W drugiej połowie ubiegłego roku o „Milczeniu" Martina Scorsesego krążyły już legendy. Wielki mistrz kina znów mierzył się z wiarą, z Bogiem. I z książką Shusaku Endo, o której ekranizacji myślał od ponad ćwierć wieku. Wszyscy czekali na arcydzieło.
Wydawało się, że do Scorsesego będzie też należał ten sezon filmowych nagród, że „Milczenie" zdominuje Oscary i Globy. Szefowie wytwórni Paramount zdecydowali się nawet na pokerowe zagranie. Premierę filmu ustalili na grudzień. Film wszedł wówczas na amerykańskie ekrany w kilku kopiach, jego szeroka dystrybucja nastąpiła dopiero 13 stycznia. Czy specjaliści od PR chcieli, żeby wrażenie było świeże i członkowie Akademii Filmowej podczas głosowania nie zapomnieli o „Milczeniu"? Czy obawiali się recenzji? Jakkolwiek było – wszystkie kalkulacje zawiodły. Film Martina Scorsesego jest wielkim przegranym tegorocznej edycji Oscarów. Miał rozbić bank ze statuetkami, a dostał tylko jedną nominację – za zdjęcia Rodriga Prieto. Na listach kasowych przebojów też nie króluje. Produkcja, która kosztowała 45 mln dolarów, do 29 stycznia zarobiła w kinach amerykańskich niespełna 6,5 miliona.