Pod pachą trzyma kasetkę ze wszystkimi pieniędzmi wdowy, choć są to stare irlandzkie funty, a nie euro. Ale się porobiło! Wszystko przez to, że zdziwaczały stryj Paudi przestraszył się, że Dympna z Armem przyjechali go stuknąć. Zaczął strzelać z dubeltówki, trafił Dympnę w kolano, a może w udo, cholera wie. Arm uciekł. Nie wiadomo, czy kumpel, którego Arm jest ochroniarzem, przeżyje. W oddali widać już światła Ballintober, wdowa Mirkin zwalnia przy stacji benzynowej.

Centra handlowe, tanie restauracje, puby, brzegi rzeki zaśmiecone puszkami po piwie (uwaga! pojawiają się polskie marki), domy, w których dorośli synowie i córki wciąż mieszkają z rodzicami, lokale z bilardem, warsztaty samochodowe. Świat małego irlandzkiego miasteczka utrwalony w opowiadaniach Colina Barretta. Chora na raka prostytutka wyjmuje sobie pierś ze stanika i każe się z nią pożegnać, bo niedługo idzie pod nóż. Wykolejony były gracz w futbol, jej klient, snuje kłamliwą opowieść o kopalni diamentów. Zmierzch w hoteliku, gdy na tapetach zaczyna się gra wieczornych świateł. Świat w tej prozie jest ułomny, przerażająco zwyczajny i dojmująco okrutny.

To wszystko dzieje się teraz – opowiadania młodego Irlandczyka (ur. 1982) są zapisem rzeczywistości, jaką zna, jakiej doświadczył, a na pewno bardzo dobrze poznał. Przecież bez tego wszystkiego nie kupilibyśmy historii Bata, który co noc wypija na swoim dachu sześciopak browaru, pracuje na stacji benzynowej, a kilka lat temu w barze z kebabem młodociany bandyta zmiażdżył mu twarz butem. Szkoda, że piętnastoletnia Tain, dziewczyna, o której myśli Bat, jest od niego odgrodzona czymś nie do przeskoczenia. Brzydotą chłopaka czy jego nieśmiałością? Na parkingu Bleak Woods pod lasem zjeżdżają się małolaty, które mają jeszcze zakaz wstępu do barów. Parkują, a potem idą w las, żeby się całować, zawsze rozdzielają się między sobą tak, żeby nikt nie został bez pary. Dlaczego dwie nastolatki wybierają sobie na ofiarę bohatera opowiadania „Przynęta"? Czy dlatego, że jest gamoniem, który asystuje lokalnemu mistrzowi gry w bilard? Czy to dlatego zostaje powalony na ziemię i brutalnie skopany? „Ale pomyśl, byliśmy tam wtedy oboje. W naszych młodych skórach. Chociaż nie mieliśmy pojęcia o sobie nawzajem. Dziwne, nie?".

Świat Colina Barretta odpycha, ale i fascynuje, wciąga. Może dlatego, że dobrze go już znamy: Hermann Hesse „Wyższy świat", Sherwood Anderson „Miasteczko Winesburg", Flannery O'Connor „Trudno o dobrego człowieka", John Steinbeck „Ulica nadbrzeżna", Raymond Carver „O czym mówimy, kiedy mówimy o miłości", Kornel Filipowicz „Romans prowincjonalny", Alice Munro „Księżyce Jowisza", Marek Nowakowski „Zapis", Leszek Płażewski „Kilka jesiennych dni", Andrzej Stasiuk „Opowieści galicyjskie", Rafał Wojasiński „Złodziej ryb". A teraz Colin Barrett.