Rumunia nie miała wyjścia – musiała poprzeć Hitlera

Ze łzami spływającymi po twarzy Karol II Rumuński palił jednego papierosa za drugim. Z ostatnim szlochem Karol skinął głową. Zgodził się, by Sowieci przejęli Besarabię i północną Bukowinę. Ewakuacja wojska miała się zacząć następnego dnia rano.

Publikacja: 03.11.2023 17:00

Rumunia nie miała wyjścia – musiała poprzeć Hitlera

Foto: mat.pras.

26 czerwca 1940 roku ambasador Rumunii w Moskwie, Gheorghe Davidescu, zjadł właśnie kolację i przygotowywał się do snu, kiedy zadzwonił telefon. Minister spraw zagranicznych w rządzie Stalina, Wiaczesław Mołotow, polecił mu natychmiast stawić się na rozmowę. Davidescu zaprotestował, tłumacząc się późną porą, i zaproponował odłożenie wizyty do jutra. Nie – odrzekł Mołotow. – Sprawa jest tak pilna, że muszą omówić ją teraz. Potem odłożył słuchawkę.

Po przybyciu na Kreml Davidescu został wprowadzony do wysoko sklepionej sali recepcyjnej, gdzie Mołotow żywo go przywitał i wręczył mu jakiś maszynopis. Było to tylko kilka akapitów zapisanych grubym czarnym drukiem. Związek Sowiecki żądał niezwłocznego „zwrotu” Besarabii oraz oddania sąsiedniego rumuńskiego regionu, północnej Bukowiny – leżących przy granicy z Ukrainą malowniczych terenów z leśnymi dolinami i wzgórzami porośniętymi buczyną. Bukowina nigdy nie należała do Związku Sowieckiego, ale Stalin uznał, że są to „procenty” od „dwudziestoletniej dzierżawy”, i domagał się natychmiastowego przekazania obu terytoriów. Stanowiły one oczywiście integralną część Wielkiej Rumunii, a ich utrata zniweczyłaby marzenie spełnione po I wojnie światowej. Nieprzypadkowo sowieckie ultimatum pojawiło się zaledwie cztery dni po upadku Francji, w której Rumunia utraciła najpewniejszego gwaranta nienaruszalności swoich granic.

Przerażony Davidescu jeszcze raz przeczytał notę. Była do niej dołączona maleńka mapka, na której sporne obszary zaznaczono nienaostrzoną czerwoną kredką, jakby dziecięcą ręką. Gruba kreska odpowiadała szerokości 10 kilometrów, zasłaniała całe miasta i wioski. Trudno było się zorientować, co Stalin chce zagarnąć, a co pozwala zachować Rumunii. Nie ma czasu na zwłokę – ponaglał Mołotow. Bukareszt musi odpowiedzieć w ciągu 24 godzin. Jeśli tego nie zrobi, wkroczy armia Stalina i odbierze obydwa regiony, a przy okazji zginie wielu Rumunów.

Davidescu wrócił do ambasady o północy z zamiarem natychmiastowego wysłania do Bukaresztu depeszy z treścią ultimatum. Okazało się jednak, że nie działają linie telefoniczne, i aż do drugiej w nocy nie można było przekazać żadnej wiadomości. Ambasador dołączył notatkę z poleceniem, by niezwłocznie obudzić i poinformować króla, lecz dalsze problemy techniczne opóźniły wiadomość o kolejne cztery godziny.

Czytaj więcej

Wolę filmy od seriali

Rumunia przestałaby istnieć

W południe pod pałac Karola podjechało kilka rządowych limuzyn, które przywiozły historyka Nicolae Iorgę, profesora Cuzę (teraz członka Rady Królewskiej) i byłego premiera Iuliu Maniu oraz innych ważnych polityków. Skierowano ich schodami do wielkiej sali konferencyjnej, gdzie zostali poinformowani o sowieckim ultimatum. Wszyscy zgodzili się, że możliwości są ograniczone. Mogli ustąpić żądaniom Moskwy, oddając Besarabię i północną Bukowinę, czyli poświęcić wszystko, o co walczyli ich przodkowie, albo stawić opór i walczyć z armią sowiecką, co prawie na pewno zakończyłoby się klęską.

Zdaniem Karola należało zacząć od wysłania pilnej depeszy do Hitlera z prośbą, by Führer interweniował i powstrzymał Stalina. Odpowiedź Hitlera nadeszła w ciągu godziny: „Nie chcąc dopuścić do wojny między Rumunią a Związkiem Sowieckim, możemy tylko radzić, aby rząd rumuński spełnił żądania rządu sowieckiego”. Karol zaniemówił z wściekłości i bez słowa opuścił salę konferencyjną. Oczywiście wtedy jeszcze nie miał pojęcia, że Hitler w tajnym załączniku do paktu Ribbentrop-Mołotow formalnie uznał roszczenia Związku Sowieckiego do Besarabii.

