Niewiele ostatnio czytam nowości, natomiast sporo klasyki, która szczęśliwie zaczęła się w Polsce ukazywać w nowych edycjach i przekładach. Z zawodowych powodów wróciłem do Tomasza Manna, szczególnie „Józefa i jego braci” i „Doktora Faustusa” – tę drugą powieść interpretuję jako apendyks do tej pierwszej, ironiczną przestrogę przed życiem jednostki bądź narodu w czasie mitycznym. Autor „Śmierci w Wenecji” doczekał się dwa lata temu powieściowej biografii w postaci „Czarodzieja” irlandzkiego pisarza Colma Tóibína – rzeczy eksplorującej wewnętrzną dynamikę tej niezwykłej rodziny. Nawiasem mówiąc, pewien Niemiec powiedział mi kiedyś, że Brytyjczycy mają Windsorów, Amerykanie – Kennedych, jego kraj zaś – Mannów; i na tym rozdaniu wybitnych rodzin wyszli zdecydowanie najlepiej. Ujmując rzecz wprost, można się z tej powieści dowiedzieć, jak irytującym gnojkiem był Klaus Mann, a jak wspaniałą i oddaną córką – Erika. Irlandzka jest także trzecia rzecz, która mnie ostatnio „wzięła”, czyli „Po stronie Kanaanu” Sebastiana Barry’ego, historia o marzeniach i rozczarowaniach, która jest tym, czym powinna być powieść: dziełem zamykającym w sobie całość ludzkiego losu.