Poeci na politycznej barykadzie

Wiersz poświęcony rządowi Beaty Szydło opublikowany dwa tygodnie temu w „Gazecie Wyborczej" na pewno był szokiem dla wszystkich wielbicieli wysmakowanej poezji Adama Zagajewskiego.

Aktualizacja: 31.01.2016 17:11 Publikacja: 28.01.2016 19:13

Niepojęty (dziś) triumwirat z roku 1982: Lech Wałęsa, Adam Michnik (ten wąsik...) oraz Zbigniew Herb

Niepojęty (dziś) triumwirat z roku 1982: Lech Wałęsa, Adam Michnik (ten wąsik...) oraz Zbigniew Herbert śpiewają unisono w kościele św. Mikołaja w Gdańsku

Foto: EAST NEWS

Poeci byli wyczuleni na wydarzenia w polityce już od czasów Homera. Nie cofając się jednak aż w tak dawne czasy, warto przypomnieć ich liczne uwikłania w służbę sprawie, idei, ideologii czy państwa w ubiegłym wieku. Taki Gałczyński. Przed II wojną pisał utwory inspirowane pochodami Organizacji Narodowo-Radykalnej i podlane antysemickim sosem: „I BEG YOUR PARDON, MÓJ GUDŁAJU,/ Niepr-o-wdaż? Dziwny kraj!/ Wlizałeś się gdzieś kiedyś w maju,/ a tutaj znowu maj:// I wazelina nie pomoże/ i „czeszcz mój złoty senatorze" –/ niepr-o-wdaż? Co za chamstwo! [...] przez most muzyczny xięcia Pepi/ w czwórkach, w oktawach, coraz lepiej,/ słonecznie; ONR". („Pieśni o szalonej ulicy").

Nie przeszkadzało mu to zresztą w latach powojennych pisać komunistycznych wierszy sławiących nową władzę i Kraj Rad. To już bardziej znana sprawa. Podobnie jak stalinowskie uwikłanie naszej noblistki i wielu innych twórców. Zainteresowanych tym tematem odsyłam do „Czerwonej mszy" Bohdana Urbankowskiego – w dwóch opasłych tomach komunistycznego szlamu mamy w nadmiarze.

Ale przecież i wtedy powstawały wiersze niezłe, a ponieważ dobrej poezji nigdy za wiele, dlatego wiersz „Z Korei" Wisławy Szymborskiej, będący reakcją na zaangażowanie Amerykanów w tym kraju w latach 1950–1953, pozwolę sobie przytoczyć w całości:

Wykłuto chłopcu oczy. Wykłuto oczy.
Bo te oczy były gniewne i skośne.
– Niech mu będzie we dnie jak w nocy –
sam pułkownik śmiał się najgłośniej,
sam oprawca dolara w garść włożył,
potem włosy odgarnął od czoła,
żeby widzieć, jak chłopiec odchodził
rozglądając się rękami dokoła.

W maju w czterdziestym piątym
nazbyt wcześnie pożegnałam nienawiść
umieszczając ją pośród pamiątek
czasu grozy, gwałtu, niesławy.
Dzisiaj znowu się do niej sposobię.
Jest i będzie mi jej żar potrzebny.
A zawdzięczam ją również i tobie –
pułkowniku, wesołku haniebny.

Nikt jeszcze wtedy nawet nie przypuszczał, że słowo „nienawiść" wróci sobie tylko znaną poetycką drogą, jakimś błękitnym, świetlistym rykoszetem i po czterdziestu latach, już w III RP, zrobi oszołamiającą karierę.

Był rok 1992. Wisława Szymborska przesłała swój nowy utwór zatytułowany „Nienawiść" Adamowi Michnikowi z nadzieją na publikację. A redaktor „Gazety Wyborczej" opublikował wiersz 5 czerwca, dzień po odwołaniu rządu Jana Olszewskiego, i opatrzył go następującym komentarzem: „Czasem język polityki okazuje się nazbyt suchy i płaski. Wtedy przemawia literatura. Wisława Szymborska, Wielka Dama polskiej literatury, przysłała nam swój nowy wiersz. Niechaj jego przesłanie będzie i naszym głosem w sporze z nikczemnością i nienawiścią".

