Carl von Clausewitz twierdził, że wojna jest kontynuacją polityki, tylko prowadzoną innymi środkami. A wiedząc, jak głęboko platformy społecznościowe zmieniły politykę, trudno się dziwić, że radykalnie zmieniły też wojnę. Na zdjęcia nie czekamy tygodniami, podobnie jak na relacje korespondentów, ale widzimy, co się dzieje na żywo dzięki zdjęciom i filmom wrzucanym przez bezpośrednich świadków wydarzeń.
    Z jednej strony więc mamy znacznie więcej źródeł, z których możemy czerpać informacje. Z drugiej zaś powstają obawy, że ten przekaz jest podatny na manipulacje. I nie musi to wcale oznaczać, że Ukraińcy chcą wprowadzać światową opinię publiczną w błąd. Nie, chodzi o pewne sterowanie przekazem tak, by jak najdłużej utrzymywać sympatię Zachodu po swojej stronie. Wiadomo, że strona ukraińska na długo przed początkiem inwazji przygotowywała się nie tylko na udzielenie militarnej odpowiedzi Rosji, ale też do tego, jak sprawę przedstawić wizerunkowo. Wcale nie umniejsza to mego szacunku dla Wołodymyra Zełenskiego, który odważnie stanął na czele swego kraju. Imponuje jego umiejętność posługiwania się swoim wizerunkiem. Świetne filmiki pokazujące zmęczonego prezydenta, codzienne przesłania do narodu, Rosjan i parlamentów całego świata – to wszystko stanowi głos napadniętego narodu, a równocześnie jest zwieńczeniem świetnie wykonanej pracy zespołu ludzi, którzy odpowiadają za komunikację ukraińskich władz.