Kto chce ginąć za Łomżę?

Andrzej Nowak, historyk

Publikacja: 19.01.2013 00:01

Kto chce ginąć za Łomżę?

Foto: ROL

Po co te obchody? Powstanie Styczniowe nie niesie już żadnego ładunku emocji.

Andrzej Nowak:

Jeszcze trzy lata temu przyznałbym panu rację. Tak, to było martwe.

A co się zmieniło?

To dziedzictwo odżyło po 10 kwietnia.

Panu się wszystko ze Smoleńskiem kojarzy?

Po Smoleńsku wróciły spory, które wydawały się już w Polsce niemożliwe. Oto okazało się, że dla niektórych polityków Katyń przestał być ludobójstwem, bo to się nie podoba Putinowi.

No i?

Wcześniej nie było sporu w tej sprawie. Nagle pewien stosunek do polskiej historii staje się, w imię walki politycznej, możliwy.

Nadal nie rozumiem, gdzie tu powstanie?

Takie podejście przywraca dyskusję o granicach kompromitacji w ugodzie, w poniżaniu się, w podlizywaniu się silniejszemu, który narzuca wolę polityczną polskim peryferiom.

Nie przesadza pan?

Oczywiście dostrzegam ogromną różnicę między sytuacją z 1863 roku a dzisiejszą, ale dla sporej części ludzi to, co dzieje się z wrakiem samolotu, jest dowodem poniżenia Polski w stosunkach z Rosją. I ciągle są zwolennicy ugody z państwem rosyjskim na zasadach poniżających Polskę. To niektórym przypomina sytuację sprzed 150 lat.

Stosunki z Rosją zawsze tak wyglądały.

Ale jest jeszcze jedno. Wielu młodych ludzi uważa, że w związku z tym, że oni, wspaniała polska elita, zginęli w Smoleńsku, to teraz my musimy się zaangażować. To też reakcja jak sprzed półtora wieku, kiedy po powstaniu nie porzucono polskości, tylko z pasją się w nią zaangażowano – na początku w pracy organicznej. Po 10 kwietnia 2010 roku wielu młodych zaangażowało się – celowo używam takiego języka – w sprawę patriotyczną.

O ile o stan wojenny czy powstanie warszawskie wciąż  można się pospierać...

O Powstanie Styczniowe również.

Nie sądzę.

Powinien pan posłuchać red. Żakowskiego, który znalazł niebezpieczne dziedzictwo Powstania Styczniowego.

Powstańcy byli pisowcami?

Chyba tak, bo powstanie rozbudzało patriotyzm. Co prawda świadomość historyczna jest bliska zeru, ale samo powstanie nadal budzi jakieś emocje.

Zachciało mi się debaty z pisowcem. Przecież pan dzieli Polaków!

Co gorsza, ja dzielę nawet Rosjan. I marzę o tym, by stanął w Warszawie pomnik Hercena, byśmy patrząc na Rosję, widzieli nie tylko Putina, ale i jego dzisiejszych przeciwników, obrońców wolności. Uwielbiam dzielić. Nie wszyscy Rosjanie są tacy sami. I nie wszyscy Polacy.

Powstanie Styczniowe miało szansę?

Przede wszystkim powiedzmy sobie, jak swoje szanse widzieli sami powstańcy. Według planów Jarosława Dąbrowskiego chcieli zdobyć arsenały w Modlinie, Cytadeli, by uzbroić się, opanować miasta i poczekać na jakąś interwencję międzynarodową.

Kto w Europie chciałby ginąć za Łomżę?

Nie za Łomżę, tylko przeciwko zbliżeniu rosyjsko-niemieckiemu. To zaniepokoiło i Francję, i Anglię, i Austrię. To było powstanie, które miało największe szanse na doczekanie się pomocy z zagranicy. Przypomnijmy, że 17 kwietnia 1863 roku wspomniane trzy mocarstwa wystosowały do Rosji ultimatum. Niestety, za tym nie poszły dalsze działania...

...Taka nasza tradycja, że liczymy na pomoc z Zachodu, a kończymy na Syberii.