Kiedy Karol dąsał się zamknięty w swoich apartamentach, ministrowie rozpoczęli serię rozmów telefonicznych, próbując poprzez międzynarodowe oburzenie wywrzeć presję na Moskwę. Rozmawiali z Rzymem, Belgradem i Atenami, lecz wszędzie usłyszeli to samo: jedynym wyjściem są ustępstwa wobec Moskwy. O drugiej po południu zabrał głos Nicolae Iorga. Według niego Rumunia powinna przeciwstawić się Stalinowi i walczyć jak przodkowie, nigdy się nie poddając. Reszta zgromadzonych patrzyła po sobie z niedowierzaniem. Gdyby Stalin został zmuszony do użycia siły, nie zadowoliłby się Besarabią – argumentowali – lecz kontynuowałby marsz na zachód aż do Bukaresztu. Rumunia przestałaby istnieć. Ministrowie postanowili zatem wysłać uprzejmy telegram do Moskwy, w którym prosili o nieco więcej czasu do namysłu i proponowali jak najszybciej zasiąść do negocjacji, aby spróbować dojść do porozumienia. W natychmiastowej ripoście Moskwa domagała się określenia stanowiska do końca dnia i dodawała nowe ultimatum: wszyscy żołnierze rumuńscy muszą opuścić Besarabię w ciągu czterech dni.

O szóstej po południu, zaledwie sześć godzin przed terminem wyznaczonym przez Stalina, w pałacu Karola zjawił się oficer w nieskazitelnym mundurze i zażądał dopuszczenia do udziału w posiedzeniu Rady Królewskiej. Generał Ion Antonescu wyjechał z Besarabii tego ranka i w rekordowym czasie dotarł do Bukaresztu. Miał odręczną notatkę do przekazania Karolowi. Domagał się w niej głównej roli w podejmowaniu decyzji, a swoje bezcenne rady uzależniał od zgody Karola na usunięcie jego kamaryli. „Trzeba natychmiast zmienić cały system i ludzi – napisał Antonescu. – Jeśli Wasza Królewska Mość nie zainteresuje się cierpieniem narodu w tym trudnym czasie, to nastąpi […] całkowite załamanie, nieodwracalna katastrofa. Proszę mnie przynajmniej teraz wysłuchać, Wasza Wysokość, nigdy nie byłem wrogiem monarchy”. Była ironia losu w tym, że gdy Antonescu został wreszcie wpuszczony do pałacu, zatrzymał go były kierowca Eleny Lupescu, a teraz ważna postać w kamaryli, Ernest Urdãrianu, który kazał sobie tłumaczyć, o co właściwie chodzi, a potem zabronił wstępu. Rozzłoszczony generał rzucił się na zaskoczonego parweniusza i przepychał się z nim, aż musiała interweniować straż pałacowa. Kipiącego ze złości generała wyproszono z pałacu.

Kiedy wybiła godzina decyzji, północ 27 czerwca, Karola nie można było znaleźć. Wreszcie o drugiej nad ranem sekretarz stanu ministerstwa spraw zagranicznych odebrał telefon z wezwaniem do gabinetu króla. Wchodząc, zobaczył Karola siedzącego w otoczeniu grupy współpracowników, wśród których znajdowali się były premier Constantin Argetoianu, obecny premier Gheorghe Tãtãrescu oraz były kierowca Ernest Urdãrianu. Ze łzami spływającymi po twarzy Karol palił jednego papierosa za drugim, zaciągając się każdym tylko parę razy, aby zaraz go wyrzucić i natychmiast sięgnąć po następnego. Argetoianu, twardy weteran zaprawiony w boju, nachylił się nad krzesłem króla i spokojnie powiedział, że nie mają wyboru. Większość Rady Królewskiej głosowała za poddaniem się. Z ostatnim szlochem Karol skinął głową. Zgodził się, by Sowieci przejęli Besarabię i północną Bukowinę. Ewakuacja wojska miała się zacząć następnego dnia rano. (….)

Sąsiedzi wylegli na ulice. Czy słyszeliście wiadomości? – pytali się nawzajem. Czy to prawda? Jak w ciągu pięciu godzin spakować dobytek gromadzony przez całe życie? Kolumny rumuńskich uchodźców niosących w walizkach biżuterię i rodzinne pamiątki ruszyły w stronę dworca kolejowego. Zdezorientowani staruszkowie stali na poboczach i prosili o pomoc. Około południa pierwsze sowieckie czołgi zadudniły na ulicach Kiszyniowa, przejeżdżając obok budynku teatru i wcześniej tętniącego życiem targowiska.

