Michał Łuczewski: Po katastrofie smoleńskiej z Polaków wyszły prymitywne instynkty

Jeśli w 2010 r. ludzie pod krzyżem byli agresywni, to ich przeciwnicy stali się jeszcze bardziej agresywni, jeszcze głośniejsi, a na koniec wylewali piwo i sikali na znicze. To był klasyczny rytuał. Wszystko działo się w radosnej atmosferze, wśród żartów i śmiechu, ale było powtórzeniem motywów znanych z prymitywnych społeczeństw.

Aktualizacja: 08.04.2017 09:52 Publikacja: 08.04.2017 00:01

Michał Łuczewski: Po katastrofie smoleńskiej z Polaków wyszły prymitywne instynkty

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Plus Minus: Tuż po 10 kwietnia 2010 r. wydawało się, że naród polski na chwilę się zjednoczył. Często wspomina się, że po tragedii w Smoleńsku nastąpiła narodowa żałoba, wyciszenie sporów, pojawiły się pojednawcze gesty. Tak było czy po prostu chcemy tak to pamiętać?

Michał Łuczewski: Tam, gdzie jest największe zjednoczenie, tam często jest też największy podział. Człowiek nowoczesny ma problem ze zrozumieniem tego typu paradoksów, bo zakłada, że albo istnieje pokój, albo wojna, ale nie przyjdzie mu na myśl, że może istnieć pokój, który jest wojną. Podczas rewolty 1968 r. studenci zwrócili się do radykalnego filozofa Alexandra Kojeve'a z leninowskim pytaniem: co robić? Ten ich rozczarował, odpowiadając: „Uczcie się greki".

Pozostało jeszcze 96% artykułu

Tylko 99 zł za rok.
Czytaj o tym, co dla Ciebie ważne.

Sprawdzaj z nami, jak zmienia się świat i co dzieje się w kraju. Wydarzenia, społeczeństwo, ekonomia, historia i psychologia w jednym miejscu.
Plus Minus
Posłuchaj „Plus Minus”: Kiedyś to byli prezydenci
Plus Minus
„Historia miłosna”: Konserwatysta na lekcjach empatii
Plus Minus
„Polska na prochach”: Siatki pełne recept i leków
Plus Minus
„Ale wtopa”: Test na przyjaźnie
Plus Minus
„Thunderbolts*”: Antybohaterowie z przypadku