Koniec ekskluzywności jądrowego klubu
W swoim testamencie św. Jan Pawel II napisał: „Niech będą dzięki Bożej Opatrzności w sposób szczególny za to, że okres tzw. zimnej wojny zakończył się bez zbrojnego konfliktu nuklearnego, którego niebezpieczeństwo w minionym okresie wisiało nad światem”.
Jednym z powodów tak szczęśliwego rozwoju wypadków była zasada amerykańskiej polityki zagranicznej, którą być może najlepiej opisał Ronald Reagan, wskazując, że „wojny jądrowej wygrać nie można, więc nie warto jej podejmować”. Właśnie dlatego, począwszy od Harry’ego Trumana, wszyscy amerykańscy prezydenci aż do George’a H.W. Busha starali się powstrzymać Związek Radziecki wszelkimi środkami poza bezpośrednią konfrontacją zbrojną. Waszyngton nie przyszedł więc bezpośrednio z pomocą Węgrom w 1956 roku, Czechom w 1968 roku czy Polsce w 1981 r. Ale i Związek Radziecki trzymał się tej zasady, choćby respektując status Berlina Zachodniego nawet w czasie jego blokady w latach 1948–1949
Jeśli jednak Putin zdecyduje się na złamanie tej zasady, grożąc użyciem broni jądrowej, czy Waszyngton całkowicie zapomni o logice Reagana? James Acton, szef programu polityki jądrowej w Carnegie Endowment for International Peace, uważa, że lepsza jest próba dojścia do porozumienia z Putinem teraz, kiedy jeszcze nie wysunął w sposób wiarygodny i ostateczny groźby atomowego armagedonu. Gdy to się już stanie, nawet powstrzymanie się Ameryki przed zbrojną odpowiedzią i tak całkowicie zmieni świat, w którym żyjemy. Okaże się przecież, że sama możliwość użycia broni atomowej wystarczy, aby uzyskać nawet od najpotężniejszego kraju świata kluczowe koncesje. Zasada, że z terrorystami rokowań się nie prowadzi, zostanie złamana.
W powstałą w ten sposób szczelinę w dotychczasowym systemie bezpieczeństwa rzuci się wiele krajów, próbując zaopatrzyć się w arsenał jądrowy. Najbardziej oczywistym kandydatem jest Iran, dziś jeden z bliższych sojuszników Putina. Izraelski premier Beniamin Netanjahu od lat ostrzega, że Teheran jest blisko zbudowania arsenału jądrowego, którego może użyć do zniszczenia Izraela. Uważa, że międzynarodowy program powstrzymania irańskiego programu atomowego (JCPOA) jest groźny, bo prowadzi jedynie do tego, że Teheran zyska dodatkowy czas na wprowadzenie w życie swojego planu. W czasie wizyty Netanjahu w Paryżu na początku lutego takiej ocenie nie sprzeciwiał się już Emmanuel Macron. Zamiast o próbie wskrzeszenia JCPOA francuski prezydent wolał mówić o konieczności zaostrzenia sankcji przeciw Iranowi.
Iran z bronią jądrową wywołałby efekt domina na Bliskim Wschodzie, zaczynając od pozyskania podobnej broni przez Arabię Saudyjską. I przepis na niekontrolowany konflikt w jednej z najbardziej niestabilnych części świata.
Nie inaczej jest na Półwyspie Koreańskim. Tu w połowie stycznia prezydent Korei Południowej Yoon Suk Yeol po raz pierwszy oświadczył, że jego kraj będzie starał się zdobyć broń atomową. Uznał to za konieczne wobec szybkiego rozwoju arsenału jądrowego przez Kim Dzong-una. Zdaniem Seulu skoro Ameryka nie jest już w stanie ograniczyć grona posiadaczy broni atomowej do pięciu państw (USA, Rosja, Chiny, Francja i Wielka Brytania), które oficjalnie mają do tego prawo, sprawy trzeba wziąć we własne ręce. W przypadku Korei Południowej, jednego z najbardziej zaawansowanego technologicznie krajów świata, przejście od zapowiedzi do realizacji takiego celu byłoby zapewne kwestią miesięcy.
Japonia na razie nie poszła aż tak daleko. Jednak szef jej rządu po raz pierwszy od drugiej wojny światowej ogłosił ostatnio program zasadniczego wzrostu wydatków na zbrojenia. Największym wyzwaniem dla Tokio są mocarstwowe plany Chin, ale w pewnym momencie Japończycy będą musieli ustosunkować się do atomowego zagrożenia płynącego z Półwyspu Koreańskiego.
Telefon na ratunek
Są jednak i tacy, którzy nie tylko wbrew dotychczasowym ustaleniom zdobyli broń jądrową, ale byli gotowi jej użyć. Tak przynajmniej twierdzi w opublikowanych właśnie wspomnieniach sekretarz stanu USA z czasów Donalda Trumpa Mike Pompeo. Jego zdaniem w lutym 2019 r. do takiego uderzenia był gotowy Pakistan w odpowiedzi na indyjski atak rakietowy, który zabił pakistańskich wojskowych na terenie tego kraju.
Pompeo znajdował się wtedy w stolicy Wietnamu Hanoi i wraz z ówczesnym doradcą ds. bezpieczeństwa narodowego Johnem Boltonem zdołał ze swojego pokoju hotelowego nawiązać kontakt telefoniczny z szefem sztabu generalnego Pakistanu Qamarem Javedem. Rozmowa trwała długo, ale w końcu generał dał się udobruchać. Z Rosjanami może być inaczej.