Wassermann jak czołg

Prokurator z krwi i kości, który porzucił aparat sprawiedliwości, żeby go z zewnątrz reformować. Działacz PiS mający we własnej partii gorszych wrogów niż w Platformie

Publikacja: 30.01.2010 14:00

Wassermann jak czołg

Foto: Fotorzepa

– Zbyszek przeszedł do ofensywy. Pierwszy raz walczy o pozycję. Zaszła w nim przemiana – mówi wieloletni jego znajomy, krakowski prawnik Paweł Kuglarz.

Zbigniew Wassermann lubi mówić o wielu wrogach, których sobie zrobił, walcząc z chorymi układami. Ale w Krakowie i Małopolsce najwięcej wrogów ma dziś wśród działaczy Prawa i Sprawiedliwości związanych ze Zbigniewem Ziobrą. Dużo cieplej mówią o nim ludzie z Platformy Obywatelskiej. – Ludzie od Ziobry i od Wassermanna to dwie różne cywilizacje polityczne – mówi o nich krakowski poseł PO Jarosław Gowin.

Kiedy Zbigniew Ziobro wyemigrował na jakiś czas do Brukseli, pozycja Zbigniewa Wassermanna w partii, zwłaszcza w Krakowie, wzrosła. Do niedawna przegrywał w rozmaitych potyczkach. Jak wspomina jeden z jego współpracowników: – Przegrywaliśmy często, zwłaszcza przy układaniu list wyborczych. Oni wszędzie wstawiali swoich ludzi.

Ale teraz zaczyna się to zmieniać. Ludzie Wassermanna doprowadzili do utraty przez PO władzy w radzie miasta. To jego sukces. – Zbyszek zaczął zdecydowanie domagać się należnej mu pozycji w krakowskim PiS, zaczął walczyć z Platformą, kiedy chcieli go wyrzucić z komisji śledczej. Doprowadził ostatnio do zmian politycznych w Krakowie – mówi Paweł Kuglarz.

Beata Szydło, posłanka PiS z Chrzanowa, która, jak podkreśla, stara się trzymać jednakowy dystans do obu konkurentów z jej ugrupowania, mówi: – Wassermann teraz próbuje wrócić na pozycję lidera w Małopolsce. Jego pozycja w całym PiS jest dziś bardzo mocna. Prezes i prezydent bardzo liczą się z jego zdaniem. A on jest bezgranicznie wobec nich lojalny. Ma duży autorytet wśród posłów. Jak ktoś powie: Wassermann to powiedział, to znaczy, że to prawda – mówi.

Ale to Ziobro ciągle jest tym, który wywołuje wielkie emocje, ma bardzo duży potencjał i osiąga świetne wyniki w wyborach. – Walka bywa bardzo brutalna. Szef jest jedynym przeciwnikiem Ziobry, który przetrwał. Nie dał się zmarginalizować – mówi Jakub Bator, bliski współpracownik byłego koordynatora służb specjalnych.

[srodtytul]Trudno, taki wynik[/srodtytul]

Wassermann jest jak powolny, ale niezniszczalny czołg. Spokojny, chłodny, wypruty z emocji. Atakowany, ośmieszany, pokonany przez przeciwnika z własnej partii, spokojnie staje na nogi i prze dalej. Podczas ostatnich wyborów miał wynik kilkanaście razy gorszy od swego konkurenta. Młody fighter nie omieszkał go publicznie upokorzyć na spotkaniu Komitetu Politycznego PiS, pytając, ile głosów dostał.

– Pamiętam, kiedy tylko pojawiły się wyniki, zaraz zadzwoniłem do niego, by mu przekazać. Byłem załamany. To było trudne, powiedzieć, że my mamy ok. 10 tysięcy głosów, a Ziobro 120 tysięcy – wspomina Bator. – Spodziewałem się, że zrobi awanturę, że zacznie szukać winnych. A on powiedział tylko: „Aha. Trudno, musimy dalej walczyć. Taki wynik dostałem”. Ani przez moment nie próbował na nikogo zwalić winy. Nabrałem do niego wielkiego szacunku – opowiada.

Profesor Tomasz Gąsowski, historyk, jeden z założycieli PiS, zauważa: – To bardzo kompetentny, ale gabinetowy polityk. Nie ma dobrego kontaktu z ludźmi. Jest zamknięty, oschły, nieufny nawet wobec swoich współpracowników. Nie budzi sympatii ludzi, i to się przekłada na jego wyniki wyborcze. Ale w bliskich relacjach jest bardzo miły i sympatyczny.

Politycy związani ze Zbigniewem Ziobrą powtarzają jednak, że Wassermann jest człowiekiem konfliktowym, zraża do siebie ludzi i ciężko znosi porażki. – Trudno mu zaakceptować, że młodszy od niego i bardziej sprawny Ziobro robi taką karierę – mówi jeden z ważnych działaczy małopolskiego PiS. Ale prosi, żeby zostać anonimowym. Oficjalnie mówi o Wassermannie tylko dobrze.

Arkadiusz Mularczyk, przyjaciel i bliski współpracownik Ziobry, też wypowiada się łagodnie: – Na poziomie parlamentu Wassermann jest doświadczonym fachowcem. Ale w regionie mógłby większą wagę przykładać do konsultowania i wypracowywania wspólnych decyzji z innymi parlamentarzystami ze swojej partii.

Inny polityk z Małopolski z obozu Ziobry: – Kiedy został szefem Rady Regionalnej, zaczął przepytywać szefów okręgu jak uczniaków. To były przesłuchania, zaczął ich wypytywać dokładnie o to, co robią. Doszło do awantury. Choć on sam jest zawsze spokojny.

[srodtytul]Wanna, czyli gęba[/srodtytul]

Zbigniew Wassermann to dobry przykład postaci, której zewnętrzny wizerunek mało przystaje do rzeczywistości. Robiono z niego furiata, oszołoma walczącego z wszystkimi, byłego pezetpeerowca i reżimowego prokuratora, który niszczył ludzi opozycji, a teraz szaleje w antykomunistycznym ugrupowaniu. Ktoś rzucał plotkę, niechętni mu podchwytywali ją, a nikt nie chciał dochodzić, jak było naprawdę, bo jakże miło jest walić w oszołoma z PiS, który w dodatku broni się tak nieumiejętnie. Wielu znajomych Wassermanna przyznaje, że nie jest on mistrzem czarowania mediów.

I nie jest tym, który umie wyczuć, w którym kierunku pójdzie atak, jak go sprytnie odeprzeć.

Z czego wynika tak skuteczne dorabianie gęby Wassermannowi? Paweł Kuglarz mówi: – Po pierwsze – starały się o to środowiska negatywnie zweryfikowanych w 1989 i 1990 roku esbeków i prokuratorów. Oni go szczerze nie cierpieli. Po drugie – środowiska przestępcze, którym zalazł za skórę jako prokurator krajowy, kiedy ministrem sprawiedliwości był Lech Kaczyński. Po trzecie – jego konkurenci z krakowskiego PiS. I po czwarte – te media, które nie znoszą PiS.

Przypomina, że wychodząca krótko gazeta „Nowy Dzień” zamieściła o nim tekst na pierwszej stronie zatytułowany: „Szaleniec na czele służb”.

W ostatnich latach na łamach „Gazety Wyborczej” rozgrywano głośne sprawy wanny i rury gazowej. Wanna była wdzięcznym tematem do ośmieszenia wpływowego wówczas ministra. No bo czyż nie brzmi zabawnie, że koordynator służb specjalnych ściga ludzi za to, że źle podłączyli mu wannę i chcieli go w ten sposób zabić? Media pompowały to umiejętnie, śmiali się wszyscy z lewa i z prawa. A minister w TVN 24 porównywał swój los do księdza Popiełuszki. Jak mówią specjaliści od marketingu politycznego, podkładał się wzorcowo.

Ale można na to spojrzeć z innej strony. Wassermann budował dom. Politycy w Polsce, a nawet ministrowie nie są zwykle ludźmi zamożnymi. Wykonawca popełnił przy budowie masę błędów. Jak mówi jeden z sąsiadów, w pewnym momencie jego dom był niemal pęknięty na pół. – Czy wyobraża pan sobie, żeby do wanny podłączyli panu prąd? Każdy by się przeraził

– mówi jedna z osób znających sprawę. – Wassermann nie rozegrał tego umiejętnie. Tyle że mało kto pamięta, iż to nie on z tym biegał do telewizji, ale najpierw sprawę opisała w prześmiewczy sposób „Gazeta Wyborcza” – mówią jego zwolennicy. W Krakowie wiele osób, z którymi rozmawiałem, jest przekonanych, że sprawę dziennikarzom opowiedzieli nie wyrzucani oficerowie WSI, nie wściekli wykonawcy, ale... przyjaciele z drugiej frakcji PiS. Czy to prawda? Nie wiadomo. Zainteresowani oczywiście zaprzeczają.

[srodtytul]Przyzwoity z fobią[/srodtytul]

Zbyszek nie zrozumiał, jak działają media. Nie zrozumiał, jak ważny jest PR. Do afery z wanną podchodził jak prokurator, a nie jak polityk. Był przekonany, że skoro ma rację, wszyscy to zrozumieją – mówi Paweł Kuglarz. Przyznaje, ze porównywanie się do księdza Popiełuszki wypadło fatalnie. – Ale proszę zauważyć, że o ile cała Polska dowiadywała się o wannie Wassermanna, o tyle trudno było znaleźć informacje, że przedsiębiorca, który budował ten dom, został skazany w procesie karnym na karę pozbawienia wolności z zawieszeniem – dodaje. Wyrok w tej sprawie zapadł pół roku temu, już za rządów PO.

Dlaczego pan porównywał się do księdza Popiełuszki – pytam samego Wassermanna: – Miałem ogromne poczucie krzywdy. Wiem, że ta akcja, i wiele innych przeciwko mnie, była zorganizowana dlatego, że walczyłem z nieprawościami. I te środowiska, którym zagroziłem, odgrywały się na mnie. Wiem, że porównanie do ks. Popiełuszki to przesada, ale mnie chodziło o użycie symbolu, o pokazanie mechanizmu. Bo on też cierpiał za to, że walczył. A ja jestem miażdżony za to, co robiłem dla państwa. Wiele razy polowano na mnie. Ludzie dawnych służb i klienci wymiaru sprawiedliwości tak łatwo nie odpuszczają. Wtedy dałem się ponieść. Teraz jestem już spokojny, trening robi swoje – mówi.

– On lubi podkreślać swoje cierpienia. I ma nadzwyczajną skłonność do szukania drugiego dna rzeczywistości. Potrafi o tym przekonująco opowiadać. Łączy rozmaite fakty w zawiłe konstrukcje i bardzo w to wierzy – zwraca uwagę jedna ze znanych publicznych osób z Krakowa.

Ireneusz Raś, obecnie w PO, był kiedyś działaczem PiS i bliskim współpracownikiem Wassermanna. – Jest bardzo technokratyczny, ale bardzo przyzwoity. Ma jedną fobię – służby specjalne. Bracia Kaczyńscy bardzo chcieli mieć takiego człowieka. Dla nich sprawa służb to walka o Polskę. A kiedy dostali władzę, chcieli tę zabawkę przejąć. Wassermann był im bardzo potrzebny.

Nie zgadza się z nim profesor Gąsowski: – Niewątpliwie był znakomicie przygotowany do roli koordynatora służb specjalnych. Nie ma wcale obsesji na punkcie służb specjalnych, co mu się czasem zarzuca, ale ma na ich temat wiedzę zebraną podczas pracy prokuratorskiej.

Jarosław Gowin mówi o nim z atencją: – Nie uważam go za oszołoma. Radykalizm jego wypowiedzi wynika zapewne z wiedzy, którą ma. On i jego ludzie w Małopolsce zachowywali się zawsze porządnie. Nie wyrzucali kompetentnych ludzi z pracy tylko dlatego, że byli związani z Platformą.

[srodtytul]Sienkiewicz: dał mi wolność[/srodtytul]

Od kiedy Zbigniew Wassermann zaczął działać w PiS, krążą plotki o tym, że był w PZPR i skazywał opozycjonistów. W Krakowie słyszałem o tym od kilku osób, ale nawet życzliwi mu ludzie nie byli w stanie powiedzieć, jak było naprawdę.

[wyimek]Jarosław Gowin: – Nie uważam go za oszołoma. Radykalizm jego wypowiedzi wynika zapewne z wiedzy, którą ma[/wyimek]

– W 1989 roku jacyś znajomi prawnicy polecili mi go do komisji weryfikacyjnej SB, ale nigdy tak naprawdę nie wiedziałem, co on robił w PRL. Mówili, że jest porządny. W komisji pracował rzetelnie – mówi Zbigniew Fijak, znany dawny krakowski opozycjonista. Wiele pytanych o to osób mówi, że słyszało coś o jakichś kontrowersyjnych sprawach, ale nic konkretnego nie umie powiedzieć. Te kontrowersyjne sprawy były dwie. I obie dotyczyły znanych postaci. Pierwsza to Bartłomiej Sienkiewicz, dawny opozycjonista. Dziś trudno o nim powiedzieć, że sympatyzował z PiS. Drugi to Maciej Gawlikowski, dawniej działacz NZS, dziś dziennikarz wyszukujący rozmaite nieprawości z czasów PRL. Obaj podczas stanu wojennego wpadli w ręce organów ścigania i obaj trafili na prokuratora Zbigniewa Wassermanna.