Owa „nikczemność" to rzecz jasna opublikowanie przez Antoniego Macierewicza listy agentów SB, na której znalazł się też Lech Wałęsa. A co tak naprawdę napisała Szymborska? Jej utwór ma charakter wybitnie uniwersalny, nieodnoszący się do żadnego konkretnego wydarzenia. Nienawiść:

Jest mistrzynią kontrastu
między łoskotem a ciszą,
między czerwoną krwią a białym śniegiem.
A nade wszystko nigdy jej nie nudzi
motyw schludnego oprawcy
nad splugawioną ofiarą.

Michnik sprowadził wiersz Szymborskiej do narzędzia bieżącej walki politycznej, zresztą zrobił to nie pierwszy i nie ostatni raz. Jednym z zabawniejszych konceptów redaktora „Wyborczej" był też cytat z książki „Gnój", prozy Wojciecha Kuczoka poświęconej przemocy w rodzinie, który w gazetowym użytku miał obrazować szambo wylewające się z esbeckich teczek.

W ten sposób „zaciąga się na służbę" zupełnie niespodziewających się tego autorów, ale o sile i skuteczności użytego poetyckiego słowa mogliśmy się przekonać wszyscy, kiedy przez lata zwolennikom lustracji i dekomunizacji przyklejano łatkę „chorych z nienawiści".

Jednym z nich był Zbigniew Herbert. W latach 80., zwłaszcza w „Dziejach honoru w Polsce", Adam Michnik wypisywał obszerne fragmenty wierszy Zbigniewa Herberta i poddawał je „antytotalitarnej egzegezie". Wtedy zresztą polityczny klucz do Herberta był szeroko rozpowszechniony.

Jak twierdzi poeta i krytyk literacki Jarosław Klejnocki: „dość powszechnie spłycano w czasach stanu wojennego wspaniały wiersz Zbigniewa Herberta »Przesłanie pana Cogito«, czyniąc zeń coś na kształt hymnu opozycji demokratycznej, kiedy jest to dość mroczny i wieloznaczny utwór, niepozbawiony oczywiście refleksji o przyzwoitości i właściwej postawie etycznej, ale jednak przede wszystkim tekst egzystencjalny, pesymistyczny i odwołujący się do teologii negatywnej".

Po 1990 roku problemy z Herbertem wcale się nie skończyły. Przeciwnie. Odciął się od swego znajomego z czasów opozycji, a teraz wpływowego polityka i redaktora, a przede wszystkim od jego decyzji o rozgrzeszaniu czerwonych i lansie Generała, czemu dał wyraz w felietonach publikowanych na łamach „Tygodnika Solidarność", podpisywanych pseudonimem „Patryk".

Wspominał Marek Nowakowski, przyjaciel Herberta: „ [...] opowiedział się zdecydowanie za lustracją, przeciw amnezji, zamazywaniu konturów, ciągłości między PRL-em a III Rzeczpospolitą. Nie szczędził gorzkich słów elitom, także solidarnościowym, bo zdradziły, zdeptały ideały, o które walczyły. Pisarzom-kuglarzom, którzy od lat mieli obrywy z pańskiego stołu i zapomnieli o swoim powołaniu – pisaniu prawdy. [...] Mówił ostro, nie owijając w bawełnę, nie szczędząc znanych nazwisk, zaczęły się więc wielkie środowiskowe pretensje. Odezwał się chór oburzonych, rodem z warszawki, kawiarni, salonów".

Wreszcie autor „Rovigo" napisał wiersz będący komentarzem do oskarżeń rzuconych na postkomunistycznego premiera Józefa Oleksego przez ustępującego po klęsce z Kwaśniewskim Wałęsę. Rozpoczęła się afera „Olina". W napisanym 22 grudnia 1995 r. utworze „Bezradność" czytamy m.in.:

Jeśli się okaże
że mój Premier
o dobrodusznej twarzy
opata dochodowego klasztoru
mnie naprawdę zdradził

powiedzcie co mam robić
co czynić wypada
[...]

Wiersz Herberta, zwłaszcza pesymistyczne zakończenie, nie jest klasycznym głosem w sporze. To raczej elegijny opis rzeczywistości, wtedy już kompletnie zabagnionej i zawłaszczonej przez postkomunistyczne układy, z postkomuną u władzy, z triumfującym, roześmianym Kwachem pląsającym w rytmie disco polo. Do takiego właśnie grzęzawiska doprowadziła działalność wszystkich popierających „lewą nogę" i stąd „błoto" – ostatni wers gorzkiego utworu Herberta.