Wojna wisiała wtedy na włosku. Liczenie na nią nie było absurdalne. Kalkulacja opierała się też na tym, że Rosja właśnie przegrała wojnę krymską, wyszła z niej osłabiona i rozpoczął się poważny ferment wewnętrzny. Z tym wiązali nadzieje czerwoni, którzy liczyli raczej na porozumienie z rewolucjonistami rosyjskimi. Zawarli nawet porozumienie z liderem emigracji Hercenem i mieli nadzieję, że przynajmniej część carskich żołnierzy odwróci bagnety i pójdzie z nimi na cara.

Przecież to jakaś mrzonka.

Z dzisiejszej perspektywy tak, ale wówczas można było wierzyć, że któraś z tych przesłanek się sprawdzi.

Tymczasem nie zdobyto nawet arsenałów.

To prawda.

To jak w dowcipie o towarzyszu Gierku: „Gdybyśmy mieli cienką blachę, moglibyśmy robić konserwy, ale nie mamy mięsa".

Historycy wojskowi zgadzają się, że wiara w militarny sukces pospolitego ruszenia nad regularną armią rosyjską była mrzonką. W polu było dziesięć tysięcy powstańców, a siły carskie liczyły na początku 100, a po roku 400 tysięcy żołnierzy. Czyli było jak w piosence Sabbatonu „Czterdzieści do jednego", ale podkreślam, że liczono na wojnę z Francją, może Austrią oraz na wywołanie niepokojów wewnątrz Rosji.

Efekty powstania były straszliwe: rzeź powstańców, masowe wywózki na Sybir, konfiskaty majątków, odebranie resztek samodzielności, nasilenie rusyfikacji...

Stefan Kieniewicz pisał, że inaczej ocenia się skutki powstania po kilku latach od jego wybuchu, inaczej po 50, a jeszcze inaczej po 100. I gdybyśmy rozmawiali w 1870 roku, przytaknąłbym panu, że skutki były opłakane. Bo cóż: zgliszcza, krew i odcięta noga Alberta Chmielowskiego...

On to przynajmniej świętym został, a taki Traugutt?

Jego śmierć naprawdę zrobiła na Polakach ogromne wrażenie. 5 sierpnia 1864 roku pod Cytadelę przyszło kilkadziesiąt tysięcy osób – cała Warszawa. Ale skutek widowiska był odwrotny do zamierzeń władz – zamiast przestraszyć widzów, ta śmierć natchnęła ich duchem pamięci i zobowiązania. Traugutt do końca zachowywał się niezwykle godnie, pocałował stryczek, na którym miał zawisnąć za sprawę.

Tyle zrobił dla Polski, że pięknie zginął. Naprawdę tego Polska chciała – by pocałował stryczek?

Traugutt wcale nie pchał się na szubienicę i nie chciał pięknie ginąć. Dowodził powstaniem lepiej niż ktokolwiek przed nim. A jaką miał perspektywę? Poddać się prześladowaniom? Proszę poczytać korespondencję namiestników z carem i znaleźć choć cień szansy na ugodę. Rosjanie nie chcieli ugody, tylko relacji pan – niewolnik. To miało być ostatecznie tylko Rosyjskie Imperium. Jak powie później car – „U awstrijskogo imperatora mnogo nacjonalnostiej, a nas narod odin", czyli w imperium tylko Rosjanie mają prawo być narodem. I o tym mówił już Aleksander II Polakom w 1856 roku: „Żadnych marzeń".

Zapewne, ale może trzeba się było do powstania przygotować?

Powstanie nie mogło nie wybuchnąć. Tu się kłania jego bezpośrednia przyczyna – branka, czyli pobór do wojska, ogłoszony przez margrabiego Wielopolskiego pod koniec 1862 roku. Chodziło nawet nie o samą brankę, ale o sposób jej przeprowadzania. Rekrutów, którzy mieli trafić do armii carskiej w głąb imperium, nie losowano, jak dotąd, ale wybrała ich administracja. To był cios precyzyjnie wymierzony w konspirację.

Branka była de facto karą śmierci.

