Z ostatnio przeczytanych książek bardzo dobre wrażenie wywarł na mnie debiut Anny Rozenberg „Maski pośmiertne". Akcja rozgrywa się w Woking pod Londynem, a bohaterem jest Jamajczyk z polskimi korzeniami. Przeczytałem też „Śmierć last minute" Roberta Ostaszewskiego. Autor wraca do swojego sprawdzonego bohatera, emerytowanego podkomisarza, który na wczasach w Grecji odkrywa tajemnicze zgony. Oba kryminały polecam.
Moja nowa książka „Najsłabsze ogniwo" jest rodzajem podziękowania Harlanowi Cobenowi. Starałem się utkać thriller w duchu jego powieści, bo to właśnie ten autor natchnął mnie do pisania. Po przeczytaniu jego „Najczarniejszego strachu" zapragnąłem pisać kryminały. Kilka lat później, a więc w 2016 r., zadebiutowałem na rynku. W swej nowej powieści, poza samą kryminalną fabułą, opowiadam o więzach rodzinnych. O tym, jak silne potrafią być lub wręcz przeciwnie. Staram się także zachęcić do refleksji nad tym, czy powinniśmy kontrolować młodych ludzi w sieci.
W literaturze moim mistrzem poza Cobenem jest także Islandczyk Arnaldur Indridason. Natomiast reżyserem, którego cenię, jest Roman Polański, przede wszystkim za „Chinatown" i „Frantic". Ten drugi obraz bardzo często przywołuję na warsztatach literackich ze względu na znakomitą konstrukcję.
W przypadku seriali bardzo dobre wrażenie wywarł na mnie duński „Forbrydelsen", który miał swój amerykański odpowiednik („The Killing"), lecz to europejski pierwowzór mnie zachwycił. Tak jak film Polańskiego tak i tę produkcję często polecam swoim kursantom, aby skupili się na zawiązaniu akcji i ekspozycji bohatera. Duński serial w genialny sposób przedstawia oba te elementy. Na rodzimym podwórku bardzo wyróżnił się „Rojst". Dawno nie widziałem tak znakomitego aktorstwa. Myślę tu głównie o Łukaszu Simlacie. Zarówno pierwszy, jak i drugi sezon to towar eksportowy, scenarzyści zrobili kapitalną robotę. Zawiązanie akcji, połączenie wątków jest bezbłędne, a to wszystko skutkuje ogromnym napięciem u widza.