Co innego, gdy poeta sam oddaje się na służbę i pisze tzw. wiersz zaangażowany. Tego rodzaju poezję z powodzeniem uprawia Jarosław Marek Rymkiewicz, poeta od pewnego czasu przez wielu uważany za twórcę fundamentów ideowych władzy PiS. Dlaczego Rymkiewicz, profesor PAN, uznał, że warto pisać i publikować utwory doraźne?

W tym przypadku uzasadnienie daje sam autor, w wielu wywiadach diagnozujący niebezpieczeństwo upadku Polski, po prostu wymazania jej z mapy Europy na wzór XVIII-wiecznych rozbiorów. Owo niebezpieczeństwo może być – według Rymkiewicza – odwrócone tylko przez wolnych Polaków, którzy nie lękają się przelewania krwi dla ratowania ojczyzny. Należy zatem inspirować ich poezją, by stawiali opór i nie cofnęli się przed niczym.

Krew zresztą to dla poety kategoria będącą siłą sprawczą pisania. Apoteozą jej przelewania stała się głośna książka „Wieszanie" z 2007 r., a po niej kolejne – „Kinderszenen", „Samuel Zborowski" i „Reytan. Upadek Polski". Krwawa hekatomba – stryczek, ścięcie, rzeź ludności cywilnej w Powstaniu Warszawskim mają, według autora, najpierwotniejsze znaczenie i budują narodową duszę, której nikt i nic nie jest w stanie zwyciężyć.

W tej intelektualnej i świetnie literacko przeprowadzonej prowokacji krytycy spod znaku warszawki i krakówka dostrzegli niebezpieczeństwo dla cieplutkiego mentalnego grajdołka, w którym to, co w literaturze cenne, ma być najpierw zaopiniowane na Czerskiej. Wszak pisał o tym Marcin Świetlicki w „Wierszu dla Zbigniewa Herberta (dedykowanemu Wisławie Szymborskiej)":

Jeden piesek nazywa się Klient.
Drugi piesek nazywa się Palant.
A na polanę przyszła Pani Jesień.

Żyliśmy w czasach,
w których Adam Michnik
wybornie znał się na poezji.

Krew? Wieszanie? Głowa Samuela Zborowskiego? Ohyda! Toć to zaprzeczenie naszych 25 lat wolności wywalczonych przez „Solidarność" i „światłe skrzydło" PZPR. Jednak Rymkiewicz nie poprzestał na tym. Po wybuchu afery Rywina w wierszu „Warszawa Śródmieście – Milanówek godzina 23.42" pisał:

[...]
Na podłodze leżała zgwałcona dziewczyna
W gazecie było foto – we krwi trup Rywina
[...]
I czas tu jest jak czaszka – strzaskana i pusta
I zamieć szła wzdłuż torów i płakała w chustach

Niż ten płacz ja innego nie chcę mieć pomnika
W gazecie było foto – we krwi trup Michnika

Takie poetyckie facecje mogły zostać odebrane tylko jako osobista zniewaga, tym bardziej że Rymkiewicz pisał i drukował kolejne wiersze, wspierające tym razem politycznego adwersarza obozu postępu, tolerancji i ciepłej wody, czyli Jarosława Kaczyńskiego. Po 12 kwietnia 2010 r. poeta wezwał żyjącego brata bliźniaka do działania, bo tego wymaga od niego zmarły brat. Dodawał mu odwagi, kończąc wiersz „Do Jarosława Kaczyńskiego" apostrofą: „I jest tak że Pan musi coś zrobić w tej sprawie/ Niech się Pan trzyma – Drogi Panie Jarosławie". W nieco późniejszym utworze „Krew" z 18 października 2013 r. napisał:

[...]
Krew na kamiennych szarych płytach
Na białych rękawiczkach Tuska
Krew która o nic was nie pyta
Krew jak złamana w sadzie brzózka
[...]
Krew na fotelach tupolewa
Zmywana szlauchem o świtaniu
Jeszcze wam ona pieśń zaśpiewa
To będzie pieśń o zmartwychwstaniu

Ten utwór wymierzony był w ówczesną władzę i wprost obwiniał ją o katastrofę prezydenckiego tupolewa. Dlatego można, owszem, nad prowokacjami Rymkiewicza nie przystawać, uważać je za niesmaczne i intelektualnie wątpliwe. Można wszystko, włącznie z umieszczeniem jego wierszy na tarczy do rzutków. Ale czy trzeba zaraz wytaczać mu proces?

Wydaje się, że to właśnie polityczne wiersze wzbudzają największą wściekłość oponentów autora „Baketu", że to siła tej poezji – autorytatywnie bezlitosnej i własnej, atakującej to, co ma być dogmatem politycznym obecnym w szkolnych podręcznikach do historii – sprawiła, że Rymkiewicz znalazł się w sądzie. Proces miał wszelkie znamiona zemsty, a wypowiedzi prasowe autora, za które został pozwany, stanowiły tu tylko żałosny pretekst.

I niewielu zwraca uwagę na fakt, że Rymkiewicz stosuje barokowe koncepty, że jego piętnowanie „gorszych Polaków" wpisuje się w tradycję staropolskiego pisania z ks. Baką jako ostatnim ogniwem długiego łańcucha, że w zasadzie nie jest zwolennikiem żadnej konkretnej partii.

W ostatnim wywiadzie ze stycznia tego roku udzielonym Joannie Lichockiej przyznał: „Jestem pewien, że wielu Polaków, którzy głosowali w październiku na PiS, nie zgadza się z programem tej partii; nie zgadza się na jej prawicowość albo na jej lewicowość; albo trochę się zgadza, trochę nie. Ja też trochę się zgadzam, trochę nie zgadzam. Głosowaliśmy na to ugrupowanie, ponieważ obiecało nam, że uratuje Polskę. Niechże więc ją teraz ratuje – trzymamy pana za słowo, drogi panie Jarosławie [...]".

Oponenci poety z Milanówka widzą tu jednak coś zupełnie innego, mianowicie: „Utwierdzanie narodowych mitologii, osadzanie naszej zbiorowej tożsamości w tradycjach martyrologicznych, gloryfikacja nie tylko cierpienia, ale także przemocy, wykluczanie ze wspólnoty wszystkich inaczej myślących i czujących prowadzi do wizji Polski nacjonalistycznej i ksenofobicznej". Tak napisały Beata Stasińska i Kinga Dunin, dystansując się od zeszłorocznej decyzji jury z Łodzi przyznającej Rymkiewiczowi Nagrodę im. Juliana Tuwima.

I jeszcze: „[...] Jednak w sytuacji, gdy w Polsce narastają tendencje nacjonalistyczne i antydemokratyczne, nie możemy się pod tą decyzją podpisać. Literaturę traktujemy poważnie we wszystkich jej wymiarach". Jakub Żulczyk, pisarz, którego z PiS czy w ogóle z prawicą nic zgoła nie łączy, w mediach społecznościowych skomentował rzecz następująco: „Traktujcie dalej, tylko pilnujcie, żeby się przy tym nie z...ć".

Skoro padło już słowo „tupolew", wypada zatrzymać się przy zjawisku „poezji smoleńskiej", która również musi być postrzegana jako zjawisko służebne, jako reakcja na wielką tragedię, która rozegrała się 10 kwietnia 2010 r., a także wyraz gorących politycznych emocji. Wiersze o Smoleńsku napisało wielu poetów (m.in. Krzysztof Koehler, Jacek Trznadel, Leszek Długosz), dla wielu z nich katastrofa stanowiła nawet przewartościowanie własnego pisania.

Roman Misiewicz, redaktor „Nowej Okolicy Poetów", wyznawał: „Liryczne opisywanie świata czy tworzenie własnego poetyckiego kosmosu po Smoleńsku straciło dla mnie sens. Nie po Auschwitz, nie po Katyniu, lecz po Smoleńsku właśnie. Dlaczego tak? Bo to Smoleńsk, a nie Srebrenica czy Buchenwald, otworzył moje oczy i uszy".

