Pewnym dystansem do wykonywanej pracy Kędryna próbował zresztą zarażać swoich współpracowników, wykrzykując co jakiś czas – w czasie pracy na Nowogrodzkiej – że nienawidzi PiS (według innej wersji miał mówić, że zagłosuje na PiS, dopiero jeśli znajdzie w tej partii pięciu takich polityków jak Paweł Szefernaker).
Sam Kędryna podkreśla jednak, że na Nowogrodzkiej spotkał wiele świetnych osób z drugiego i trzeciego szeregu partii, które nie pojawiają się w mediach. – Chociaż wydawało mi się, że jestem odporny na przekazy medialne, to jednak początkowo patrzyłem na tych ludzi jak na osoby, które zjadają dzieci na śniadanie – wspomina.
Na brodatego Kędrynę wielu działaczy PiS też patrzyło nieufnie. Jedna z osób wówczas z nim pracujących wspomina, że dał się zapamiętać jako osoba niezdolna do systematycznej pracy. – Był raczej kimś, kogo pytało się o zdanie, kiedy jakiś pomysł był już gotowy. On wtedy mówił, jak widzi to okiem człowieka z zewnątrz. W takiej roli sprawdzał się bardzo dobrze. Na pewno jednak nie był kimś, z kim można przygotować jakiś projekt od początku do końca – twierdzi nasz rozmówca.
Ludzie pracujący przy kampanii Dudy wykorzystywali też fakt, że Kędryna zna dobrze przyszłego prezydenta – za jego pośrednictwem sugerowano kandydatowi PiS, że należy np. zmodyfikować któryś z jego kampanijnych pomysłów.
Swoją cegiełkę do sukcesu Dudy Kędryna dołożył, a po wygranych wyborach Joachim Brudziński miał mu zaproponować przejście na „ty". Z kolei po wyborach parlamentarnych – jak pisał Kędryna na swoim blogu – działacze podchodzili do niego i gratulowali mu udanej kampanii, a on musiał wyjaśniać, że nie miał z nią nic wspólnego. – Widocznie uznali, że skoro na sali jest ktoś, kto wygląda jak ja, to musiał odegrać w kampanii dużą rolę – śmieje się. Po czym, już poważnie, dodaje, że ważniejsze od wyglądu było to, z kim się witał i z kim był na „ty".
Przed zaprzysiężeniem Andrzeja Dudy Marcin Kędryna pełnił funkcję nieformalnego rzecznika prezydenta. To on wyjaśniał m.in. kwestię wakacji prezydenta elekta w willi byłego prezesa firmy informatycznej Infovide-Matrix, której nazwa pojawiała się w kontekście tzw. infoafery. To również Kędryna wyjaśniał mediom polskim i zagranicznym niejasności związane z niezaproszeniem szefa Rady Europejskiej Donalda Tuska na uroczystość zaprzysiężenia Dudy. – Dumny jestem z tego, bo uważam, że zdecydowanie przekraczające moje kompetencje obowiązki wykonałem dobrze – mówi dziś.
Rzecznikiem prezydenta został jednak Marek Magierowski. A Kędryna? Formalnie odpowiada za obsługę Facebooka, a za swój największy sukces uważa fakt, iż to Andrzej Duda jako pierwszy polityk na świecie zaczął aktywnie korzystać z Facebook Mentions – narzędzia umożliwiającego prowadzenie transmisji na żywo w tym serwisie społecznościowym. Mentions, w założeniu mające służyć do robienia czegoś w rodzaju wideoselfie przez gwiazdy popkultury, Marcin Kędryna wykorzystał do tworzenia quasi-telewizji i transmitowania najważniejszych wydarzeń z życia Pałacu Prezydenckiego.
– Udało się stworzyć narzędzie, które uniezależnia nas od telewizyjnych nadawców, a którego koszt ogranicza się do rachunku za komórkę – mówi Kędryna. I dodaje, że taka facebookowa telewizja ma jeszcze jeden plus. – Tu nie ma montażu, transmisja jest na żywo, to daje szansę na obnażanie medialnych manipulacji – podkreśla. – Na światowym blogu Facebooka było to opisane jako success story. Nie padło tam jednak moje nazwisko i sam muszę opowiadać, że ten dział Facebooka w Kancelarii Prezydenta to jestem ja i mój telefon – podsumowuje Kędryna.
Tak naprawdę jednak Kędryna w Kancelarii Prezydenta jest po trosze wolnym elektronem i pomaga swojemu przyjacielowi tak, jak pomagał mu przez lata – mówiąc, co sądzi o różnych pomysłach na aktywność Pałacu jako człowiek patrzący na wszystko z zewnątrz. – Trochę za moją namową stara się zająć pozycję stojącego obok faceta, do którego wszyscy przychodzą po radę – mówi Pertyński.
Kędryna z pewnością może być cennym doradcą, bo – jak zgodnie podkreślają jego przyjaciele – jest człowiekiem bardzo przywiązanym do faktów i konkretów. Kapla podkreśla, że nigdy nie podałby np. liczby demonstrantów na marszu z 7 maja bez policzenia ich – głowa po głowie – na zdjęciach.
Brak dbałości o takie szczegóły Kędryna często zarzuca dziennikarzom – we wpisie „Zapiski z działu foto" w Salonie24 opisuje wiele historii, których bohaterami są dziennikarze wymyślający sobie rozmówców, mylący miejsca, o których piszą, i naginających fakty do założonej przez siebie tezy. – Zakładam, że nie ma demokracji bez kontroli medialnej, ale kontrola medialna musi być rzetelna – podkreśla.
Tylko na chwilę
Dlaczego Kędryna nie został rzecznikiem prezydenta? On sam tłumaczy, że „o ile obsługę czworga przyszłych ministrów i prezydenta elekta mógł jakoś sam ogarnąć, o tyle rzecznikowanie dość ważnemu urzędowi w państwie wymagało kogoś o większych kompetencjach". – Jak Marek [Magierowski], który jest w tym, co robi, świetny – dodaje.
To pewnie jednak tylko część prawdy. Nie sposób bowiem nie zauważyć, że to, co jest siłą Kędryny w jego obecnej roli, tak naprawdę raczej uniemożliwia mu stanie się osobą publiczną związaną z obozem władzy. I nie chodzi nawet o jego dość eklektyczne poglądy (jeden z przyjaciół określa go jako krakowskiego konserwatystę, inny mówi o lewicowej wrażliwości), lecz o wizerunek osoby z zupełnie innego świata.
Kiedy Kędryna zaczął się coraz częściej pojawiać w otoczeniu Dudy, na celownik wzięło go dwóch popularnych w prawicowym internecie blogerów – Toyah i Coryllus. „On wygląda jak ktoś zdjęty z ulicy i przekazany pod kuratelę ośrodka opieki społecznej" – pisał ten pierwszy. „Niech ludzie Prezydenta mają na niego oko na tyle czujne, że gdy on zacznie na dobre świrować, przewrócą go na ziemię, zwiążą i zamkną w piwnicy, aż oprzytomnieje" – kontynuował, uznając aktywność Kędryny za „oryginalną w taki sposób, że z punktu widzenia normalnego człowieka na tle dzisiejszej Polski stanowi zdecydowany i oczywisty dysonans".
Coryllus (Gabriel Maciejewski), pytany o Marcina Kędrynę, mówi, że „ktoś taki jak Kędryna, a chodzi mi tutaj zarówno o jego hipsterski styl, jak i o możliwości autorskie, mógłby reprezentować Kancelarię Prezydenta tylko przy zachowaniu całkowitej tajności". – To znaczy: Kędryna jest tak dobry w jakimś zakresie, że nie możemy się go pozbyć, bo wszystko się zawali, ale wygląda, gada i pisze, jak widać, więc musimy go ukrywać. Inne okoliczności nie mają prawa zajść – dodaje. Komentarz wydaje się zbyteczny – dla twardego elektoratu prawicy Kędryna jest po prostu nie do zaakceptowania.
On sam zresztą zapewnia, że jest świadom, iż w politycznym świecie jest tylko na chwilę. – Mam na szafie dwa pudła, w każdej chwili jestem w stanie się spakować – podkreśla. I dodaje, iż ma świadomość, że „nie pasuje do pewnego układu to, iż świeci na zdjęciach".
Jako przyjaciel Andrzeja Dudy będzie w Pałacu Prezydenckim tak długo, jak długo będzie prezydentowi potrzebny. A dopóki w nim będzie, pewnie wielu będzie widziało w nim kogoś, kim w rzeczywistości nie jest. – Ludzie poprawiają sobie samopoczucie, nadając mi supermoce. Mogą wtedy opowiadać: „Znam człowieka, który jest prawą ręką prezydenta" – mówi Marcin Kędryna.
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:
prenumerata.rp.pl/plusminus
tel. 800 12 01 95