Reklama

Jan Maciejewski: Czym jest dusza? Nie tym, co najgłębiej ukryte

Dusza jest tym, co w nas najszersze, a nie najgłębiej ukryte. Jest krajobrazem, a nie tajemną komnatą ukrytą w centrum labiryntu.

Publikacja: 18.07.2025 14:10

Jan Maciejewski: Czym jest dusza? Nie tym, co najgłębiej ukryte

Foto: Fotorzepa/ Robert Gardziński

Nie wierzę w podróżowanie. Nie ufam w żadną ze składanych przezeń obietnic. A nawet więcej – wydają mi się one podszeptami Złego. Pokażę ci takie miejsce, gdzie będziesz mógł nareszcie odpocząć od samego siebie. Zaserwuję ci pakiet rozrywek, dzięki którym zapomnisz, kim jesteś. Na dystansie jednego turnusu wyposażę cię w poczucie, że jesteś kimś innym. Wszystko wliczone w cenę.

Nie wierzę więc w podróżowanie. Wierzę za to – wyznaję i praktykuję – w powracanie. Nawiedzanie kilku, wciąż tych samych miejsc przez całe życie. Bo jeśli rację miał Henri-Frédéric Amiel i rzeczywiście każdy krajobraz jest stanem duszy, to najwłaściwszym sposobem na konfrontowanie się z nim jest śledzenie zmian, jakim podlega. Na przestrzeni roku, lat, dekad, całego życia. To może być jedno drzewo albo całe górskie zbocze. Brzeg jeziora czy horyzont oceanu – naprawdę bez różnicy. Źródłem wiedzy nie jest przedmiot, obiekt, ale kierunek, droga przemiany.

Czytaj więcej

Jan Maciejewski: III RP wzięła i zdechła. Teraz chyba naprawdę

I dopiero takie: cierpliwe, wierne, uporczywe patrzenie pozwala odkryć wewnętrzne pokrewieństwo każdej duszy z „jej” krajobrazem. Podstawowe prawo życia duchowego i rytmu natury mówiące, że nic nie stoi w miejscu. Jest tylko przypływ albo odpływ. Wzrost albo zamieranie. Za co jeszcze można złapać różnicę między podróżowaniem a powracaniem? Obrazem turystyki, jej wewnętrzną naturą jest fajerwerk. Sztuczny, zimny, po równo: spektakularny i krótkotrwały. Na następny dzień, następny miesiąc, leży wypalony, poczerniały i skurczony. A naturą rzeczywistości, wewnętrznym życiem każdej rzeczy jest ogień. Ten normalny – taki, co to potrafi tylko rozpalać się albo zagasać. Wiecznie głodny – uwagi, wzroku, słońca, wody. Rzeczy usychają przecież tak samo i marnieją, kiedy się o nich zapomni, jak drzewa czy kwiaty, gdy pozbawi się je światła i wody. I jak domy, w których się nie mieszka, ulice, którymi przestano chodzić.

Gdzie indziej mogłoby się znajdować źródło tej wewnętrznej dynamiki świata, jeśli nie w ogniu, który trawi go od środka. Może tylko rozpalać się albo zagasać, ale nigdy, nawet na moment nie znajduje swojego punktu optimum.

Reklama
Reklama

Gdzie indziej mogłoby się znajdować źródło tej wewnętrznej dynamiki świata, jeśli nie w ogniu, który trawi go od środka. Może tylko rozpalać się albo zagasać, ale nigdy, nawet na moment nie znajduje swojego punktu optimum. „O teraz jest mi dobrze, to ja się taki właśnie sam w sobie rozsiądę i odpocznę”. Świat jest niecierpliwy i zachłanny, jak ogień. I to jedyna wakacyjna wiedza godna przyswojenia. Obca zatrzymanym, jak w stopklatce, kurortom, od tych podupadających do najbardziej ekskluzywnych – wszystkie są martwe, zatrzymane i nienaturalne, jak uśmiechy na twarzach hotelowych konsjerżów. Bo nie są po to, żeby do nich wracać, nawiedzać jak sanktuaria niekończącej się przemiany, święte wizerunki ognistej natury świata.

Czytaj więcej

Jan Maciejewski: Nic tak nie przeraża elit, jak ludzie o odmiennych poglądach

Patrzę właśnie teraz na wzgórze, które jest moim prywatnym cudownym źródłem. Wieczną lampką, wizerunkiem odbijającym najgłębszą naturę rzeczywistości. Patrzę na nie co jakiś czas, regularnie od trzydziestu kilku lat, ale dopiero od niedawna we właściwy sposób, „po amielowsku” – jak w zwierciadło, na którym krajobraz odbije stan duszy.

Tej, która jest „zrobiona” z ognia w stopniu jeszcze wyższym niż wszystkie rzeczy tego świata. Dotknięta jego dynamiką, najważniejszym z praw: jeśli się nie rozpalam, jeśli o mnie zapominasz – gasnę. Duszy, która jest tym, co w nas najszersze, a nie najgłębiej ukryte. Jest krajobrazem, a nie tajemną komnatą ukrytą w centrum labiryntu. Duszy się nie szuka, tylko wzdłuż i wszerz niej podróżuje. Moczy stopy w jej strumieniach, wyciska siódme poty na szlakach, pada na wznak na polanach, łapie oddech, a razem z nim zapachy lasu.

Dusza jest przestrzenią, krajobrazem. Żyje, bo płonie. Żyje wiecznie, jeśli nie dać jej zgasnąć.

Nie wierzę w podróżowanie. Nie ufam w żadną ze składanych przezeń obietnic. A nawet więcej – wydają mi się one podszeptami Złego. Pokażę ci takie miejsce, gdzie będziesz mógł nareszcie odpocząć od samego siebie. Zaserwuję ci pakiet rozrywek, dzięki którym zapomnisz, kim jesteś. Na dystansie jednego turnusu wyposażę cię w poczucie, że jesteś kimś innym. Wszystko wliczone w cenę.

Nie wierzę więc w podróżowanie. Wierzę za to – wyznaję i praktykuję – w powracanie. Nawiedzanie kilku, wciąż tych samych miejsc przez całe życie. Bo jeśli rację miał Henri-Frédéric Amiel i rzeczywiście każdy krajobraz jest stanem duszy, to najwłaściwszym sposobem na konfrontowanie się z nim jest śledzenie zmian, jakim podlega. Na przestrzeni roku, lat, dekad, całego życia. To może być jedno drzewo albo całe górskie zbocze. Brzeg jeziora czy horyzont oceanu – naprawdę bez różnicy. Źródłem wiedzy nie jest przedmiot, obiekt, ale kierunek, droga przemiany.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Plus Minus
„Szopy w natarciu”: Zwierzęta kontra cywilizacja
Plus Minus
„Przystanek Tworki”: Tworkowska rodzina
Plus Minus
„Dept. Q”: Policjant, który bał się złoczyńców
Plus Minus
„Pewnego razu w Paryżu”: Hołd dla miasta i wielkich nazwisk
Materiał Promocyjny
Sprzedaż motocykli mocno się rozpędza
Plus Minus
„Survive the Island”: Między wulkanem a paszczą rekina
Reklama
Reklama