Nic dziwnego, że nie chciał opuścić boiska, usiłował dowiedzieć się od sędziego powodów jego decyzji, ale niczego nie wskórał. Patrzył na niego z góry, bo miał ponad 180 cm wzrostu, a Niemiec niewiele ponad 160 cm.
Wembley było świadkiem scen, jakie dziś nie mogłyby mieć miejsca. Na boisko weszli członkowie kierownictwa argentyńskiej kadry oraz przedstawiciel FIFA Irlandczyk Harry Cavan. Dyskusje trwały 10 minut, Rattin ostatecznie poszedł do szatni, popędzany przez policjantów, którzy na stadionie pilnowali porządku. Zachowywał się godnie, nie robił żadnych prowokujących gestów wobec gwiżdżącej na niego widowni ani nie pozdrawiał tych, którzy bili mu brawo.
Bez niego Argentyna przegrała po strzale głową Hursta i kilku wściekłych Argentyńczyków ruszyło w kierunku Kreitleina. Chronili go ci sami policjanci, którzy godzinę wcześniej eskortowali Rattina, oraz szef komisji sędziowskiej FIFA Anglik Kenneth Aston. Inni gracze chcieli wymienić się koszulkami. Alf Ramsey zachował się w tej sytuacji w sposób niegodny angielskiego dżentelmena. Kiedy prawy obrońca George Cohen wymieniał się z Alberto Gonzalezem, Ramsey wpadł między nich, aby zapobiec wymianie i podobno wspomniał coś o argentyńskich zwierzętach w butach piłkarskich.
Te wydarzenia miały swoje konsekwencje. Ken Aston wziął pod uwagę okoliczności, w których wiele osób było bezradnych, przypomniał sobie mecz, który sędziował w roku 1962 na mundialu w Chile, gdzie pobili się gospodarze z Włochami. Wymyślił więc żółte i czerwone kartki. Użyto ich pierwszy raz na mundialu w Meksyku, w roku 1970.
Gol czy nie gol
W półfinale Anglia rozegrała piękny, zwycięski mecz z Portugalią. Bobby Charlton strzelił dwa gole, Eusebio jednego. Tym razem podejrzeń nie było, jednak po latach Eusebio mówił, że Anglicy zburzyli Portugalczykom program przygotowań do tego meczu. Zażądali wcześniejszego, niż ustalano, przyjazdu do Londynu po ćwierćfinale z Koreą Północną w Liverpoolu. Hotel, w którym umieszczono Portugalczyków, też nie pozwalał wypocząć. Jakkolwiek by było, Anglicy znaleźli się w finale, gdzie mieli się zmierzyć z Niemcami.
30 lipca 1966 roku na stadionie Wembley zebrało się 100 tysięcy widzów, a wśród nich królowa Elżbieta. To był pierwszy finał mistrzostw świata transmitowany przez telewizję na cały świat. Miał fascynujący przebieg. Niemcy prowadzili od 12. minuty (Helmut Haller). Anglicy wyrównali sześć minut później (Geoff Hurst), a w 78. minucie wyszli na prowadzenie (Martin Peters). Kiedy już angielscy kibice na trybunach zaczęli rzucać się sobie w ramiona, w ostatniej akcji meczu, po rzucie wolnym Niemcy wyrównali (obrońca Wolfgang Weber, urodzony w roku 1944 w miejscowości Schlawe – dziś to Sławno nad polskim morzem). Gary Lineker jeszcze nie mógł powiedzieć, że piłka nożna to taka gra, w której zawsze na końcu wygrywają Niemcy, bo miał wtedy niecałe sześć lat.
Zresztą Niemcy nie wygrali. Zadbali o to sędziowie. W 101. minucie (11. minucie dogrywki) Geoff Hurst strzelił tak, że piłka trafiła w poprzeczkę, odbiła się od ziemi i wyszła w pole. Anglicy podnieśli ręce w geście triumfu, a szwajcarski sędzia Gotfried Dienst uznał gola. Niemcy ruszyli do niego z pretensjami, uważając, że gola nie było, bo piłka nie odbiła się za linią bramkową. Problem miał rozstrzygnąć sędzia liniowy, reprezentujący Związek Radziecki Azer Tofik Bachramow. On wątpliwości nie miał. Powiedział, że piłka odbiła się za linią, i na tej podstawie Dienst gola uznał. „Czerwony zawsze za czerwonymi" – miał powiedzieć niemiecki napastnik Uwe Seeler, nawiązując do pochodzenia sędziego i czerwonych koszulek Anglików.
Analizy zapisu filmowego i zdjęć nie rozstrzygnęły wątpliwości. Niemiecki tygodnik „Kicker" ufundował nagrodę dla tego, kto pomoże rozwikłać zagadkę. Nikomu się nie udało. Bramka przeszła do historii i legend. Wprawdzie w ostatniej minucie dogrywki Hurst strzelił jeszcze jednego gola i Anglia wygrała 4:2, ale bez wątpienia wpływ na grę i wynik miała przede wszystkim sytuacja ze 101. minuty.
Bachramow, mimo że był tylko liniowym, stał się najpopularniejszym sędzią świata i bohaterem narodowym Azerbejdżanu. Pod stadionem narodowym w Baku postawiono mu pomnik. Odsłaniał go... Geoff Hurst.
Polski cios
Mistrzostwa w Anglii utwierdziły gospodarzy w przekonaniu o swojej wyższości, ale trzeba przyznać, że nigdy wcześniej ani później Anglia tak dobrej reprezentacji nie miała. Kapitan Bobby Moore (West Ham) stał się synonimem triumfu, a na nowym stadionie Wembley postawiono mu pomnik. Bobby Charlton (Manchester Utd.) był jednym z najlepszych rozgrywających w historii futbolu. Jego brat Jackie (Leeds), który w reprezentacji debiutował w wieku 30 lat, jako środkowy obrońca nazywany był „Skałą Anglii". 21-letni Alan Ball (Blackpool) przez 120 minut finału nie stanął ani na sekundę. Defensywny pomocnik Nobby Stiles (Manchester Utd.) stał się pierwowzorem takich graczy jak Michał Pazdan. Był mistrzem destrukcji. Przed wyjściem na boisko wyjmował protezę górnej szczęki i opuszczał getry, dając sygnał przeciwnikom, że gra bez ochraniaczy, bo nikogo się nie boi. Chodził w okularach, a na mecz wkładał szkła kontaktowe. To efekt zderzenia z autobusem w Manchesterze. Wielbiciele Stilesa mówili, że po tym wypadku wprawdzie słabo widzi, ale autobus „poszedł do kasacji".
Taka to była drużyna. Rozpadała się w sposób naturalny. Cios ostateczny zadali jej Polacy w Chorzowie i na Wembley, siedem lat później. Kazimierz Górski okazał się lepszy niż Alf Ramsey. Angielski trener odszedł w roku 1999. Bobby Moore zmarł na raka w 1993, Alan Ball spłonął w swoim ogrodzie w roku 2007, próbując gasić pożar, John Connelly zmarł w 2012.
Uroczystości jubileuszowe trwają w Anglii od początku roku. Trudno się dziwić. Nigdy później do takiego triumfu reprezentacja nosząca w godle trzy lwy króla Ryszarda Lwie Serce nawet się nie zbliżyła.
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:
prenumerata.rp.pl/plusminus
tel. 800 12 01 95