Bartłomiej Sienkiewicz, młody student, wpadł w kocioł zastawiony w archiwum NZS i został aresztowany. Wassermann dostał to śledztwo. – Zrobił wszystko, co trzeba, by mnie szybko zwolniono, a potem, by sprawa została umorzona – wspomina Sienkiewicz. – On w tej sprawie ryzykował znacznie więcej niż ja. Ja mogłem posiedzieć, potem bym wyszedł w glorii chwały. A on jako prokurator, gdyby się do niego przyczepili, straciłby wszystko. Miałby zamknięte drzwi w prokuraturze, a podziemie też by się na niego nie otworzyło. Zachował się wspaniale i odważnie. Zawdzięczam mu wolność.

Maciej Gawlikowski wspomina: – Już pod koniec komuny była sprawa o napaść na pułkowników LWP podczas protestów w sprawie studium wojskowego. Po przemarszu pod budynek studium na UJ wywiązała się przepychanka. Płk Raduchowski doskoczył do mnie, aby udaremnić mi pisanie sprayem, i wylądował na ziemi. Sprawę dostał Wassermann. Zachował się bardzo porządnie. Wykręcił się bardzo szybko, akt oskarżenia pisał już ktoś inny. Nie zrobił żadnego świństwa. Zresztą rozmawiałem z wieloma ludźmi na temat jego przeszłości w PRL, bo różne plotki opowiadano. Nie znalazłem niczego, co by świadczyło o tym, że kiedykolwiek  zachowywał się źle. To moim zdaniem nie najwyższych lotów polityk, ale bardzo uczciwy i porządny prokurator.

Wassermann opowiada, że po sprawie z Sienkiewiczem nigdy nie dano mu już żadnej sprawy politycznej.

– Szefem mojej prokuratury był oficer SB. On potem chciał mnie wrobić, kiedy widział, że idzie nowa władza. Chciał, żebym doprowadził do aresztowania i skazania studentów za urwanie guzika pułkownikowi. To mu się nie udało.

[srodtytul]Poczułem się bezradny[/srodtytul]

Na początku lat 90. Wassermann był w grupie tworzącej Stowarzyszenie Polskich Prawników Katolickich. To miała być alternatywa dla powstałego w 1949 roku Zrzeszenia Prawników Polskich. Wassermann od początku uważał, że środowisko prawnicze powinno przejść gruntowną weryfikację. – Z tego czasu pamiętam go jako katolickiego konserwatystę – wspomina krakowski prawnik Paweł Kuglarz, który potem razem z Wassermannem tworzył PiS. – Ale wtedy, na początku lat 90., Zbyszek był bardzo krytyczny wobec całej elity politycznej, i tej z lewa, i tej z prawa. Potem dopiero, w połowie lat 90., zaczął się określać jako zwolennik Jana Olszewskiego. Rozmawialiśmy wtedy dużo o potrzebie powstania prawicy niepodległościowej, pozytywnie oceniając próby integracji podejmowane m.in. przez Jarosława Kaczyńskiego. Ale nie chcieliśmy się angażować w politykę – wspomina krakowski prawnik.

– Chciałem bardzo zreformować prokuraturę. Uważałem, że konieczna jest wymiana personalna. Naciskałem na podległych mi prokuratorów, by wszczynali śledztwa dotyczące np. sprawy zamordowania Stanisława Pyjasa, rozmaitych nomenklaturowych prywatyzacji czy nielegalnego importu spirytusu. Ale trafiłem na ogromny opór. Pojechałem w tej sprawie do prokuratora krajowego Stanisława Iwanickiego. Przyjął mnie, mówił, że zgadza się z moją wizją prokuratury. Po czym… wszczęto postępowanie dyscyplinarne przeciwko mnie – opowiada. – Poczułem się bezradny. Prokuratorzy z dołu bojkotowali moje zalecenia. Nie otrzymałem też żadnego wsparcia z góry. Widziałem, jak rodziła się mafia – wspomina.

Wassermann udzielił wtedy wywiadu „Tygodnikowi Małopolska”, w którym publicznie oskarżył prokuraturę o roztaczanie parasola ochronnego nad niektórymi przestępcami, o wstrzymywanie wyjaśniania spraw Stanisława Pyjasa czy Bogdana Włosika.

– Widziałem, jak odnawiają się stare układy. Kiedy w 1990 działacze „Solidarności” odkryli, że w ich siedzibie, przejętej po komendzie wojewódzkiej, ściany naszpikowane są podsłuchami, zawiadomili mnie, poprosili o pomoc, przyjechałem na miejsce. Zrobiłem konferencję prasową i powiedziałem, że to skandal. Potem pojechałem na działkę pod miasto. Chodziłem w krótkich spodenkach po trawniku i nagle zajechały trzy samochody. Szef wojewódzki UOP i komendant wojewódzki policji wysiedli i wydali mi polecenie, żebym natychmiast pojechał do telewizji i powiedział, że nie ma żadnych podsłuchów i żadnej afery. Odmówiłem, bo polecenia mógł mi wydawać tylko zwierzchni prokurator – opowiada.

Kiedy nadeszły rządy AWS, dołączył do prowadzonego przez Pawła Kuglarza w ramach Ośrodka Myśli Politycznej i Centrum im. Dzielskiego projektu dekomunizacyjnego, którego celem było m.in. przygotowanie założeń do ustaw dekomunizacyjnych, reprywatyzacyjnych i rehabilitacyjnych.

[srodtytul]Zbyszkowie się polecają[/srodtytul]

Akiedy Lech Kaczyński został ministrem sprawiedliwości, młody współpracownik ministra Zbigniew Ziobro polecił szefowi, który szukał doświadczonego prokuratora, Zbigniewa Wassermanna. A potem Wassermann namówił Kaczyńskiego, by ten uczynił Ziobrę swoim zastępcą. Takie przysługi obaj panowie wyświadczyli sobie tylko raz – na początku.

Wassermann był zachwycony nowym ministrem. Mieli takie same poglądy na aparat sprawiedliwości i prawo. I kiedy Lech Kaczyński został zdymisjonowany, los Zbigniewa Wassermanna był też przesądzony. – Wtedy drugi raz zetknąłem się z Iwanickim, wiedziałem, że mi nie daruje. Lech Kaczyński namówił mnie wtedy do wzięcia udziału w kampanii wyborczej – mówi.

I wtedy pierwszy raz trafił do prawdziwej polityki. Skoro nigdy nie chciał zostać politykiem – dlaczego się na to zdecydował? – Zawsze marzyłem o reformie aparatu sprawiedliwości. A wtedy, za ministrowania Lecha Kaczyńskiego zobaczyłem, że jest to dużo bardziej możliwe, gdy robi się to od góry jako polityk. Poza tym zdałem sobie sprawę, że po obaleniu Lecha Kaczyńskiego jako jego współpracownik nie mam już szans na żadną sensowną pracę w prokuraturze.

Czego teraz chce? – Jestem prokuratorem z krwi i kości. Chcę dokonać poważnych zmian w prokuraturze, bo ona ciągle tego wymaga. Część prokuratorów jest zdeprawowana i działa na polityczne zamówienia. To jest mniejszość, ale ta mniejszość panuje nad większością.

Jarosław Gowin mówi: – Obaj jesteśmy zwolennikami odejścia od jatki politycznej. Chcieliśmy doprowadzić do współpracy między PiS a PO w poszczególnych sprawach. Ale to dziś niemożliwe.

– Zbyszek przeszedł do ofensywy. Pierwszy raz walczy o pozycję. Zaszła w nim przemiana – mówi wieloletni jego znajomy, krakowski prawnik Paweł Kuglarz.

Zbigniew Wassermann lubi mówić o wielu wrogach, których sobie zrobił, walcząc z chorymi układami. Ale w Krakowie i Małopolsce najwięcej wrogów ma dziś wśród działaczy Prawa i Sprawiedliwości związanych ze Zbigniewem Ziobrą. Dużo cieplej mówią o nim ludzie z Platformy Obywatelskiej. – Ludzie od Ziobry i od Wassermanna to dwie różne cywilizacje polityczne – mówi o nich krakowski poseł PO Jarosław Gowin.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy