Rury i mury

Polaków można poznać po sińcach pod oczami i arogancji. Piją, awanturują się i doprowadzają do łez ekspedientki, którym każą mówić po polsku. Tak pisze o polskiej załodze rafinerii w Możejkach litewska prasa. Polską inwestycję otacza wciąż atmosfera niechęci i podejrzeń

Aktualizacja: 20.10.2007 02:29 Publikacja: 20.10.2007 02:28

Rury i mury

Foto: ITAR TASS

Kiedy Polacy zaczęli się starać o przejęcie rafinerii w Możejkach, mało kto wierzył, że może się im udać.– Litewski rząd potraktował nas z początku jak gówniarzy, z którymi nie warto rozmawiać. Premier Algirdas Brazauskas nie ukrywał, że uważa nas za zupełnie inną kategorię wagową niż rywalizujący z nami Rosjanie i Kazachowie – ujawnia jedna z osób, która brała udział w negocjacjach.

Ale chociaż Orlenowi udało się wygrać przetarg, to w Wilnie coraz głośniej mówi się, że – jak pisze litewska prasa – rafineria może się wyślizgnąć Polakom z rąk.– Stosunki polsko-litewskie znalazły się w punkcie krytycznym. Kiedy Polska zaczęła zwlekać z podpisaniem umowy o moście energetycznym i natychmiast odczuliśmy zmianę atmosfery wokół naszej największej zagranicznej inwestycji. Mówiąc otwarcie, jeśli te stosunki staną się złe, wpłynie to na możliwości rozwoju rafinerii – mówi wysoki rangą przedstawiciel Orlenu.Nikt nie wątpi też, że Rosjanie ciągle nie mogą się pogodzić, że nad rafinerią w Możejkach obok litewskiej powiewa również polska flaga.

– Czy widzimy rękę Moskwy w tym, co dzieje się wokół rafinerii? Oczywiście. Proszę spojrzeć: to właśnie ręka Moskwy – mówi jeden z technologów Możejek, pokazując grubą rurę wijącą się wokół instalacji. To rurociąg Drużba, którym przestała płynąć rosyjska ropa, co skazało Polaków na dostawy z litewskiego terminalu w Butinge nad Bałtykiem.Ale nikt w rafinerii nie wierzy, że za tajemniczym pożarem, który wybuchł prawie rok temu w Możejkach, stoją rzeczywiście Rosjanie. Choć wszystko wyglądało jak w powieści sensacyjnej – zaledwie politycy rosyjscy zdążyli powiedzieć, że jeśli do Możejek mają wejść Polacy, to będą kłopoty, jedna z głównych instalacji stanęła w płomieniach. Do dziś jej nie odbudowano.

– Przyczyna pożaru była prozaiczna, przy budowie instalacji użyto rur z gorszego materiału. W końcu musiało to doprowadzić do wybuchu – mówi jeden z polskich inżynierów.Dlaczego jednak, jak uważa, nie powinno się o tym głośno mówić? To oczywiste – któż zaręczy, co kryje się w innych instalacjach? Dlatego za pomocą amerykańskiej technologii trzeba sprawdzać każdą rurę.

Ale niedługo problem ten powinien przestać istnieć. W Możejkach zaczęto wielki remont. Największy, jaki przeżyła kiedykolwiek ta zbudowana u schyłku Związku Radzieckiego rafineria.

Polak wszedł do stołówki. Śmiało skierował się do bufetu. – Rafineria jest już nasza. Nie muszę stać w kolejce – powiedział czekającym grzecznie Litwinom. Chwilę później nieprzytomny leżał na podłodze.Tę epicką opowieść zaserwowała czytelnikom na pierwszej stronie największa litewska gazeta „Lietuvos Rytas”, gdy Orlen rok temu wygrał przetarg na rafinerię w Możejkach.

– To nie było tak. No, może ktoś lekko dostał w mordę, ale cały incydent wyglądał zupełnie inaczej. Sprawdzaliśmy – wzdycha zakłopotany Gytis Karbauskas z działu do spraw komunikacji w rafinerii. – A dlaczego zajściu w stołówce zakładowej poświęca się czołówkę poważnej gazety? No cóż, każdy Litwin uważa, że doskonale zna się na trzech sprawach: koszykówce, budownictwie i właśnie Możejkach.

A jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że zainteresowanie Litwinów tym, co teraz dzieje się z rafinerią w Możejkach, wynika z w dużej mierze z faktu, że kontrolę nad nią sprawują właśnie Polacy. Rozpychający się łokciami Polak i gnębieni Litwini, którzy muszą walczyć o swoje – ten obraz potwierdza najgorsze litewskie obawy i wyobrażenia. „Pyszałkowatość Polaków historyczne brzemię dla Litwinów” – taką diagnozę postawił parę dni temu litewski dziennik. Powołując się na znanego historyka prof. Alfredasa Bumblauskasa, tłumaczył czytelnikom, że Polska dlatego nie podpisała umowy o moście energetycznym, ponieważ zawsze realizowała wobec Litwy swą imperialistyczną politykę.

