Obchody 100-lecia urodzin Edwarda Gierka, które przypadają 6 stycznia, mają być huczne: konferencje, wystawy... Pod informacją na ten temat na Facebooku długa lista wpisów: „piękna inicjatywa, tchnął życie w polską gospodarkę", „przerwali mu dekadę", „co wtedy w Polsce zbudowano, dziś rządzący mogą wyprzedawać za nędzne grosze, zapychając dziury budżetowe".
W Sosnowcu, gdzie się urodził, przygotowują rocznicę pod hasłem „Edward Gierek – Zagłębiak, Polak, Europejczyk – co znaczy dzisiaj?". Uaktywniły się takie organizacje jak Społeczne Ogólnopolskie Stowarzyszenie im. Edwarda Gierka czy Ruch Odrodzenia Gospodarczego im. Gierka, którym kieruje prof. Paweł Bożyk, szef jego doradców ekonomicznych w latach 70. W Zagłębiu Dąbrowskim działa też Instytut im. Gierka, którego członkowie organizują czyny społeczne, np. sadząc drzewka. Celem tych organizacji, nie jest, jak przekonują, gloryfikacja I sekretarza, ale „walka o prawdę".
W tej walce piewcy Gierka nie muszą się wcale wysilać. W ciągu ostatnich 30 lat doszło do fundamentalnej zmiany postrzegania Gierka i jego czasów. Można nawet mówić o prawdziwej „Gierkomanii". Już w latach 90. hitem był wywiad rzeka „Przerwana dekada", który przeprowadził z byłym sekretarzem Janusz Rolicki. Książka sprzedała się w rekordowej ilości 900 tys. egzemplarzy. Zaraz po śmierci Gierka, a tuż przed wyborami parlamentarnymi w 2001 roku, połowa badanych przez CBOS uznała, że dobrze zasłużył się dla Polski, a tylko 7 proc. było odmiennego zdania. Syn I sekretarza PZPR Adam Gierek niespodziewanie zdobył wówczas w wyborach do Senatu najwięcej głosów w Polsce. W innym badaniu CBOS z 2008 roku były I sekretarz uzyskał aż 55 proc. ocen pozytywnych, zdecydowanie więcej od również przeżywającego renesans Wojciecha Jaruzelskiego. Z kolei w sondażu „Gazety Wyborczej", TVN i Radia Zet Edward Gierek zwyciężył w kategorii „Najwybitniejszy powojenny przywódca Polski".
Zmiany ocen I sekretarza politycy nie mogli przeoczyć. Przed wyborami prezydenckimi w 2010 roku Jarosław Kaczyński powiedział w Sosnowcu, że Edward Gierek był „komunistycznym, ale jednak patriotą". Dodał, że cenił w I sekretarzu to, że „opozycję jakoś tam tolerował, a nie zamykał do więzienia", „chciał siły Polski", a wyśmiewane plany zostania dziesiątą potęgą gospodarczą świata były „zdrową ambicją". – On miał nawet ambicje dalej idące, takie mocarstwowe. Ja akurat to uważam za dobre – mówił Kaczyński.
Z kolei w ubiegłym roku w cieple Gierka postanowił się ogrzać Donald Tusk. 19 maja w Gdańsku powiedział, że jego pokolenie dokładnie pamięta lata 70. To nie były dobre czasy, ale to nie były też czasy, które warto przekreślić. – Gospodarskie wizyty i inwestycje za Gierka to jest raczej coś, co dobrze wspominamy, a nie źle. Więc jeśli ktoś chce mi bardzo dokuczyć i porównuje do wizyt Gierka, jestem w stanie to jakoś zaakceptować – powiedział.
Na fali kryzysu, bezrobocia i wojny polsko-polskiej wraca sentyment do I sekretarza i czasów, „gdy Polska rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej". Mówi się o szybkim rozwoju, wielkich inwestycjach, budowaniu mieszkań i braku bezrobocia. – Im więcej czasu mija, tym bardziej ludzka pamięć przesuwa się z końca lat 70. na ich początek. Okres ten wyróżnia się na tle PRL-owskiego nieustającego kryzysu. Pojawił się koloryt po szarości Gomułki. Gierek stworzył iluzję wzrostu bez kosztów przy bezpieczeństwie socjalnym, a wielkie koszty tylko przesunięto na później – tłumaczy socjolog Andrzej Rychard.
Co ciekawe, coraz pozytywniej dostojnika PRL oceniają nie tylko ludzie starsi, którzy utożsamiają z nim młodość, a więc „dobre czasy", ale i młodzież, którzy Gierka znają z opowiadań. – Myślą, że można połączyć Internet, komórki z ówczesnym bezpieczeństwem socjalnym – dodaje Andrzej Rychard.
– Widziałem w sklepie „kiełbasę jak za Gierka". Tymczasem nie było gorszej kiełbasy niż wówczas produkowana – mówi z kolei ekonomista Ryszard Bugaj.
Już w 1990 roku Lech Wałęsa w dedykacji podarowanej Gierkowi swojej książki „Droga nadziei" napisał, że za samo otwarcie na świat i Europę należy mu się pomnik. I pomniki Gierka będą powstawać. Na razie jest patronem ronda w Sosnowcu, a stołeczni radni SLD chcą nazwać jego imieniem rondo w Warszawie.
To niesłychana metamorfoza. Na początku lat 80. Edward Gierek był na samym dnie. Znienawidzony przez społeczeństwo, dla którego był symbolem niewydolnego, skorumpowanego systemu, walącej się gospodarki, kolejek i kartek na cukier, a zarazem przez Moskwę i towarzyszy partyjnych obwiniających go o dopuszczenie do powstania „S" i tolerowanie opozycji. Odwrócili się nawet najbliżsi przyjaciele i działacze PZPR zawdzięczający mu karierę. Grożono mu sądem, odebrano odznaczenia, szykanowano. W stanie wojennym internowanego Gierka generał Wojciech Jaruzelski trzymał w ośrodku wojskowym pod Drawskiem Pomorskim w dwuosobowym pokoju z umywalką i toaletą na korytarzu. To był pierwszy krok do powstania mitu Gierka i „przerwanej dekady".
Pan i parobczaki
Edward Gierek nie był ani intelektualistą, ani dobrym mówcą, czytał z kartki, a jego wypowiedzi pełne były nowomowy. Już w szkole partyjnej w Łodzi, do której uczęszczał przez dwa lata, uznano, że wybitnym dygnitarzem nie będzie. A jednak na tle innych przywódców PRL, a zwłaszcza kłótliwego i przekonanego o swej nieomylności marksisty, jakim był Władysław Gomułka, robi wrażenie.
Tak opisuje go w swoim abecadle Jerzy Urban, któremu udało się przejechać windą w KC razem z nim i jego świtą: „Stał w windzie dorodny pan, ubrany w świetnie skrojony garnitur i pachniał pierwszorzędnymi kosmetykami. Otoczony był wymiętymi, spoconymi kurduplami. Pamiętam ten kontrast: wielkie panisko, a wokół folwarczne parobczaki o szemranych buźkach, ustawione do niego jak plażowicze do słońca".
W telewizji pojawia się w towarzystwie czołowych światowych przywódców. Po francusku swobodnie rozmawia z prezydentem Giscardem d'Estaign, przyjmuje w Warszawie trzech amerykańskich prezydentów. Przede wszystkim jednak Gierek ma dobry kontakt z ludźmi. Potrafił być ujmujący i bezpośredni, powiedzieć: „jesteśmy z tej samej gliny", „Pomożecie? No".
Edward Gierek wyróżnia się też życiorysem. Przyszłego przywódcę narodu ukształtowały trudne dzieciństwo i młodość. Urodził się 6 stycznia 1913 roku w Porąbce koło Sosnowca. W wieku czterech lat traci ojca, który ginie, podobnie jak dziadek, w kopalni Kazimierz-Juliusz. Musi opiekować się roczną siostrą, gdy matka wychodzi do pracy. By dym z kopalnianej kotłowni nie wlatywał do mieszkania, mały Edward moczy szmaty w miednicy i zakleja nimi szpary w oknach.