Tydzień temu opisałem brunello od Biondi-Santi. Jedne z najlepszych toskańskich win kosztują sporo i pojawiło się mnóstwo pytań, dlaczego tak dużo? Zawsze można odpowiedzieć, że decyduje rynek i skoro są nabywcy, to znajdą się i sprzedawcy. To oczywiście prawda, a właściwie drobna jej część. W takim razie, co decyduje o cenie wina?
Przez lata Polacy żyli w przekonaniu, że najwięcej zarabiają pośrednicy, importerzy i sklepikarze. Dowodów dostarczały relacje rodaków, którzy gdzieś na wyprzedaży we włoskim czy hiszpańskim markecie znaleźli za 5 euro wino, które w Polsce kosztowało 50 złotych. To się zmieniło, konkurencja działa, internet pod ręką, klient sprawdzi, czy go nie oszukują. Nie zawsze przy tym wie, jakie naprawdę są koszty sprowadzania rzadkich win, akcyzy, podatków i wszelkich biurokratyczno-fiskalnych tortur, ale widzi, że cenowych przegięć już nie ma. Ba, sam na tych łamach polecałem wina, które w Polsce były... tańsze niż u producenta! Jak to możliwe? Ano producent u siebie sprzedawał po cenach detalicznych, a importerowi po hurtowych. Najważniejsze pozostaje pytanie, czy cena wina ma usprawiedliwienie? I rozumiem, że nie interesują nas takie drobiazgi jak koszty producenta, pensje pracowników, ceny beczek, korków, inwestycji etc.