– Oficjalnie ciągle mówi się o partnerstwie strategicznym i zapewnia, że nasze stosunki pogłębiają się, poszerzają i nigdy nie było tak dobrze. Ale pod powierzchnią tli się głucha niechęć – mówi jeden z litewskich Polaków – Wystarczy zajrzeć do najpopularniejszego internetowego portalu Delfi. Kiedy dyskusja schodzi na tematy polskie, większość wypowiedzi zawiera wezwanie: „jak się wam nie podoba, to won do tej waszej Polski”. I co najmniej połowa internautów, używa określenia „sodrulenkiai”, To taki popularny wyraz, można go przetłumaczyć jako „gówniani Polacy”.

Po ulicach Możejek wolno jeżdżą policyjne samochody. Odkąd do rafinerii zjechało na czas remontu prawie trzy tysiące polskich robotników, w kilkunastotysięcznym miasteczku zwiększyła się liczba patroli.– Policjanci powiedzieli, żeby nie chodzić wieczorami, klucze nosić w kieszeni, a jeśli ktoś zażąda portfela lub torebki, oddać bez dyskusji. No i przekazano nam, że z calej Litwy ściągnęły do Możejek prostytutki – relacjonuje jedna z polskich pracownic rafinerii.

A jednak jeśli ktoś sobie wyobraża, że prowincjonalne Możejki zmieniły się w tętniące życiem, choć pełne niebezpieczeństw miasteczko, to przeżyje rozczarowanie. Senne Możejki przypominają inne miasteczka litewskie, z mieszaniną niewielkich domów, szarych bloków, i błyszczącymi marmurem oraz szkłem siedzibami banków.

Możejki ożywają dopiero w sobotę wieczór. Polska kadra menedżerska od dawna jest wtedy w Polsce. Już w piątek rano mkną służbowe samochody w kierunku najbliższego lotniska, które znajduje się w Rydze. Ci, którzy zdecydowali się zostać na Litwie, weekend spędzają z reguły w Wilnie.

W sobotni wieczór w Możejkach można więc spotkać tylko polskich robotników. Gazety litewskie napisały już, że Polacy spędzają czas niekulturalnie i wydają pieniądze w barach, zawyżając w ten sposób ceny, ze szkodą dla miejscowych. Przede wszystkim jednak – oprócz prostytucji, która spadła na miasteczko za sprawą Polaków – nasi rodacy zamieszali na rynku wynajmu mieszkań.

– Ceny zostały wywindowane. Dwupokojowe mieszkanie po remoncie kosztuje nawet trzy tysiące litow, czy ponad trzy tysiące złotych – przyznaje Anna Sirek, koordynator do spraw logistyki i administracji. – I tych mieszkań po prostu zabrakło. Wynajęliśmy pobliskie ośrodki wypoczynkowe, skąd robotników dowożą do pracy autobusy.

Według Polaków Litwini w Możejkach robią w tej chwili interesy życia, korzystając z koniunktury. Według Litwinów – ta sytuacja jest dla miasta niekorzystna, bo właściciele mieszkań brutalnie wyrzucają na bruk litewskich najemców, by zrobić miejsce dla Polaków.

Lepsi od Amerykanów, gorsi od Rosjan– Amerykanie byli gorsi. Arogancją przewyższali Polaków. Patrzyli na nas, jakbyśmy niczego nie umieli – opowiada Juozas, litewski technolog pracujący w rafinerii – Ich dyrektor był wcześniej na Arubie. Wyraźnie nie widział różnicy między Litwą a jakąś tam karaibską wyspą. No, a najfajniejsi byli chłopcy z Jukosu. Na luzie, sympatyczni, biznesmeni, a nie żadne tam brygady Kremla jak Łukoil.

Juozas w ciągu ostatnich siedmiu lat przeżył kilka rewolucji w zarządzaniu rafinerią. Bacznie przygląda się, co będzie tym razem.– Wygląda na to, że Polacy chcą tu zostać. Zaprowadzają swoje porządki. Okazuje się, że wszystko robimy źle. Nie tak siedzimy, nie tak kosimy trawnik – mówi z niechęcią. –Wszystkich Litwinów zdegradowali o jeden szczebel.

– Można powiedzieć, że Litwini mniej identyfikują się z rafinerią niż polscy pracownicy. Zdarzają się oczywiście tacy, których ta zasada nie dotyczy – przyznaje Adam Bieńkowski, odpowiadający za logistykę remontu rafinerii. – Jest też kwestia, w której zupełnie nie możemy się dogadać. Chodzi o to, że Polacy zarabiają więcej, a Litwini mniej. I tu jest między nami ściana.

Związki zawodowe w rafinerii złożyły już skargi do wszelkich możliwych instytucji i trybunałów praw człowieka, bo Polacy w Możejkach za tę samą pracę dostają trzy, cztery razy więcej niż Litwini. Na razie skargi oddalono – polscy robotnicy są zatrudniani przez firmy zewnętrzne, a więc formalnie jest wszystko w porządku.Ale Litwini nie rezygnują z czegoś, co uważają za walkę o sprawiedliwość społeczną – Niech rząd lub parlament zmieni ustawy, ale tak dalej być nie może – zapowiada Virginia Vilimiene, przewodnicząca lokalnych związków zawodowych.

Regularnie organizuje w Wilnie medialne show. Ze swadą opowiada, jak to źle opłacani litewscy spawacze odejdą i wtedy nie będzie komu poprawiać błędów popełnianych przez przepłacanych Polaków – A wówczas nastąpi w Możejkach wielkie bum! – oświadczyła ostatnio.

Językiem oficjalnym na Litwie jest litewski. Tą, jakże odkrywczą informacją, zaczyna się rozdawany wśród polskich pracowników rafinerii, informator „Życie w Możejkach”. O języku litewskim można się jeszcze dowiedzieć, że należy do języków indoeuropejskich: nie słowiański, nie germański. Na pocieszenie dodano, że można się porozumieć w języku angielskim i rosyjskim.

W budynku administracyjnym ustawia się kolejka pracowników, którzy przyjechali z Polski. Zerkają na monitor emitujący film o zasadach BHP. Głos spikera mówiącego po litewsku sączy się z ekranu. Ale już pracownik, który informuje Polaków, dokąd mają iść, mówi do nich po rosyjsku.

– Menedżerowie rozmawiają po angielsku, pracownicy niższego szczebla – po rosyjsku. Jest kliku tłumaczy, niektórzy korzystają z ich pośrednictwa, by zamówić taksówkę – mówi jeden z polskich menedżerów.Kiedy dzwoni się do polskich firm działających w Wilnie, asystentki z reguły mówią po polsku. A także oczywiście po litewsku, angielsku i rosyjsku, bo w stolicy Litwy bez trudu można znaleźć ludzi władających tymi językami.

W Możejkach natomiast asystentka polskiego dyrektora generalnego nie zna polskiego. W końcu to miasteczko na Żmudzi, mateczniku Litwinów, gdzie nie mieszkali Polacy. Polskość jest tu czymś egzotycznym – inaczej niż na Wileńszczyźnie, gdzie z jednej strony przybysz z Polski może zostać przez swoich litewskich rozmówców skarcony za generała Lucjana Żeligowskiego, który w 1920 roku pomaszerował na Wilno, ale z drugiej strony ma szansę, by prowadzić tę konwersację w ojczystym języku generała.

– Rafineria? Co to znaczy „rafineria”? – zastanawia się głośno taksówkarz w Możejkach, który zresztą dopiero niedawno zwolnił się z pracy w niej, uznając, że Polacy za mało płacą. – A, „nieftozawod”! Trzeba było mówić od razu.

iedy Orlen wkroczył na Litwę, mieszkający tu Polacy nie kryli dumy, a także pewnych oczekiwań.– Wydawało się nam, że polski koncern będzie jakoś wspierał mniejszość polską. Gdy Orlen szukał dojść do decydentów litewskich, znalazł najpierw drogę do miejscowych Polaków, by dowiedzieć się, z kim należy rozmawiać – mówi Robert Mickiewicz, redaktor naczelny „Kurier Wileńskiego” – Jednak teraz sytuacja zmieniła się zasadniczo. Orlen jak ognia boi się wszystkiego, co kojarzy się z polskością.

Wszyscy, którzy obserwują działania Orlenu na Litwie nie mają wątpliwości – żadna z decyzji dotyczących zaangażowania koncernu poza terenem rafinerii nie jest przypadkowa. Orlen będzie sponsorem słownika etymologicznego języka litewskiego.

– Myślę, że Orlen idzie dokładnie w ślady rosyjskiego koncernu: wspiera reprezentację koszykówki, stanowiącą dumę narodową Litwinów – uważa jeden z litewskich dziennikarzy telewizyjnych. – Rosjanom doradzono, by działali tak, żeby nie byli postrzegani jako firma rosyjska. Orlen może sobie pozwolić co najwyżej na jakiś niekontrowersyjny gest jak zorganizowanie koncertu chopinowskiego.