Trafiły mi w ręce dane z powiatu piotrkowskiego. Stamtąd w latach 1833–1856 do wojska w głębi Rosji wzięto 11 tys. osób. Wróciło 498 osób: zniszczonych, schorowanych, okaleczonych. To pokazywało, jak funkcjonuje społeczeństwo, które się nie buntuje. Zgoda na brankę oznaczała nie tylko zgodę na drenaż narodu, ale na traktowanie ziem polskich jako peryferii obcego, nieprzychylnego Polakom imperium.

Ale od polityków, przywódców narodowych wymaga się czegoś więcej niż tylko gestu: „Ja już nie wytrzymam z tym carem". Jak gimnazjalista ma dość pani od matmy, nie podpala klasy.

To nie był pojedynczy gimnazjalista, ale całe masy.

Może trzeba było jednego mądrego, który by ich pohamował przynajmniej na jakiś czas? Co to za wybór: nie mogę wytrzymać, więc lepiej zginąć?

Perspektywa była odwrotna: zginiemy, jeśli się nie zbuntujemy. To właśnie przykład skutków branki. Można poddać się bez walki, ale wtedy przecież się nie wygra.

Owszem, zginiemy, ale w pięknym stylu, tak?

Nie, to nie o to chodzi. Historyk Henryk Wereszycki mówił tak: „Wola wolności musi być manifestowana, bo niemanifestowanie zbyt długo prowadzi do jej zaniku. A zanik woli wolności przesądza sprawę samego narodu". Innymi słowy: musieliśmy się zbuntować, bo bez buntu przegralibyśmy tym bardziej.

Zmieńmy nieco temat. Ciągle trwają spory o ocenę Aleksandra Wielopolskiego, komisarza rządu cywilnego w Kongresówce. Da się go bronić?

Jednym z obrońców Wielopolskiego był Józef Piłsudski, który podziwiał go za to, że sprzeciwił się większości, poszedł wbrew społeczeństwu.

To wymagało odwagi.

To akurat ten rys myśli Piłsudskiego, który mi bardzo nie odpowiada. On jest oparty na pogardzie dla całego społeczeństwa: oto jeden wódz, który rozumie przeznaczenie dziejowe, i hołota, która niczego nie pojmuje.

To Wielopolskiemu przypisuje się zdanie, iż „dla Polaków można zrobić wiele, z Polakami nic".

No ale skoro nie z Polakami, to robił to z carem Aleksandrem.

Ale jednak dla Polaków.

Jeśli przyjmiemy takie założenie, to musimy uznać, że jesteśmy wiecznie niedorośli i to inni mają prawo za nas decydować. Skądinąd to jest powód, dla którego wrócono do margrabiego po wprowadzeniu stanu wojennego, a wcześniej w 1944 roku, na progu Jałty, piórem Pruszyńskiego. Istotę rządów Wielopolskiego najlepiej streścił jeden z publicystów katolickich, pisząc, że „Wielopolski najpierw bił, potem wyciągał rękę do pocałowania, a później częstował reformami". Bo Wielopolski miał pewien program. Nie był zaprzańcem. Był raczej zaślepiony swoim ego.

Nie ma pan wrażenia, że Wielopolski jest krzywdzony?

Nie sądzę, bo moim zdaniem nie miał racji, zakładając, że jest możliwy jakiś kompromis z carem.

Może on nie chciał podległości Polski, ale wiedział, że jest za słaba, by stawić czoło imperium? Poczekajmy, wzmocnijmy się i wtedy możemy organizować powstanie?

Wielopolski rozumiał, co Polsce jest potrzebne. Jego dwie podstawowe reformy to emancypacja Żydów, która była krokiem w dobrym kierunku, i oczynszowanie chłopów. Na pełne uwłaszczenie jednak nie starczyło czasu.

Bo w gorącej wodzie kąpani Polacy zorganizowali powstanie.

Na skuteczne przeprowadzenie zbawiennych dla Polski reform nie zgodziłyby się nigdy elity urzędnicze imperium. Wielopolski nie doceniał siły szowinistycznych nastrojów wśród rosyjskiej elity, która nie miała ochoty na żadną ugodę z Warszawą.

Powtórzę: propozycją nie była nieustanna zależność, ale wzmocnienie się i walka z carem, gdy będzie szansa powodzenia.

Jeśli już, to szansę na to miał inny zwolennik ugody z Rosją – Ksawery Drucki-Lubecki, który przed wybuchem Powstania Listopadowego zaczął realizować program modernizacji i zbrojeń. W warunkach tamtejszej autonomii to wydawało możliwe, w czasach Wielopolskiego kres temu mógł położyć jeden podpis cara.

Nie miał żadnej szansy?

Polacy musieliby zgodzić się konsekwentnie na rolę wykonawców polityki Moskwy w Polsce – nie polityki polskiej w obrębie cesarstwa, ale polityki imperium wobec Polski. A przecież byli tacy ludzie, także wśród tych prokuratorów czy wojskowych, którzy krwawo tłumili powstanie, jak choćby arcypolski gen. Adam Rzewuski. Po roku 1863 będzie już dużo trudniej o takie przypadki. Polski patriota i lojalny poddany cara, egzekutor każdego ukazu – to już było nie do utrzymania.

To rodzi pytanie o identyfikację narodową sprzed 150 lat. Na ile szlachta, mieszczanie, chłopi czuli się Polakami?

Znaczna część szlachty zawdzięcza nowoczesną świadomość narodową tradycji I Rzeczypospolitej i niedocenianemu dziedzictwu Komisji Edukacji Narodowej. To było ponad 100 tys. świetnie wykształconych w szkołach KEN patriotów, którzy przekazali te tradycje następnym pokoleniom.

Bo ci ludzie mieli własne dzieci i wychowywali je w tym duchu?

Tak, to była potężna elita. To było także ponad 100 tys. abonentów rozmaitych czasopism, co było nieporównywalne do reszty imperium. Po Kongresie Wiedeńskim w imperium cara Aleksandra więcej ludzi umiało czytać po polsku niż po rosyjsku. To dziedzictwo trwało także dzięki działalności ks. Adama Jerzego Czartoryskiego na ziemiach litewsko-ruskich jako kuratora, dbającego do 1824 roku o to, by utrzymać polski system szkolny, i to na najwyższym poziomie, dzięki uniwersytetowi w Wilnie czy Liceum Krzemienieckiemu.

Kres temu położyły represje po Powstaniu Listopadowym.

Tamto powstanie było reakcją na wzrost rosyjskiego nacjonalizmu. Rosyjskie elity były po kongresie wiedeńskim zaniepokojone i rozwścieczone: „Jak to, my pobiliśmy Polaków, a oni teraz mają konstytucję, a my nie, oni mają swe małe wojsko i car ich nawet lubi?! Tak nie może być. Rozdeptać ich! To nasze prawo zwycięzców, silniejszych, starszych braci".

Wróćmy do połowy XIX wieku.

Mamy więc wykształconą elitę szlachecką, która nie jest pogodzona z rolą zaścianka obcego imperium. Do tego dochodzi największa w historii erupcja polskiej kultury. Mickiewicz był obiektem podziwu nie tylko w Polsce, ale w Europie. Dziś jest zapomniany, ale wówczas Hugo czy Michelet byli nim zafascynowani. A przecież był jeszcze Chopin, Słowacki, Krasiński, że wymienię najbardziej znanych.

To była Wielka Emigracja...

...Która była magnesem polskości przyciągającym do niej masy społeczne w kraju. To rodzące się mieszczaństwo, protointeligencja ciągnęła do kultury wyższej, którą dla nich reprezentował Mickiewicz, a nie Puszkin. A to właśnie mieszczaństwo odegrało wielką rolę w Powstaniu Styczniowym.

I całe miasta zaczytane w Mickiewiczu rzucały się na Rosjan?

Miasta były zdobyte dla polskości na różnych poziomach. Elita zaczytywała się w Mickiewiczu, ale i sięgały po niego warstwy niższe, rzemieślnicy.

A chłopi?

O nich i o Żydów szedł bój. Czy będą chłopami i Żydami polskimi czy imperialnymi. Od razu odpowiadając na to pytanie, trzeba powiedzieć, że o ile Żydów nie udało się w większości bez własnego państwa pozyskać, to Powstanie Styczniowe zdecydowanie zdobyło dla polskości chłopów.

Dlaczego? To przecież car ich uwłaszczył w 1864 roku po upadku powstania.

Inicjatorzy powstania z kręgu czerwonych wyciągnęli wnioski z Powstania Listopadowego i Centralny Komitet Narodowy od razu postawił sprawę radykalnego uwłaszczenia chłopów.

Którego przecież nie zrealizował.

Ale bardzo rozbudził oczekiwania, którym carat – rad, nierad – musiał potem sprostać. To powstańcy jako pierwsi tak wysoko wylicytowali sprawę chłopów na tej aukcji, a carat musiał później za to zapłacić. Chłop polski otrzymał bez porównania lepsze warunki niż chłop rosyjski – właśnie dlatego, że było powstanie!

Tym bardziej powinien być wdzięczny carowi!

Ale od tego odciągała go wielka praca organiczna pogrobowców powstania, a z drugiej strony nacjonalizm rosyjski, który wroga-Polaka identyfikował wyznaniowo. Zbitka Polak-katolik nie była tylko dumną deklaracją samych Polaków, ale też demaskacją dokonywaną przez rosyjską administrację. Jeśli Polak z elity chciał robić karierę na wysokim szczeblu, to musiał przejść na prawosławie lub choćby na luteranizm, bo jako katolik był podejrzany.

A co mają do tego chłopi?

Walka z religią najmocniej uderzyła właśnie w nich, bo dla chłopów najważniejszym elementem duchowej tożsamości była wiara. To zresztą przysporzyło powstaniu sojuszników wśród chłopów żmudzkich, którzy wystąpili przeciw caratowi nie w obronie Polski, ale w obronie swojej religii.

Wróćmy jeszcze do oceny skutków powstania.

Już z perspektywy 1913 roku, czyli 50 lat od wybuchu, widać wielkie zwycięstwo powstania. Takie, jakie miał na myśli Traugutt, umierając: wierzył, że w dłuższej perspektywie wygrają. Warto sobie uświadomić, że odprawa I kompanii Piłsudskiego miała miejsce 5 sierpnia 1914 roku, w 50. rocznicę śmierci Traugutta. Sześć lat później, dokładnie tego samego dnia, podpisywał rozkaz o bitwie warszawskiej, którą polscy chłopi wygrali z bolszewikami. Piłsudski był świadomy, że to tamta ofiara wychowała pokolenie 1918 roku do patriotyzmu, do polskiej tożsamości.

I dlatego jedną z pierwszych decyzji państwa polskiego było przyznanie w styczniu 1919 roku weteranom powstania praw żołnierzy Wojska Polskiego.

Mit powstania i szacunek dla powstańców był żywy w całej II Rzeczypospolitej. Ostatni powstaniec zmarł w 1946 roku.

PRL miał z powstaniem większy kłopot, bo to jednak konflikt z Rosją...

Radził sobie w ten sposób, że podkreślał pozytywne, postępowe skutki społeczne. Pokazywał dobrych rewolucjonistów – czerwonych i złych białych, którzy zdradzili powstanie, ale mimo wszystko nie było negowania sensu powstania.

Panie profesorze, ja rozumiem, że gdyby nie ono, nie urodziłby się Stalin, nieślubny syn konia Przewalskiego...

Oni są podobni jak dwie krople wody, ale akurat teoria o polskim ojcu Stalina jest nieprawdziwa, bo Przewalski nie gustował w kobietach, po prostu był homoseksualistą...

No to nie mielibyśmy na Syberii Czerskiego i Dybowskiego, choć nikt już nie pamięta, że oni byli Polakami.

Gorzej: gdyby nie było Powstania Styczniowego, nikt by nie pamiętał, że Traugutt był Polakiem! Może on sam straciłby tę świadomość. Nabierająca wspaniałego kulturowego i ekonomicznego rozpędu Rosja wchłonęłaby pod koniec XIX wieku i zrusyfikowała wielką część polskich elit, a za nimi resztę społeczeństwa. A tak, obok Rosji ocalała Polska, jej odrębna, nie mniej wspaniała kultura. Zrobiło się także w końcu miejsce dla Ukrainy, Litwy, Białorusi... To też po części skutek polskiej walki o wolność przeciw imperium.

Po co te obchody? Powstanie Styczniowe nie niesie już żadnego ładunku emocji.

Andrzej Nowak:

Pozostało 100% artykułu
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał