Faworyci byli, zdawało się, z góry ustaleni. A tego wyborcy w demokracji czasem nie lubią. Zwłaszcza że faworytów typowały obce dwory. Dlatego szlachta w „górnych”, przyzwyczajonych do samorządności województwach Korony – w Małopolsce i Wielkopolsce – już na sejmikach przed zwołanym przez prymasa sejmie konwokacyjnym domagała się usunięcia obcych wpływów i ujawnienia tych, którzy „biorą pensyje ab exteris principibus [od zewnętrznych książąt]”. Sejm, który zebrał się 5 listopada i obradował do 6 grudnia 1668 roku na zamku warszawskim, był areną gwałtownych sporów wokół tej kwestii. Posłom szlacheckim ze wspomnianych województw nie udało się wyeliminować formalnie najbardziej znienawidzonej kandydatury Kondeusza (lub jego syna, księcia d’Enghien), za którą stały murem najważniejsze figury w Koronie – przede wszystkim prymas Prażmowski, marszałek i hetman Sobieski, ród Morsztynów, część Lubomirskich i Potockich. Uchwalono jednak tekst przysięgi, którą 26 listopada wszyscy posłowie i senatorowie musieli złożyć: „tego będę mianował za pana [czyli wybierał na króla], od którego i na którego imię nigdy nie wziąłem [pieniędzy] ani obietnicy nie otrzymałem. […] Jeżelim się do kogo kiedykolwiek wiązał, tedy go cale odstępuję”. Przysięga miała ochronić wolność wyboru przed korupcją i partyjnictwem. Niestety, nie ma przysięgi uwalniającej od krzywoprzysięstwa.