Czy jednak diabeł jest taki straszny, jak go malują? Odpowiadając na to pytanie, trzeba sobie zdawać sprawę z tego, że w naszych czasach (nie inaczej zresztą bywało w przeszłości) uprzedzenia stanowią potężną broń polityczną w rękach rządców dusz i są główną przeszkodą na drodze do prawdy. Jeśli zatem nacjonalizm uchodzi za synonim zła, to trudno w dyskusjach na jego temat o jakiekolwiek niuanse.
Stąd znacząca rola takich uczestników życia publicznego, jak Jacek Bartyzel. Ten związany z Uniwersytetem Mikołaja Kopernika w Toruniu znany historyk idei – w okresie PRL działacz podziemnego Ruchu Młodej Polski – jest autorem licznych książek, w których na chłodno, z dystansem, przygląda się zjawiskom, mającym w epoce panowania lewicowo-liberalnych przesądów status myślozbrodni.
Tak też jest w przypadku najnowszej pozycji Bartyzela – „Prawica – Nacjonalizm – Monarchizm. Studia politologiczno-historyczne". Tytuł wskazuje, że mamy do czynienia z hermetyczną pracą naukową, tak jednak nie jest. Autorowi zdarza się tu i ówdzie wpleść jakiś językowy archaizm, ale to raczej atut książki.
Bartyzel ze swadą kreśli dzieje europejskich ruchów politycznych mieszczących się w nurcie szeroko pojętej kontrrewolucji. I nie tylko w nim, bo – jak czytamy w książce – nacjonalizm to znacznie bardziej złożone zjawisko, które wykracza poza prosty podział prawica – lewica.
Chodzi bowiem o ideę, która ściśle łączy się z europejską nowoczesnością. XIX-wieczni nacjonaliści byli bowiem skrajnymi demokratami, którzy opowiadali się za awansem cywilizacyjnym nizin społecznych. I tylko w rezultacie określonej dynamiki wydarzeń stali się w pewnym momencie sojusznikami sił zachowawczych, prowadzących batalię przeciwko lewicowemu obozowi postępu.