Detronizujemy Oscary

Publikacja: 01.03.2008 00:31

Red

Gdy gazety rozpisały się o decyzji amerykańskiej Akademii Filmowej,która Oscara za „najlepszy film obcojęzyczny” przyznała austriackim „Fałszerzom”,nie zaś „Katyniowi” Wajdy, przypomniałem sobie, o czym na festiwalu w Berlinie uwiadomił mnie znany krytyk angielski Bergan,a o czym,dalibóg,dotąd nie wiedziałem.Oto z 4500 respondentów Akademii ponad 400 mieszka w Londynie. Tam od trzech miesięcy ostatecznego zdobywcę Oscara,”Fałszerzy”,wyświetla kilkanaście kin,ale o „Katyniu” nikt nic nie wie.Jeśli w Hollywood głosy podzielą się np. fifty-fifty,to owych 400 londyńskich członków Akademii na „Katyń” nie zagłosuje i szalę przeważy.Tak się też stało,choć ta formalna okoliczność z jakością filmu Wajdy nie ma nic wspólnego.

Pisząc o zawodzie, jakiego doznaliśmy, czy wręcz o „porażce” Wajdy, wiele polskich mediów utrzymywało, że Oscary to „największa” czy „najważniejsza” nagroda świata. Otóż pora wreszcie zakwestionować tę rozpowszechnioną opinię, opartą przede wszystkim na milionach dolarów pompowanych rokrocznie w instytucję Oscarów.

Zacznę od obserwacji Bergana. Na dowolnym festiwalu jurora, który nie oglądałby niektórych konkursowych filmów, wyrzucono by z jury. Przy Oscarach nikt nie sprawdza, czy głosujący widział wszystkie nominowane filmy, bo w przypadku filmów obcojęzycznych dostałby ponad połowę odpowiedzi negatywnych.

Znacznie bardziej kompromitujący jest jednak sam regulamin. Zakłada on: najlepszy film roku musi być filmem anglofońskim. Najlepszy film obcojęzyczny jest dopiero dziewiątym (!) w kolejności Oscarem. Przecież to tak, jakby dyrektor jakiegoś festiwalu oświadczał jurorom: możecie nagrodzić dowolny film, byleby to był film amerykański. Spójrzmy na daleko obiektywniej przyznawane pierwsze nagrody międzynarodowych festiwali (zwłaszcza tych najważniejszych: Cannes, Wenecji, Berlina). Filmy anglofońskie (nawet gdy włączyć tu południowoafrykańskie) nie przekraczają tam 30 proc. Gdybyż jeszcze, jak podpowiadałaby logika, dwa pierwsze Oscary nazywały się „najlepszy anglofoński” i „najlepszy nieanglofoński”!! Nie, tego Akademia nie postanowi.

Na festiwalach nagrody przyznają znani jurorzy, których kompetencje każdy może sprawdzić, podczas gdy przy Oscarach po jednym głosie mają zarówno wybitny reżyser, jak i zwykły oświetlacz. W dodatku każde jury dyskutuje, wymienia i wyważa argumenty, przy Oscarach do żadnej dyskusji nie dochodzi.

Respondentom amerykańskiej Akademii znanych jest kilkanaście filmów z Hollywood z minionego roku, które mogą zostać nominowane. Ale z filmów zagranicznych prezentuje się im zestaw zgoła przypadkowy. Ozdobieni Oscarem „Fałszerze” pokazani zostali na Berlinale 2007 i uznani za film przeciętny. Nagrodzono tam osiem filmów ocenionych jako lepsze, a „Fałszerzy” zignorowano. A przecież do Oscara kandydowało także pokłosie Cannes czy Wenecji. Nie został nawet nominowany głośny film rumuński „4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dni”, który dostał pierwszą nagrodę w Cannes, a od Międzynarodowej Federacji Krytyków miano najlepszego filmu roku.

Toteż nazwanie właśnie „Fałszerzy” najlepszym filmem roku (choćby tylko nieanglofońskim) byłoby ciężką przesadą. Jak swego czasu nagrodzonych tym samym Oscarem filmów „Podróż nadziei” Kollera czy „Napaść” Rademakersa, o których świat dawno zapomniał.

Nie neguję renomy Oscarów (za którą zapłacono z góry) ani ich ogromnego znaczenia dla finansowej kariery nagrodzonego filmu. Ale miejmy świadomość, że jeśli produkcję hollywoodzką Oscary oceniają dość trafnie, to niezależną amerykańską już dużo pobieżniej, a wszystkie filmy obcojęzyczne – niefachowo i przypadkowo.

Gdy gazety rozpisały się o decyzji amerykańskiej Akademii Filmowej,która Oscara za „najlepszy film obcojęzyczny” przyznała austriackim „Fałszerzom”,nie zaś „Katyniowi” Wajdy, przypomniałem sobie, o czym na festiwalu w Berlinie uwiadomił mnie znany krytyk angielski Bergan,a o czym,dalibóg,dotąd nie wiedziałem.Oto z 4500 respondentów Akademii ponad 400 mieszka w Londynie. Tam od trzech miesięcy ostatecznego zdobywcę Oscara,”Fałszerzy”,wyświetla kilkanaście kin,ale o „Katyniu” nikt nic nie wie.Jeśli w Hollywood głosy podzielą się np. fifty-fifty,to owych 400 londyńskich członków Akademii na „Katyń” nie zagłosuje i szalę przeważy.Tak się też stało,choć ta formalna okoliczność z jakością filmu Wajdy nie ma nic wspólnego.

Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy