalności „wujasa z wesela”. Teraz świat należy do kapibar, największych gryzoni na świecie o wyjątkowo przyjemnym usposobieniu. Podobno potrafią koegzystować z praktycznie wszystkimi zwierzętami, niczym się nie przejmują, są niezwykle towarzyskie, a dni mijają im na chillowaniu, zabawie i pływaniu.

Naturalnie źródłem tego obrazu są nasze wyidealizowane wyobrażenia wspomagane przez rozliczne filmiki w portalach społecznościowych. Tak czy siak kapibary są świetne, zwłaszcza w zarabianiu pieniędzy, bo ich maskotki albo kubki czy skarpetki z ich podobizną sprzedają się na pniu. Ale ich słodkie mordki mogą stać się czymś więcej niż ozdobą. Mogą zachęcić nas choćby do poznania pewnej gry karcianej. W końcu kto nie chciałby pobawić się trochę z kapibarami? Szczególnie gdy połączy się je z innym bardzo popularnym elementem naszej rzeczywistości – kawą!

Pozostało jeszcze 84% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Plus Minus
„Poranek dnia zagłady”: Komus unicestwiony
Plus Minus
„Tony Hawk’s Pro Skater 3+4”: Dla tych, co tęsknią za deskorolką
Plus Minus
„Gry rodzinne. Jak myślenie systemowe może uratować ciebie, twoją rodzinę i świat”: Rodzina jak wielki zderzacz relacji
Plus Minus
„Ze mną przez świat”: Mogło zostać w szufladzie
Plus Minus
Gość „Plusa Minusa” poleca. Marcin Mortka: Całkowicie oddany metalowi
Reklama
Reklama