Bogusław Chrabota: Martwię się o Ukrainę

Próbowałem w tym miejscu napisać coś innego. Błysnąć jakąś oryginalną myślą czy barwną historią. Ale nie potrafię. W tych dniach, kiedy rozstrzyga się bezpieczeństwo zaprzyjaźnionego z nami państwa, kiedy na granicach Ukrainy grzeją silniki rosyjskie czołgi, właściwie nie potrafię myśleć o niczym innym. Mam nadzieję, że czytelnik wybaczy mi tę szczerość. Zostawiłem w Kijowie tyle dobrych myśli, tyle serca, zaangażowania, poznałem tylu wspaniałych ludzi, że w momencie kiedy wisi nad nimi groźba wojny, nie jestem w stanie myśleć o czymś innym.

Publikacja: 25.02.2022 17:00

Bogusław Chrabota: Martwię się o Ukrainę

Foto: AFP

Kiedy piszę te słowa, Ukraina – choć po inwazji armii rosyjskiej na tereny samozwańczych republik – jest jeszcze bezpieczna. Nie zostały wydane rozkazy natychmiastowego ataku, Rosjanie nie przekroczyli linii demarkacyjnych. Niemniej wszyscy czujemy, że wojna jest o krok. Możliwe, że gdy czytelnik będzie otwierał ten numer „Plusa Minusa", Kijów będzie już bombardowany, a ukraińska armia będzie powstrzymywać rosyjskie czołgi. Może. Na razie trwa wojna słów i wojna gróźb, mnożą się przypadki prowokacji ze strony separatystów, ale ukraińskie wojsko nie daje się prowokować.

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Nie chodzi o wojnę, ale o pieniądze

To nauka, którą wyciągnięto z wypadków roku 2008 w Gruzji, gdzie pewny swego Saakaszwili podjął działania wojenne w Osetii Południowej i błyskawicznie został pokonany. Rosjanie uderzyli całą mocą, a Tbilisi i reszta Gruzji ocalały tylko dlatego, że wsparł je solidarnie Zachód, a Putin nie był przygotowany na konfrontację z wolnym światem.

Dziś jest inaczej. Oligarchiczna, kleptokratyczna Rosja puchnie od rezerw finansowych (600 mld dol.), a jej elity są całkowicie zhołdowane wobec samodzierżawcy na Kremlu. Putin 14 lat po wypadkach gruzińskich też jest innym człowiekiem. Antyukraińska obsesja kompletnie zawładnęła jego myślami; chorobliwy mesjanizm każe mu podążać ścieżkami Piotra Wielkiego oraz Katarzyny i uczynić Rosję znowu wielką. Ile w tym psychopatii, wiemy najlepiej my, Polacy, świetnie rozumiejący, że historycznej wielkości nie mierzy się miarą imperialną, a wskaźnikiem szczęścia i dostatku zwykłych ludzi. To język i logika, których Putin nigdy nie przyjmie za swoje. W jego mniemaniu liczy się zasób terytorialny państwa, siła armii i pewność, że jest się mocarstwem. To narodowa choroba psychiczna Rosjan, choć nie tylko ich. Znamy tych przypadków z historii krocie; zawsze towarzyszyły im fale krwi, łez i nieszczęścia słabszych narodów.

Oligarchiczna, kleptokratyczna Rosja puchnie od rezerw finansowych (600 mld dol.), a jej elity są całkowicie zhołdowane wobec samodzierżawcy na Kremlu. Putin 14 lat po wypadkach gruzińskich też jest innym człowiekiem. 

Putin na dodatek gardzi Ukrainą. To sztuczny twór – przekonuje. Państwo nieudane. A wschód Ukrainy to Noworosja, z zamieszkałymi tam etnicznymi Rosjanami. Aż chciałoby się spytać, czy aby nie stamtąd są dońscy Kozacy? Zatwardziali przeciwnicy sowieckich poprzedników Putina? Dońscy Kozacy byli najwierniejszą podporą caratu. W czasie rewolucji bolszewickiej aż 90 procent Dońców pozostało u boku białych, a w latach II wojny światowej z nienawiści do Sowietów wielu z nich współpracowało z Wehrmachtem. O ich tragicznych losach po kapitulacji Niemiec pisał w znakomitej książce „Kontra" Józef Mackiewicz.

Cóż ma wspólnego z byłym leningradzkim kagebistą Putinem sławny przywódca dońskich Kozaków gen. Piotr Krasnow, wydany przez Anglików w 1945 roku Sowietom? Dzieje bohatera wielu wojen Krasnowa skończyły się tragicznie. Wywieziony wraz z synami i wnukiem do Moskwy został wraz z nimi powieszony po krótkim śledztwie na Łubiance przez starszych kolegów Putina z NKWD. Cóż by dziś powiedział o Noworosji? O niezbywalnym prawie Moskwy do tych terenów? Cóż by powiedzieli o prawie Rosji do łamania ukraińskiej wolności inni ojcowie tego narodu, Petlura czy – źle przez Polaków kojarzony – Bandera? Zapewne napluliby głosicielom putinowskich prawd w twarz, bo nie są niczym innym niż hasłami moskiewskiego imperializmu. Imperializmu, który nie szanuje ludzi i narodów.

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Wielka orkiestra (ds.) państwowej wszechmocy

Słyszę czasem, że dla dużej części Ukraińców bliski związek z putinowską Rosją to racjonalna opcja. Może i tak było za Krawczuka czy Janukowycza. Mogło tak być, jednak już nie jest. Przypomina o tym wzruszający pomnik dziewczynki z trzema kłosami w dłoni, strażnik pamięci o zabójczym, wywołanym przez Sowietów w latach 30. „hołodomorze". Przypomina pamięć o niebiańskiej sotni z Majdanu Niepodległości, ludziach zastrzelonych przez snajperów 18 lutego 2014 roku w czasie buntu przeciwko Janukowyczowi. Przypominają na koniec ofiary separatystów z Doniecka i Ługańska. To wszystko ślady polityki moskiewskiej we współczesnych dziejach Ukrainy. Naród tego nie zapomni. Dlatego wejście Rosjan na Ukrainę będzie nie tylko tragedią obywateli tej ostatniej. Może być również najważniejszą traumą współczesnej Rosji. I najważniejszym osobistym błędem Putina.

Kiedy piszę te słowa, Ukraina – choć po inwazji armii rosyjskiej na tereny samozwańczych republik – jest jeszcze bezpieczna. Nie zostały wydane rozkazy natychmiastowego ataku, Rosjanie nie przekroczyli linii demarkacyjnych. Niemniej wszyscy czujemy, że wojna jest o krok. Możliwe, że gdy czytelnik będzie otwierał ten numer „Plusa Minusa", Kijów będzie już bombardowany, a ukraińska armia będzie powstrzymywać rosyjskie czołgi. Może. Na razie trwa wojna słów i wojna gróźb, mnożą się przypadki prowokacji ze strony separatystów, ale ukraińskie wojsko nie daje się prowokować.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków
Plus Minus
O.J. Simpson, stworzony dla Ameryki
Plus Minus
Jan Maciejewski: Granica milczenia
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Plus Minus
Upadek kraju cedrów