Równie radykalny był gdański twórca Wojciech Wencel, który z kolei stwierdził, że tragedia smoleńska stała się najważniejszym wydarzeniem w całym jego życiu. Za deklaracjami poszły wiersze. Wencel w utworze „Czterdzieści i cztery" epatował patosem:

Polsko w ciemnościach porodu
nie jesteś Chrystusem narodów

jesteś Jonaszem w brzuchu wielkiej ryby
pójdź ach pójdź do swojej Niniwy

Ten, przyznajmy, dla wielu nieznośny i świętoszkowaty ton wpisuje się jednak, jak twierdzi Maciej Urbanowski, w szerszy kontekst poezji narodowej i tak powinien być odczytywany: „Co jest powodem, że akurat poezja tak chętnie, szybko i często świetnie zareagowała na Smoleńsk? Poza sprawami oczywistymi, to jest, że poeci zawsze szybciej reagują na takie wydarzenia, może też istotna wydaje się tutaj trwałość, żywotność etosu obywatelskiego naszej liryki, który w zasadzie nie został nigdy odrzucony. Także sławetne tezy o zmierzchu romantycznego paradygmatu po roku 1989 jakoś się nie sprawdziły w przypadku liryki polskiej. Wzorzec wypracowany przez poetów, takich jak Herbert, Hemar, Lechoń czy Wierzyński, okazał się żywy. Patronują oni wielu wierszom smoleńskim". Dotykając tego tematu, w utworze „A imię jego" kropkę nad i postawił Grzegorz Łatuszyński:

Zdarzyła się smoleńska tragedia i trwa
A jedni nad nią tańczą, inni znów płaczą.
I ludzkie drzazgi lecą, gdzie się rąbie drwa.

Czuwamy
Z nadzieją w sercu i rozpaczą.

Co zresztą ciekawe, w przypadku Wencla czy Przemysława Dakowicza cezura 2010 roku była też swoistym wzbogaceniem tematyki ich wierszy. O ile wcześniej Polskę i jej historię omijano tu raczej bardzo szerokim łukiem, koncentrując się na egzystencjalnych i religijnych doświadczeniach „chorej duszy" oraz lamencie nad utraconą niewinnością, o tyle na przykład w tomie „De profundis" Wencla znalazły się wiersze traktujące o Kresach, Powstaniu Warszawskim, ludobójstwie na Wołyniu, kazamatach UB.

Dakowicz jest natomiast autorem tomu „Łączka" poświęconego Żołnierzom Wyklętym, którymi – co przyznawał, choć nie wprost – wcześniej niespecjalnie się interesował: „[...] w polu mojej świadomości – wcześniej czy później – musieli się pojawić. W pewnym sensie zawsze tam byli – jako dalekie, pierwotne źródło fundamentalnego pytania o Polskę, o to, dlaczego jest taka właśnie, jaka jest – labilna, niepewna własnej tożsamości, zrzekająca się odpowiedzialności za samą siebie, cierpiąca na amnezję, afatyczna. Fakt, że mogłem napisać tomik „Łączka", traktuję jako łaskę. Nie zasłużyłem na nią, ale to jest właśnie cała tajemnica łaski. Dotknąłem poezji jako przestrzeni spotkania, obcowania ze zmarłymi. Oni mówili, ja słuchałem".

W ten prawdziwy wysyp poezji smoleńskiej, historycznej i patriotycznej niespodziewanie, niczym meteoryt tunguski, wbił się wiersz Adama Zagajewskiego, poety klasycznego już i klasycyzującego, którego wysoki diapazon, jak się wydawało, skutecznie uniemożliwiał tknięcie obmierzłej polityki. Jak się okazało, tylko do czasu.

Utwór zatytułowany „Kilka rad dla nowego rządu" został opublikowany w „Gazecie Wyborczej" z 16 stycznia tego roku. Twórca, wielokrotnie wymieniany jako nasz kandydat do Literackiej Nagrody Nobla, od lat eksplorował rejony metafizyczne, z naciskiem na tzw. metafizykę bez Boga, w której podmiot liryczny przeczuwa nieskończoność czy wieczność, kontemplując na przykład imię starożytnej dziewczynki Erinny z Telos.

W tym kontekście wiersz poświęcony rządowi Beaty Szydło na pewno był szokiem dla wszystkich czytelników wysmakowanej poezji Zagajewskiego. Ale czy na pewno dla wszystkich? Wspomniany Jarosław Klejnocki, wytrawny znawca poezji autora „Płótna" i autor monografii „Bez utopii? Rzecz o poezji Adama Zagajewskiego", raczej zaskoczony nie był: „Adam Zagajewski wywodzi się z Nowej Fali, która na przełomie lat 60. i 70. XX wieku często drapieżnie reagowała i krytykowała, na ile oczywiście pozwalała cenzura, ówczesną rzeczywistość społeczno-polityczną, żeby przypomnieć dwa słynne utwory samego Zagajewskiego »Filozofowie« czy »Epikur z mojej klatki schodowej«.

Ale też Zagajewski raczej nie sięgał po sarkastyczno-ironiczną satyrę polityczną, jak tutaj, co ów efekt zaskoczenia może u wielu czytelników potęgować". Ale dlaczego akurat sformowanie rządu Szydło wyzwoliło u poety natchnienie, a nie dajmy na to reformy Balcerowicza czy bliższa nam w czasie afera taśmowa? Trudno powiedzieć.

A może ktoś Zagajewskiego namówił? A może to wściekłość, bo w tym rządzie nie zasiadają już kolesie z Unii Wolności? Chciał poeta z Krakowa w polemiczno-poetyckim zaangażowaniu doszlusować do Herberta i Rymkiewicza? Dużo tu pytań, gdyż autor nie ujawnił dotąd swej motywacji. Zatem ironizuje Adam Zagajewski:

[...]
Większość dziennikarzy powinno się wysłać
na Madagaskar.

Natomiast Węgry trzeba delikatnie ująć w szczypce
i wsunąć na mapie między Polskę i Niemcy.
A potem, kiedy już ucichnie reakcja międzynarodowej
masonerii, niepostrzeżenie włożyć Niemcy
między Hiszpanię i Portugalię.

Rząd nie powinien dziś mieć nadmiernych skrupułów.
[...]

Pozostawiając ocenę celności satyry i siły ironii czytelnikom, warto zatrzymać się przy przywołanym przez Zagajewskiego wątku masońskim. Tu użytym jako obraz lęków i uprzedzeń właściwych polskiemu Ciemnogrodowi. Ale przecież w 2014 roku w Muzeum Narodowym w Warszawie oglądaliśmy wystawę „Masoneria. Pro publico bono" i Polacy, w tym wyborcy partii Szydło, dowiedzieli się z niej, że masoni naprawdę byli, są i będą. Że mają swoją przeszłość i swoje jasno określone cele, nie są w żadnym razie wymysłem „radyjka z Torunia".

A kiedy równo rok temu po paryskich ulicach maszerował pochód po zamachu na redakcję „Charlie Hebdo", wśród manifestantów widzieliśmy również członków Wielkiego Wschodu Francji w kapiących od ozdób lożowych strojach.

Bać się już zatem chyba nie ma czego, a uprzedzenia – jak śpiewa Muniek Staszczyk – „wyrzucamy w kąt". Trzeba po prostu dalej żyć i z Rymkiewiczem, i z Zagajewskim, i z innymi. I wołać: „Jak dobrze, że są!". Żyjmy więc, czekając na kolejne „zaangażowane wiersze" powstające po obu stronach barykady. W obu „Polskach", na których sklejenie dziś raczej się nie zanosi.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Poeci byli wyczuleni na wydarzenia w polityce już od czasów Homera. Nie cofając się jednak aż w tak dawne czasy, warto przypomnieć ich liczne uwikłania w służbę sprawie, idei, ideologii czy państwa w ubiegłym wieku. Taki Gałczyński. Przed II wojną pisał utwory inspirowane pochodami Organizacji Narodowo-Radykalnej i podlane antysemickim sosem: „I BEG YOUR PARDON, MÓJ GUDŁAJU,/ Niepr-o-wdaż? Dziwny kraj!/ Wlizałeś się gdzieś kiedyś w maju,/ a tutaj znowu maj:// I wazelina nie pomoże/ i „czeszcz mój złoty senatorze" –/ niepr-o-wdaż? Co za chamstwo! [...] przez most muzyczny xięcia Pepi/ w czwórkach, w oktawach, coraz lepiej,/ słonecznie; ONR". („Pieśni o szalonej ulicy").

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał