Trzy dni minęły od śmierci autora „Buszującego w zbożu” – powieści, którą nie tylko moje pokolenie zaczytywało się na strzępy (nie było wtedy bardziej trendy prezentu na randkę z dziewczyną niż pierwsze wydanie Iskier z 1961 r.), a już polska prasa online mnoży wiadomości o jego życiu bałamutne i niesprawdzone. Najgorsze, że widocznie nikomu nie chce się ich sprawdzać i wolą odklepywać tę rodzącą się na naszych oczach i już, jak widać, obowiązującą mantrę o „polskich korzeniach” J. D. Salingera i jego „tajemniczym” – jak tu i ówdzie piszą polscy dziennikarze – „pobycie w Bydgoszczy” na krótko przed wybuchem II wojny światowej.
Zauważyć jednak należy – pomijając, jako nadmiar fatygi, dwie potężne biografie Salingera – Iana Hamiltona z 1988 i Petera Alexandra z 1999 roku – że w samym Internecie są przynajmniej dwa wiarygodne źródła informacji. Pierwszym jest stale aktualizowana strona występującego pod kryptonimem „Kennetha Caulfielda” znawcy twórczości i życia Salingera ([link=http://www.deadcaulfields.com" "target=_blank]www.deadcaulfields.com[/link]), drugie to [link=http://www.sidsalinger.com/" "target=_blank]www.sidsalinger.com[/link] Sida Salingera, kuzyna Jerome’a we własnej osobie.
Wystarczyło pobuszować w Internecie, aby uniknąć większości głupstw, jakie – począwszy od internetowego wydania „Tygodnika Powszechnego” przez „Gazetę Wyborczą” po „Dziennik Polski”, TVN 24 i „Newsweek” – w tych dniach w Polsce się wypisuje. A więc, że Salingerowie to „jedna z najbardziej znanych rodzin kupieckich w Bydgoszczy”, że „mieli oni przed wojną sklep rzeźniczy” i „na krótko przed urodzeniem Jerome’a wyjechali do Nowego Jorku”.
Wszelkie jednak rekordy bije anglojęzyczna witryna Kraków Post., że Salinger „miał praktykę w należącej do rodziny Salingerów rzeźni w Bydgoszczy”, że władze Bydgoszczy zamierzają upamiętnić jego pobyt w mieście „pomnikiem postawionym pośrodku prawdziwego łanu zboża”, a ubój zwierząt, w którym uczestniczył, „na resztę życia uczynił go wegetarianinem”.
[srodtytul]Mordował czy handlował[/srodtytul]