Wychodzili oni na miejskie mury, by witać swych drogich gości. Jak widać, może i pojęcie jest nowożytne, ale pożyteczni idioci byli od zawsze. Aha, no i głupota mieszczan nie zaczęła się od Miasteczka Wilanów.
„Prosimy nie wpuszczać obcych. Kradną" – ogłoszenie o tej lakonicznej treści wisiało kilkanaście już lat temu w jednym z warszawskich bloków. Myślałem, że mnie będą musieli cucić, gdy to ujrzałem, bo mnie wesołość nagła ogarnęła. A teraz zgrabnie połączymy wątki, bo pisać chcę i o muzułmanach, i o obcych. Obcych, którzy stali się tak bardzo swoi, że piszę te słowa z poczucia powinności. Bo to im się należy, bo świętujemy właśnie rocznicę odzyskania niepodległości i wreszcie dlatego, że coraz więcej Polaków utożsamia muzułmanów tylko z tymi nieszczęśnikami wykorzystywanymi przez Łukaszenkę.
Wikipedia zna czterech Sulkiewiczów, choć Macieja, który został krymskim premierem, możemy spokojnie pominąć. Skupmy się na pozostałej trójce, choć, dalibóg, w Wojsku Polskim było ich więcej niż tych trzech. Najstarszy, patron maleńkiej uliczki w Warszawie, urodził się kilka lat po powstaniu styczniowym na Suwalszczyźnie, jak oni wszyscy. Iskander Mirza Duzman Beg to trochę za dużo imion jak na jednego małego Sulkiewicza, dlatego został Aleksandrem. Na studiach zainfekował się socjalizmem, a przez kuzyna – Tatara naturalnie, bo wszyscy Sulkiewiczowie to porządna, tatarska szlachta – poznał Piłsudskiego i został spiskowcem. I to całkiem udanym, któż by w końcu podejrzewał muzułmanina, że jest niepodległościowym konspirantem? Tatar, urodzony na Litwie, zmarły na Ukrainie był w efekcie polskim bohaterem. I zginął jako legionista Piłsudskiego w 1916 roku, nie doczekał więc powstania Pułku Jazdy Tatarskiej im. Mustafy Achmatowicza, w którym walczyło wielu jego pobratymców.
Czytaj więcej
W 103. rocznicę odrodzenia Rzeczypospolitej w całym kraju odbędzie się kilkaset imprez.
Dwaj inni Sulkiewiczowie to bracia Konstanty i Leon, notabene prawnukowie Achmatowicza, tego patrona pułku. Podporucznik Konstanty był w wolnej Polsce nie żołnierzem, ale prawnikiem, zginął w 1940 r. w podkijowskiej Bykowni, podczas zbrodni analogicznej do katyńskiej. Jego brat Leon, najmłodszy z trójki, jako jedyny przeżył obie wojny światowe, by po drugiej trafić na emigrację do Anglii. Wcześniej dosłużył się stopnia pułkownika i Virtuti Militari za bohaterstwo w wojnie z Sowietami, walczył też w 1939 roku w obronie stolicy. Dlaczego tak szczegółowo opisuję ich życiorysy? Bo są tak bardzo polskie, tak bardzo typowe, jak losy tysięcy innych. A że muzułmanie, że Tatarzy? To egzotyka tylko dla nas, w międzywojennej Polsce nikogo to nie dziwiło. Ot, lojalni synowie II Rzeczpospolitej.