Polityczna poprawność sprawia, że Polacy pracujący rafinerii w Możejkach woleliby w ogóle nie wypowiadać się na tematy związane z Litwą i Litwinami.– To bardzo delikatna, dyplomatyczna kwestia – mówią zgodnie. Nie wiadomo, czy wypada na przykład zauważyć, że o godzinie 11 Litwini pędzą na obiad, a kiedy Polacy nabiorą apetytu, stołówka już nie działa. Nietaktem może być nawet wypowiadanie się o niektórych litewskich potrawach, na przykład smażonych świńskich uszach.

– Litwini nie mają inicjatyw. Widzą tylko to, co sami mają wykonać, nie patrzą w perspektywie całej firmy. Koncentrują się na papierkach – mówi w końcu jeden z menedżerów.

Najpoważniejszą różnicę można zobaczyć gołym okiem – o godzinie 17 następuje exodus litewskich pracowników. – Musi stać się coś naprawdę niezwykłego, by zostali choć trochę dłużej – mówi jeden z Polaków.

– Gwarantuję, że dyrektor rafinerii w Możejkach może sobie chodzić cały dzień po Wilnie i nikt na niego nie zwróci uwagi. Jest doskonale anonimowy. Nie tak było, gdy rządzili Amerykanie. Twarz dyrektora Paula Englisha była Litwinom świetnie znana choćby z telewizji. Podobnie rozpoznawano chłopaków z Jukosu. A Polacy przepadli w Możejkach jak w czarnej dziurze – mówi Audrius Baciulis, komentator tygodnika „Veidas”, jeden z najbardziej znanych litewskich dziennikarzy.

Gdy rozmawia się z dziennikarzami litewskimi, uderza jedno – nie zaprzeczają, że przeciwko Orlenowi na Litwie może być prowadzony czarny PR. Nikt specjalnie nie ma złudzeń, że działa silne lobby rosyjskiego Łukoilu, a skorumpowanie prasy jest faktem oczywistym.

Ale z drugiej strony Litwini podkreślają, że Orlen nie robi nic, by prowadzić swoją kampanię. – Plotki, że Orlen chce się wycofać z Litwy, krążyły od pewnego czasu. Nie było żadnego kontrataku. Kiedy Orlen chciał wejść na Litwę, umiał prowadzić lobbing. Przekonał polityków i najważniejszych dziennikarzy, że bardzo zależy mu na Możejkach. – mówi Audrius Baculis. – Uwierzyliśmy w argumentację, że jeśli to Łukoil przejmie Możejki, zniszczy Orlen w Polsce, zalewając wasz rynek tanimi produktami Jednak odkąd Orlen usadowił się w Możejkach, milczy. Więc piszemy o bójkach w stołówce lub pogłoskach. Podglądamy przez dziurkę od klucza, co się właściwie w Możejkach dzieje...

Litewska spółka, w skład w której wchodzi rafineria w Możejkach (jedyna w państwach bałtyckich), system rurociągów oraz terminal naftowy w porcie Butynga, obecnie jedyne źródło dostaw ropy, po tym jak Rosja zamknęła w lipcu 2006 r. dostawy przez rurociąg Przyjaźń. W grudniu 2006 r. sfinalizowano transakcję, w ramach której PKN Orlen odkupił od litewskiego skarbu państwa oraz rosyjskiej firmy Jukos kontrolny pakiet 84,36 proc. akcji spółki za 2,34 mld dolarów.

Kiedy Polacy zaczęli się starać o przejęcie rafinerii w Możejkach, mało kto wierzył, że może się im udać.– Litewski rząd potraktował nas z początku jak gówniarzy, z którymi nie warto rozmawiać. Premier Algirdas Brazauskas nie ukrywał, że uważa nas za zupełnie inną kategorię wagową niż rywalizujący z nami Rosjanie i Kazachowie – ujawnia jedna z osób, która brała udział w negocjacjach.

Ale chociaż Orlenowi udało się wygrać przetarg, to w Wilnie coraz głośniej mówi się, że – jak pisze litewska prasa – rafineria może się wyślizgnąć Polakom z rąk.– Stosunki polsko-litewskie znalazły się w punkcie krytycznym. Kiedy Polska zaczęła zwlekać z podpisaniem umowy o moście energetycznym i natychmiast odczuliśmy zmianę atmosfery wokół naszej największej zagranicznej inwestycji. Mówiąc otwarcie, jeśli te stosunki staną się złe, wpłynie to na możliwości rozwoju rafinerii – mówi wysoki rangą przedstawiciel Orlenu.Nikt nie wątpi też, że Rosjanie ciągle nie mogą się pogodzić, że nad rafinerią w Możejkach obok litewskiej powiewa również polska flaga.

Pozostało 92% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy