Zmiana na stanowisku szefa sztabu kampanii wyborczej PiS już się dokonała. Joachim Brudziński zastąpił Tomasza Porębę, co ma nadać kampanii nowy wigor. Jeszcze tylko Jarosław Kaczyński wejdzie do rządu i wszystko ma zacząć układać się po myśli partii władzy. I byłoby pięknie, gdyby nie pewien drobiazg. Otóż choć PiS wciąż prowadzi w sondażach, to nijak nie może szykować się na władzę, bo opozycja bierze na tyle dużo, by uniemożliwić mu jakąkolwiek formę rządów. I nic nie wskazuje na to, by miało się to w najbliższym czasie zmienić. Władzy nie pomogło ani rozgrywanie Jana Pawła II (temat wygasł po czterech tygodniach), ani 800+, ani darmowe autostrady, ani nawet referendum w sprawie relokacji uchodźców.
Czytaj więcej
„Nie traktujcie nas jak idiotów” – taki apel chciałbym skierować do polskich polityków w imieniu swoim własnym, a może także jakiejś części czytelników.
Dlaczego tak jest? Odpowiedzi szukać trzeba właśnie w piosence Maryli Rodowicz (a w zasadzie Andrzeja Sikorowskiego): „Ale to już było”. I to jest właśnie klucz. To wszystko już było. 500+, a szerzej projekt dużych transferów socjalnych, pozwolił wygrać PiS wybory, ale teraz o potrzebie transferów mówią już wszyscy, a 800+ nie schodzi z ust nawet Donaldowi Tuskowi (Szymon Hołownia proponuje zaś system rozbudowanych ulg podatkowych). To, co było nowością kiedyś, już się opatrzyło i uznawane jest za coś oczywistego. Tym wyborów się więc już nie wygra. Nie wygra się ich także podgrzewaniem poczucia zagrożenia dla religii, bo choć oczywiście dla pewnej części twardego elektoratu PiS to jest temat, to dla tych, których trzeba pozyskać, tematem to już nie jest. Powód jest zaś dość oczywisty – błyskawiczna i przyspieszana jeszcze przez politykę PiS laicyzacja. Gra Janem Pawłem II mogłaby – to akurat prawda – zmobilizować starszy elektorat, ale… opozycja sprytnie zeszła z linii strzału i uniemożliwiła ostre granie taką kartą.
Dlaczego tak jest? Odpowiedzi szukać trzeba właśnie w piosence Maryli Rodowicz (a w zasadzie Andrzeja Sikorowskiego): „Ale to już było”. I to jest właśnie klucz.
Temat uchodźców, choć jeszcze w 2015 r. (a także, gdy nad polsko-białoruską granicą pojawili się pierwszy migranci) rozgrzewał wyborców, dziś też jakby wygasł. Owszem, relokacja może budzić wątpliwości, można – jak Czesi – przypominać, że Polska przyjęła już nawet 2 miliony uchodźców, i że sama stała się elementem nowej trasy przerzutów migrantów, co oznacza, że nie ma powodów, by dorzucać nam kolejnych uchodźców, ale nie sposób już ponownie grać tą kartą, bo sam rząd PiS przyjął ponad 140 tys. migrantów ekonomicznych z Dalekiego Wschodu, Azji Środkowej, Pakistanu czy Afganistanu. W większych miastach usługi, komunikacja, gastronomia bez tych migrantów nie mogłaby już działać. Oni mieszkają obok i nic się nie dzieje. Polską tożsamością nie zachwiała także fala uchodźców z Ukrainy, która w istocie doprowadziła do tego, że nasz kraj z powrotem stał się dwunarodowy. I co? I nadal istnieje, niewiele się dzieje.