Nie wszyscy uciekali. W besarabskich miastach mieszkali Rosjanie, którzy od lat żyli w zgodzie z rumuńskimi sąsiadami, a teraz ściskali w ramionach sowieckich najeźdźców i patrzyli, jak ich dawnych przyjaciół wyrzuca się z ich domów. Niektórzy głośno dziękowali po rosyjsku „wyzwolicielom” i wywieszali czerwone flagi w ogrodach. Raczej nieliczni nieoczekiwanie stali się wrogami, zrywali naszywki wycofującym się rumuńskim żołnierzom i bili ich. Rumuni nie odpowiadali agresją. Pouczono ich, by przyjmowali ciosy i szli dalej. Wszelki opór w tej sytuacji mógł doprowadzić do niepowstrzymanej samowoli zamiast rzekomo zorganizowanego przejęcia władzy. (…)

Cywile ocaleli, lecz wielu rumuńskich żołnierzy nie przeżyło. Niektórzy, upokorzeni utratą Wielkiej Rumunii, sami odebrali sobie życie. Inni zostali pobici na śmierć albo zastrzeleni przez szalejących sowieckich żołnierzy. Następnego dnia rumuńskie gazety oskarżyły Żydów. Wielu Rumunów nie mogło sobie wyobrazić, że ktoś inny mógłby się cieszyć z napaści Sowietów. Komuniści i Żydzi byli dla nich jednym i tym samym. Król Karol oddawał nastroje narodu, kiedy pisał w swoim dzienniku: „[...] Komunistyczne hordy atakowały kolumny uchodźców i pociągi, co dodatkowo utrudniało i tak mizerne szanse ewakuacji”.

Czytaj więcej

Salman Rushdie. Języki prawdy

Zaprosił niemieckich żołnierzy

Dziennikarz wyjeżdżający ostatnim pociągiem z Kiszyniowa pisał, że „żydowscy komuniści zaczęli bezcześcić święte miejsca” i oskarżał ich o podpalanie cerkwi. „Żydzi z Besarabii – donosiła inna gazeta – tak długo karmieni szczodrą piersią Rumunii” odpłacali jej teraz za tę dobroć. Niektórzy oficerowie w swoich raportach wymieniali tylko „żydowskie przestępstwa”, nie wspominając w ogóle o komunistach.

W Bukareszcie wydarzenia toczyły się jeszcze szybciej. Gdy Besarabia była już stracona, a ulubiony zachodni sojusznik Karola, Francja, pokonany przez Niemcy 22 czerwca 1940 roku, możliwości się kurczyły. Należało się spodziewać, że Stalin nie poprzestanie na Besarabii, i Karol pilnie potrzebował pomocy. Na Wielką Brytanię nie mógł liczyć, a Francja właśnie poniosła klęskę, zatem 5 lipca 1940 roku związał swoje losy z jedyną europejską potęgą zdolną powstrzymać Stalina i rewizjonistycznie nastawionych Węgrów, którzy zwietrzyli już krew w Siedmiogrodzie. Były to hitlerowskie Niemcy. Karol wyrzucił do kosza bezwartościowe już teraz gwarancje angielsko-francuskie i wydalił brytyjskich inżynierów z pól naftowych wokół Ploeszti. Jednocześnie zaprosił do Bukaresztu liczną misję niemiecką, która miała szkolić rumuńskich żołnierzy.

Fragment książki Paula Kenyona „Dzieci nocy. Nadzwyczajna historia współczesnej Rumunii”, w przekładzie Joanny Gilewicz, która ukaże się 8 listopada w marce wydawniczej Bo.wiem, Kraków 2023

Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji

Paul Kenyon jest brytyjskim dziennikarzem śledczym BBC i producentem filmowym, autorem m.in. głośniej książki „Ziemia dyktatorów. O ludziach, którzy ukradli Afrykę”. Za cykl filmów dokumentujących szlak migracyjny przez Saharę otrzymał w 2009 roku tytuł dziennikarza śledczego roku Royal Television Society.

26 czerwca 1940 roku ambasador Rumunii w Moskwie, Gheorghe Davidescu, zjadł właśnie kolację i przygotowywał się do snu, kiedy zadzwonił telefon. Minister spraw zagranicznych w rządzie Stalina, Wiaczesław Mołotow, polecił mu natychmiast stawić się na rozmowę. Davidescu zaprotestował, tłumacząc się późną porą, i zaproponował odłożenie wizyty do jutra. Nie – odrzekł Mołotow. – Sprawa jest tak pilna, że muszą omówić ją teraz. Potem odłożył słuchawkę.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał