Demony nienawidzą Wcielenia

Fabrice Hadjadj zwraca uwagę na fakt, że wciąż podejmowane są kolejne próby ominięcia śmierci, technologicznego poddania ciała takiej obróbce, by już nie stało naprzeciw rozumu.

Publikacja: 12.01.2013 00:01

Lizbona w ogniu i falach. Od roku 1755 wyborny punkt wyjścia do sporu o teodyceę

Lizbona w ogniu i falach. Od roku 1755 wyborny punkt wyjścia do sporu o teodyceę

Foto: AKG/North Wind Picture Archives

Red

Choć od trzęsienia ziemi w Lizbonie w roku 1755 minęło ponad 250 lat, wydarzenie to wciąż znajduje się w samym centrum antychrześcijańskiej argumentacji. Nadal jest ono jednym z zasadniczych i bolesnych „dowodów" przeciw wiarygodności chrześcijaństwa, przeciw aktywnej obecności Opatrzności w życiu ludzi i narodów.

Wolter pod wpływem informacji o tragedii, jaka się dokonała w portugalskiej stolicy, napisał „Poemat o trzęsieniu ziemi w Lizbonie". W późniejszym „Poemacie o Klęsce" dał świadectwo swojej intelektualnej bezradności wobec tragedii, która nie mogła pasować do obrazu świata mającego być najlepszym z możliwych światów.

Wolter pisał wtedy:

Filozofowie, co wszędzie ład widzicie,


Przybiegnijcie oglądać ruiny rozpaczliwe


Okruchy, szczątki, popioły nieszczęśliwe


Kobiety, dzieci jedne na drugich leżące.

Jednak argument lizboński jest czymś znacznie więcej niż tylko ciosem w nowożytny racjonalizm. Wolter poprzez Lizbonę uderza w każdego z nas, kto zadaje sobie pytanie: „dlaczego Bóg do tego dopuścił?". Mimo to w słowie wstępnym do swoich poematów wypowiada zdanie, które wydaje się wręcz nieprawdopodobne w jego ustach: „Tylko objawienie może rozwiązać ten wielki węzeł, który filozofowie namotali".

Udział diabła

Przekonanie, wzięte od Leibniza, że świat jest tylko układem matematycznym, systemem mechanicznym, w którym jego Stwórca dąży do maksymalizacji dobrych zdarzeń i minimalizacji obecności, doprowadziło do specyficznej konwersji Woltera. Opisał ją Rousseau w swoich „Wyznaniach": „Wolter, zdając się wciąż wierzyć w Boga, w rzeczywistości zawsze wierzył tylko w diabła, gdyż swojego Boga uważał za złośliwego ducha, który jego zdaniem znajduje przyjemność jedynie w tym, by szkodzić". I tak Wolter porzucił myśl, że świat stworzony może być dobry w jakimkolwiek sensie. To, co w świecie widzialne, nie zdało egzaminu wysokiej duchowości. Czas dojrzał do rewolucji. Autor „Poematu o trzęsieniu ziemi w Lizbonie" znalazł dziś jednak adwersarza, który mówi staremu antyklerykałowi prosto i bez ogródek: „W całej swojej krytyce Wolter nie wspomniał o udziale diabła. (...) Zapomnieć o diable, by myśleć tylko o złu, to nieświadomie zacząć wierzyć tylko w diabła. O wydarzeniu tym (trzęsieniu ziemi w Lizbonie – przyp. TR) i śladzie, który pozostawił w myśleniu, wspomniałem właśnie dlatego, że widać w nim wyraźnie pazur eksperta. Demon kryje się za kataklizmem. Lecz krył się także za teodyceą. I znajdziemy go również w jej negacji. To on zasugerował racjonalistyczne wytłumaczenie Boga, takie, które wymagałoby już tylko (...) całkowitego zamknięcia się na otchłań krzyża. To on skoordynował wściekłe ataki żywiołów i drobne ludzkie zaniedbania, by osiągnąć klęskę jakoby naturalną, która miałaby zanegować pierwotną zasadę. To on wreszcie, niszcząc wiarę w Opatrzność, skłonił człowieka do całkowitego wzięcia na siebie sprawy swojego zbawienia. Optymizm teodycei, pesymizm antyteodycei, progresizm ateizmu (albo jeszcze racjonalizm deizmu, fideizm irracjonalizmu, niewiara racjonalizmu), wstrząs koszmaru i błędu pozwoliły mu prowadzić rozgrywkę, włączając do gry wszystkie karty".

Słowa te pochodzą z książki „Wiara demonów" Fabrice'a Hadjadja, głośnej we Francji nie tylko w świecie katolickim. Autor, jak mówi o sobie, jest Żydem o arabskim nazwisku katolickiego wyznania. Jednak nie interesuje go składanie pocieszających świadectw wiary, do tego powinien być jeszcze „narkomanem, homoseksualistą, płatnym mordercą czy choćby aktorem w filmie porno – z drewnianą nogą". „Świadectwo powinno okazać się na tyle atrakcyjne, by moi czytelnicy nie żałowali, że zrezygnowali z wieczornego wyjścia do kina" – ironizuje. Interesuje go diagnoza kondycji współczesnego człowieka i – wywodzącej się z chrześcijaństwa – współczesnej cywilizacji. Interesują go też Bóg i diabeł. Niedawno wydana w Polsce „Wiara demonów" jest pierwszą odsłoną rozważań, jakie prowadzi także w swoich innych książkach.

Pułapki na wierzących

Hadjadj w „Wierze demonów" porusza się po krawędzi tematów niebezpiecznych i ma tego świadomość, gdy przywołuje fragment z Holderlina:

Gdzie jest ratunek


Wzrasta także


Niebezpieczeństwo

Niebezpieczeństwo, jakie podejmuje, polega na tym, że wychodzi on poza proste i wygodne rozróżnienia na wierzących i ateistów, i zmierza w kierunku nowego opisania postaw wobec wiary. „Poza wiernymi, którzy znaleźli Boga i jemu służą, ateistami, którzy Boga nie znaleźli lub wciąż Go szukają, i ateistami, którzy Boga nie znaleźli, ale go nie szukają, są jeszcze tacy, którzy Boga znaleźli, a mimo to Bogu nie służą". Postawa ta zagraża każdemu z wierzących, ale jest przecież doskonale analogiczna do tytułowej wiary demonów, które także wierzą i... drżą. Hadjadj przytacza w tym kontekście słowa przypisywane opatowi cysterskiemu Arnaud Amaury'emu z czasów krucjaty przeciwko katarom: „Zabijajcie wszystkich, Bóg rozpozna swoich". Zaraz jednak dodaje, że bylibyśmy w błędzie, gdybyśmy diabła widzieli tylko po stronie katolickiej: „Otóż ten spryciarz jest w obu obozach. Diabeł doskonale wie, że nie stworzył świata widzialnego, wie, że ciało jest z natury dobre, że Kościół nie kłamie; lecz sprzymierzył się z herezją, gdyż to go bawi, i rozpala namiętności ortodoksów, gdyż to ich prowokuje do popełnienia najstraszliwszego grzechu. (...) I właśnie tam, nie jako włochaty kozioł, lecz jako ojciec opat z Citeaux, jest najbardziej przerażający".

Książka Hadjadja ma dwa zasadnicze wiążące ją punkty. Są to biblijne obrazy kuszenia – pierwsze odbywa się na pustyni wobec Syna Bożego. Wtedy poznajemy inteligencję i przebiegłość szatana, ale i jego odcięcie od poznania nadprzyrodzonego. Drugie ma miejsce w rajskim ogrodzie, gdzie widzimy mechanizm ludzkiego upadku, który trwa do dziś. Przytaczane licznie przez autora passusy z Pisma Świętego pokazują rzeczy zdawałoby się niemożliwe – demony, które modlą się do Chrystusa i oddają mu hołd: „Czego chcesz ode mnie, Jezusie, Synu Boga Najwyższego? Zaklinam Cię na Boga, nie dręcz mnie" – mówi jeden z nich (MK 5, 6–7). Święty Hieronim w łacińskim tłumaczeniu tego fragmentu pisze wręcz, że demon rzucił opętanym tak, że ten „upadł na twarz".

Czy nie jest to gest głęboko religijny? W innym miejscu demony proszą Jezusa, by posłał je w świnie, na co On się zgadza. Hadjadj zaraz jednak pokazuje poprzez analogię, w zamierzonej apokryficznej narracji, jak łatwo wiarę demonów znaleźć wśród wierzących. „Tak, zamiast być z Tobą i iść z Tobą drogą na Kalwarię, wolimy byś posłał nas raczej w te świnie, tam jest świętość na naszą miarę, życie w zasięgu różowego, okrągłego i krzepkiego ryjka. Pośród tajemnicy Bożego Narodzenia nasza pobożność chce znać jedynie ciepłą szopę. Oto cel naszej podróży, towarzysze Ulissesa, przez wróżbę Kirke bardziej niż przez modlitwę Maryi, łaska dość tłusta... Tak więc, Panie, nie ma sensu się dla nas wykrwawiać, nie jesteśmy koszerni. Pozwól nam spokojnie obrastać tłuszczem. I pozwól nam w spokoju pokrywać nasze maciory. (...) Wejrzyj na naszą skromność, Synu Boga Najwyższego. Od Twojej rozdzierającej radości wolimy, nasze lepkie legowisko, które nas chroni. Najmniejsze świństwo zdoła nas zadowolić. Nie trzeba Twojej promieniejącej hostii, wystarczą nam nasze małe żołędzie".

Odwrócenie od Boga

Czy tak wyobrażamy sobie wiarę złego ducha? Demoniczność nie polega na mnożeniu się sytuacji opętania. Demoniczność, o której mówi Hadjadj, wynika z pytania o to, kto jest dość inteligentny, by nazwać siebie „bogiem rozumu", i kto w całej rozciągłości sprzeciwia się Bogu, a także sposobowi, w jaki on sam chciał się nam objawić? Takie ambicje ma tylko ten, który był aniołem światłości, by potem stać się znakiem upadku. To szatan i ci, którzy ulegają jego urokowi, używając wiary do swoich celów. Mogą być one rozmaite – postęp, dialog, porządek społeczny, same wzniosłe sprawy. Może to być budowanie obrazu świata, czynienie nie na miarę Boga, ale samego siebie. Oto wiara demona – kłaniać się Bogu, a nie dowierzać, że to, co stworzone i dane przez Boga, jest dobre.

Możemy, owszem, wyobrażać sobie religię szatana jako proste zwierciadło religii objawionej, czyli rzeczywistość epatującą złem i okrucieństwem. Takie elementy odwróconego od Boga świata rozpoznajemy od razu – kulty satanistyczne, ludobójstwa, uśmiercanie nienarodzonych, chorych lub sędziwych. Wszelkie okrucieństwo, złośliwość i podłość. Jest jednak jeszcze inna twarz religii upadłego anioła. Właśnie ta, którą Hadjadj opisuje poprzez ewangeliczny, wspomniany już, obraz kuszenia Jezusa na pustyni. Tam właśnie szatan, mistrz inteligencji i poznania, rozpościera przed Jezusem swoje możliwości. Ponieważ diabłu nie jest dostępna nadprzyrodzona wizja świata, bada przez swoje pokusy, co to znaczy właściwie, że Jezus jest Synem Bożym. Jego inteligencja podpowiada mu, że to ktoś niezwykły, że to Mesjasz, ale nie ma pewności, że jest on drugą osobą Trójcy Świętej. Nie spodziewa się tego. Dlatego skrada się. Kolejne pokusy szatana współgrają niejako z obietnicami „religii rozumu", którą znamy pod różnymi postaciami. Jej wcielenia to panteizm, deizm, ateizm, przedstawiający się jako najwyższej próby racjonalność i religia doskonalsza do chrześcijaństwa.

„Religia rozumu" jest swoistą gnozą. Pragnieniem poznania, życia i panowania bez współdziałania z łaską. Jest wymyślaniem świata po swojemu. Jest, jak mówi św. Tomasz, „uzyskaniem ostatecznej szczęśliwości własnymi siłami". Czasem też widzimy ją jako taką czy inną ideologię – rzeczywistość parareligijną.

Pierwsza pokusa wobec Jezusa dotyczy zaspokojenia głodu, a zatem jest obrazem społeczeństwa dobrobytu, które szatan obiecuje. Czy nie ma w nas pragnienia nieograniczonej konsumpcji? Nawet „przyjemności religijnych"? Druga, kiedy szatan zachęca Jezusa, by skoczył z narożnika świątyni, stanowi zachętę do „przetestowania" własnej mocy – dziś byśmy powiedzieli, że za tą pokusą kryją się ciemności eksperymentów na człowieku. Są one niczym innym, jak próbą sięgnięcia po owoce drzewa życia rosnącego w rajskim ogrodzie. Człowiek pragnie realizować swoją potęgę wobec natury. Trzecia pokusa dotyczy władzy – kontroli nad narodami, nad osobami. Obraz tej pokusy zobaczyliśmy w twarzach totalitaryzmów, które okazały się jednak nieudolne w maskowaniu zła, jakie niosły razem ze swoimi obietnicami. Zbyt usilnie i szybko starały się pozbyć niewygodnego ciała, „starego człowieka".

Fałszywy mistrz duchowości

Otoczony coraz to nowymi formami „teodycei", tego fałszywego obrazu świata i samozbawienia, w których nie ma Boga lub nie ma diabła, lub też diabeł przebiera się za Stwórcę, człowiek ma wrażenie faktycznej nieobecności Boga lub jego słabości i braku znaczenia. Ale, jak pisze Hadjadj, diabeł jest mistrzem duchowości, on pragnie, byśmy wciąż zajmowali się sprawami „ducha", tymi rozmaitymi wyobrażeniami o świecie, w którym nie trzeba służyć Bogu. Sam szatan znajduje się w takiej „teodycei", w której jest najwierniejszym sługą Boga, najbardziej cierpiącym, niedocenianym, niemal odrzuconym synem Stwórcy.

Diabeł nie cierpi stworzenia i równie mocno nie cierpi ludzi za ich cielesność. Sam chce nas nauczyć swojej postawy. Hadjadj znów przywołuje apokryf własnego autorstwa, by oddać duchowość demona: „Cóż to! Będziemy musieli znosić te ziemskie wyrzutki w Niebie? Nie, no słowo daję! Takie coś, co sra i sika, miałoby być powołane do takiej samej chwały jak czyste duchy? Ale jeszcze nie powiedziałem Wam o najgorszym: oni kopulują ze sobą! Tych dwoje tam tworzy zwierzę o dwóch grzbietach, a my mamy jeszcze przyklaskiwać tej potworności jak jakiemuś odrażającemu obrazowi Trójcy Świętej!... Nie dopuśćmy do takiego absurdu! Postarajmy się im uzmysłowić, że ciało samo w sobie jest złe, a przynajmniej, że nie ma nic wspólnego z duchem". W to wierzy postchrześcijanin –  że ciało nie ma związku z duchem, podobnie jak działanie, społeczeństwo, polityka, cnoty, dobre praktyki, Boże przykazania, rubryki w Mszale. Nic. Oto konsumpcja doskonała.

A jednak Hadjadj broni w swojej książce postaci, którą byśmy określili mianem egzystencjalnego ateisty. Trwa on w stanie nieustannego poszukiwania, jest wciąż „niezadowolony z siebie". Podobny do Sokratesa lub Kirkegaarda. Równocześnie wydaje się ten ateista przypadkiem niemal równie rzadkim, co ci dwaj wybitni poszukiwacze prawdy. W szerszym sensie Hadjadj widzi w ateizmie rodzaj chrześcijańskiej herezji, która poza nim, w znanej nam postaci, nie mogłaby się rozwinąć. Nie rozwiązuje to wszystkich trudności, które znajdujemy choćby w zdaniu: „Możliwe jest więc, że stałem się gorszy, niż byłem wcześniej, i że markiz de Sade, Comte-Sponville oraz inni twórcy antychrześcijaństwa czy świeckiej transcendencji okażą się mniej grzeszni ode mnie". Podstawą tej niejasności jest pytanie, z jakiego rodzaju ateizmem mamy do czynienia w przypadku przywołanych postaci – czy są to ateiści egzystencjalni, czy dogmatyczni, czy jednak raczej podobni są do demonów, które Boga poznały, ale nie chcą mu służyć?

Zakończmy tym, co powraca nieustannie w „Wierze demonów", czyli znaczeniem ciała i cielesności dla naszego zbawienia. Patrząc przez okulary zaproponowane przez Fabrice'a Hadjadj, kultura zachodnia jawi się jako niemal całkowicie odcieleśniona. W sferze obyczajów odcieleśnił nas już libertynizm i protestantyzm, potem rewolucja lat 70. i ruch gejowski. To wszystko jest wielkim zaprzeczeniem cielesności. Ale jest jeszcze gorzej, nasza kultura to kultura intelektualnych gnostyków. Freud ze swoją psychoanalizą, Nietzsche ze swoim tańcem Zaratustry, artystowskie fascynacje buddyzmem czy judaizmem, to ciągłe rozprawianie na uniwersytetach o ideach, to utyskiwanie na ideologie, tak chętnie uprawiane przez zatroskanych losem świata katolickich redaktorów – to są wysublimowane formy wyparcia ciała. Chrześcijaństwo staje się coraz częściej jedynie narzędziem dla realizacji demonicznych, doczesnych „teodycei" – praw człowieka, demokracji, humanizmu, dobrobytu, społeczeństwa obywatelskiego. Człowiek nowożytny, szukając możliwości upodobnienia się do „mistrza racjonalności", coraz silniejszą pogardą obdarza swoje ciało, które stoi na drodze do samozbawienia. Jest ono obrazem tego, co irracjonalne, złe, chaotyczne. Ciało się starzeje, estetyczne bywa tylko po retuszu... Ma swoje wymagania. Wszystko, tylko nie ciało!

Uciec od tego, co przemija

Od czasów schyłku Christianitas to, co „naturalne", zredukowano do ciała. Natura w klasycznych i chrześcijańskich wzorcach  oznaczała to, co racjonalne, chciane i zamierzone przez Boga. Także ciało w swoim porządku miało się poddać władzy rozumu oświecanego łaską. Jednak miało ono swój własny sens wynikający z aktu stwórczego Boga. Natomiast natura dla takich autorów jak Mill czy Condorcet jest już tylko tym, co stoi naprzeciwko rozumu, i rzuca mu wyzwanie, nie chce się poddać. Jest tak uciążliwe, że trudno mu przypisać związek z duchem.

Paradoksalnie, skupienie się na „teodycei" odcina od ciała, natury, ale też odcina od łaski, ponieważ zamyka zarówno człowieka, jak i demona w kręgu własnych myśli. Zamknięcie w sobie sprawia, że to, co naturalne, zostaje zmieszane z tym, co nadprzyrodzone, i umieszczone pod szyldem „irracjonalne". Nieludzki, mechaniczny, korporacyjny charakter dzisiejszych „teodycei" – wcielonych w państwa, biurokrację, gospodarkę, systemy społeczne, każe szukać wytchnienia „na łonie natury". Równocześnie w „naturze" (tej irracjonalnej, splątanej) poszukuje się religijności. I kolejny paradoks. Człowiek tęskni za łaską, ale nie wydaje mu się ona niczym innym niż „naturą", w sensie bezładu, nieuporządkowania, czegoś tajemniczego. Zwracając się ku temu, co „irracjonalne", powracamy do własnego ciała, które nas nie zadowala. Ono jest bowiem źródłem niepokoju. Nie poddaje się działaniom samozbawczym. Umiera.

Oczywiście ten powrót do ciała – na przykład kultu jego wyidealizowanego „obrazu" – jest echem tęsknoty za Wcieleniem, tęsknoty zawiedzionej, ponieważ zagubionej w naturalizmie. Hadjadj powiedziałby pewnie, że poszukiwanie religijności w cielesności nie jest przecież błędem, ponieważ wierzymy we Wcielenie, które odnosi nas do ciała przemienionego łaską. Ono zaś odwraca zawiedzioną tęsknotę pogan. Ciało bowiem nie jest wrogiem zbawienia człowieka i jego rozumu, ale wybawieniem.

Gnoza zaś czy „teodycea" jest niewolą ciała, które chce żyć „tu i teraz" bez przechodzenia przez śmierć. Wciąż podejmowane są kolejne próby ominięcia śmierci, technologicznego poddania ciała takiej obróbce, by już nie stało naprzeciw rozumu. Jednak zniesienie tego przeciwstawienia możliwe jest tylko na drodze Wcielenia i na drodze łaski.

Trzęsienie w Lizbonie, gdzie zginęło tylu sprawiedliwych, wierzących katolików, nie zabija Boga, nie zabija łaski. „Zabija" Leibniza, Woltera i diabła. Przekreśla ich plan zbawienia. Odwraca ich od Boga, ponieważ uwierzyli oskarżeniu wobec Stwórcy, że stał się Ciałem. Oskarżenie to rodzi się z fałszu odcieleśnienia, a z prawdy rodzi się przebaczenie i służba, które nie mogą istnieć bez Ciała Boga. Idee umierają, ale ciała chwalebne trwają w wieczności.

Autor jest historykiem idei, socjologiem, redaktorem pisma „Christianitas" i sekretarzem redakcji kwartalnika „Fronda"

Choć od trzęsienia ziemi w Lizbonie w roku 1755 minęło ponad 250 lat, wydarzenie to wciąż znajduje się w samym centrum antychrześcijańskiej argumentacji. Nadal jest ono jednym z zasadniczych i bolesnych „dowodów" przeciw wiarygodności chrześcijaństwa, przeciw aktywnej obecności Opatrzności w życiu ludzi i narodów.

Wolter pod wpływem informacji o tragedii, jaka się dokonała w portugalskiej stolicy, napisał „Poemat o trzęsieniu ziemi w Lizbonie". W późniejszym „Poemacie o Klęsce" dał świadectwo swojej intelektualnej bezradności wobec tragedii, która nie mogła pasować do obrazu świata mającego być najlepszym z możliwych światów.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy