Myszka Miki nie lubi gołąbka pokoju

Po pełnych złośliwości „Intelektualistach” Paul Johnson w „Twórcach” pokazuje, że potrafi o wielkich ludziach pisać również z entuzjazmem, podziwem, a nawet czcią

Aktualizacja: 15.03.2008 11:03 Publikacja: 15.03.2008 00:46

Myszka Miki nie lubi gołąbka pokoju

Foto: AFP

Nie zapomina jednak o rozdźwięku między ideałami wyznawanymi przez wybitne jednostki a ich zachowaniem w życiu publicznym i prywatnym. Takich właśnie twórców zaprezentował Johnson w „Intelektualistach”, w którym to dziele zdefiniował intelektualistę jako człowieka sądzącego, że idee są ważniejsze od ludzi. Tak mniemali antybohaterowie Johnsona: Marks i Tołstoj, Hemingway i Mailer, Brecht i Sartre.

Ale też nie są „Twórcy” odwrotną stroną medalu, którego awersem byli „Intelektualiści”. Powiedziałbym raczej, że są ich uzupełnieniem, a ostatecznym dopełnieniem mają być „Bohaterowie” traktujący o ludziach, którzy – powiada osiemdziesięcioletni brytyjski autor – „wzbogacili historię czynami bądź niezwykłej odwagi, bądź zdolności przywódczych”.

Właśnie odwagę, artystyczną, ale i życiową, ceni szczególnie u swych bohaterów Johnson. Bo to ona jest warunkiem sine qua non powstawania arcydzieł. Takich jak dramaty Szekspira, powieści Jane Austen, ale i suknie projektowane przez Balenciagę i Diora, wazony i lampy Tiffany’ego, architekturę A.W.N. Pugina i Viollet-le-Duca czy animowane produkcje Walta Disneya.

Paul Johnson wywodzi akt twórczy w prostej drodze od Boga: „Określamy Go na wiele sposobów: jest wszechmocny, wszechwiedzący, wszechobecny, wiekuisty; jest pracodawcą, niewyczerpanym źródłem miłości, piękna, sprawiedliwości i szczęścia. Przede wszystkim jednak jest twórcą. To On stworzył wszechświat i istoty, które go zamieszkują; dając nam życie, stworzył nas na swój własny obraz, a więc w naszych umysłach, ciałach i nieśmiertelnych duszach odbijają się, wprawdzie niewyraźnie, Jego osobowość i zdolności. Z natury rzeczy więc my też jesteśmy twórcami”.Nie każda ludzka działalność jest w oczywisty sposób twórcza. Johnson cytuje w tym kontekście swojego dawnego wydawcę Kingsleya Martina, który powiedział mu: „Nigdy nie miałem dziecka, ale udało mi się stworzyć od zera trzy ogrody”. To, jakkolwiek byśmy na sprawę patrzyli, też była twórczość.

Autora „Twórców” bardziej jednak interesują, oczywiście, działania sensu stricte artystyczne. Niekiedy przynosiły one zdumiewające zyski finansowe. Gdy umarł Pablo Picasso, jego majątek we Francji miał wartość 280 milionów dolarów, a oszacowany został niżej ze względów podatkowych. Zdaniem Johnsona malarz ten był „najbardziej niespokojnym, najchętniej eksperymentującym i najpłodniejszym artystą wszech czasów”. Moralnie jednak – autor „Twórców” nie boi się używać mocnych słów – był ślepy. Brakowało mu zdolności odróżniania prawdy od kłamstwa i dobra od zła. Wykorzystywał wszystkich: poczynając od ojca, a następnie przerzucając się na bogate kobiety i pasywnych homoseksualistów. Adorowali go „hiszpański marszand Pere Manyac, publicysta Max Jacob i ówczesny Andy Warhol – Jean Cocteau, który pierwszy rozsławił Picassa i ułatwił mu karierę”. Często się chwalił: „Ja nie daję. Ja biorę”. Pod koniec I wojny światowej na paryskim rynku sztuki stał się potentatem; w tym czasie jego rywale rówieśnicy ginęli lub zostawali kalekami na froncie. „Jego stosunek do kobiet – pisze Paul Johnson – był przerażający. Oczywiście potrzebował ich i wykorzystywał je i w pracy i dla przyjemności, nie trzeba jednak długo studiować jego olbrzymiej kobiecej ikonografii, by uświadomić sobie, że kobietami gardził, nienawidził ich...”.

Przez całe życie twórca ten uciekał od natury, dokładnie odwrotnie niż przeciwstawiany mu przez Johnsona Walt Disney, który do natury wracał. Tej ostatniej nadawał nadrealny wymiar i łączył ją ze światem fantazji. „W pewnym sensie – czytamy – to samo robił Watteau, malując na początku XVIII wieku sceny arkadyjskie i zabawy na łonie przyrody”.

Disney wyszkolił ponad 1000 artystów. Jego wpływ na sposób prezentacji wizualnej wymyka się ocenom – tak jest olbrzymi i wszechogarniający. „W drugiej połowie XX wieku – pisze Johnson – do kreskówek odwoływały się moda, fryzury, dekoracje wnętrz, meble i architektura. Elementem »kreskolandu« był postmodernizm”.

„Picasso, który odrzucił wszelkie normy sztuki figuratywnej i w znacznym stopniu zastąpił je modą – kontynuuje swój wywód autor – wywarł nie mniejszy wpływ”. Nie tylko dlatego, że to dzięki niemu Warhol mógł głosić hasło: „Sztuką jest to, co da się opchnąć”. Ale czy można porównywać Picassa i Disneya, spierając się, który z nich okazał się większy? Zdaniem Paula Johnsona spór taki jest zasadny. Picasso odchodził od natury i wycofywał się w głąb własnego umysłu, Disney zaś potęgował i ożywiał naturę. Tedy, orzekając, która ze sztuk ma szerszy zasięg i dłuższe działanie, „wydajemy więc sąd o sile lub słabości natury”.Poza tym – wylicza Johnson – obaj twórcy uwikłali się, nie zawsze z własnego wyboru, w politykę. Oczywiście Johnsonowi bliższy jest Disneyowski tradycjonalizm. Tu warto przypomnieć, że w latach 40. zeszłego wieku licznie zatrudniani przez Disneya lewicowi artyści, pisarze, intelektualiści, chcieli wymusić na nim produkcję prokomunistycznych kreskówek, a gdy się na to nie zgodził, doprowadzili do strajku. „Disney uporał się ze strajkiem, z pewną pomocą FBI i stojącego na jej czele Edgara Hoovera, i aż do końca życia trzymał się własnej linii. W rezultacie lewicowi autorzy demonizowali go zarówno za jego życia, jak i po śmierci”. Cóż, nie zapomnieli mu, że to przez niego atrybutem Mickey Mouse nie stała się, na przykład, odznaka z młodym Włodzimierzem Iljiczem czy choćby gołąbek pokoju. A mogło być tak pięknie...

A Picasso? Po „Guernice” świat „postępowy” uznał go za boga sztuki. To, że artysta nie zrobił poza tym niczego, by pomóc hiszpańskiej republice, było bez znaczenia. Narysował gołąbka, który stał się symbolem nie tyle może pokoju, ile komunistycznych starań o jednostronne rozbrojenie Zachodu. Francuska Partia Komunistyczna zrobiła z niego bohatera, przechodząc do porządku dziennego nad tym, że w czasie niemieckiej okupacji chronili go (było nie było czołowego przedstawiciela tzw. sztuki zdegenerowanej) wysoko postawieni naziści, „wśród których był ulubiony rzeźbiarz Hitlera oraz klika nazistowskich homoseksualistów osiadłych w latach okupacji w Paryżu”.

Gdy tylko alianci wypędzili hitlerowców z Paryża, artysta wstąpił do partii komunistycznej, a ta była wtedy nad Sekwaną potężną siłą i mogła – powiada Johnson – wylansować Picassa na nowo. Tak też się stało, a Picasso aż do końca życia nie powiedział jednego złego słowa o Związku Sowieckim, nie potępił sowieckiej agresji w Berlinie w 1953 roku, w Budapeszcie w 1956, w Pradze w 1968 i umarł jako członek partii, pozostając po dziś dzień nietykalnym bohaterem lewicy.

Porównanie Picassa i Disneya jako ludzi jest dla tego pierwszego druzgocące. A „jednak na dłuższą metę – czytamy – czynniki polityczne tracą znaczenie. Popularność twórczości i zasięg jej wpływów będą ostatecznie zależeć od jej jakości i uroku, zachwytu i fascynacji, jakie wzbudzi, a także od tego, co wybiorą masy”. A co wybiorą masy? „...poglądy Picassa, choć silnie oddziałujące przez dużą część XX wieku, stopniowo zblakną i wyjdą z mody, w miarę jak do łask wracać będzie sztuka figuratywna. Nie ma ostatecznie na świecie niczego, co mogłoby się równać z siłą natury”.

Bywa autor „Twórców” krytyczny wobec bohaterów swego dzieła, w wypadku Picassa z pewnością najbardziej. Ale nie odpuszcza też np. Wiktorowi Hugo, stawiając wprost pytanie: „Czy to możliwe, by ktoś obdarzony takim talentem twórczym odznaczał się jednocześnie przeciętną, a nawet ograniczoną inteligencją?”. I znów dokonuje porównania, tym razem autora „Nędzników” z Karolem Dickensem, na którego, w miarę jak go poznajemy, „patrzymy coraz serdeczniej i cieplej”. Hugo – im więcej się o nim dowiadujemy, „tym bardziej nas odpycha i zniechęca”. Ale pytanie: „który z nich był większym twórcą?”, pozostawia Johnson bez odpowiedzi.

Z kolei, jego zdaniem, sposób, w jaki Mark Twain, „ten bezczelny, próżny, pozbawiony skrupułów, kłamliwy i przerażający człowiek przetrzymał próbę czasu i funkcjonuje w XXI wieku, graniczy z cudem”. Jego przykład dowodzi, że tam, gdzie w grę wchodzi słowo – pisane lub mówione – „nie ma jak talent, który pozwala tworzyć, ot tak, z sufitu”.

W utworach Jane Austen, którą Paul Johnson podziwia bez zastrzeżeń, nie znajduje jednak nic nadzwyczajnego. Przeciwnie niż u Chaucera, Szekspira, Dickensa i Kiplinga. W każdym z tej wielkiej czwórki literatury angielskiej – pisze – „tkwiła potężna wewnętrzna moc – kiedy wybuchała, czar zaczynał działać”. U Austen nie ma ani takiego ducha, ani magii. Ale to jej wczesna śmierć „rodzi w nas głęboką tęsknotę za utworami, które z pewnością, ku naszemu zachwytowi, jeszcze by napisała. Żaden inny znany mi pisarz nie budzi tego uczucia w sposób tak przejmujący. I to właśnie świadczy o wielkości twórcy”.

Ale o nikim chyba nie pisze Paul Johnson z taką żarliwością, z takim umiłowaniem i tak pięknie, jak o Geoffreyu Chaucerze, ojcu – rzec by można – literatury angielskiej, którego „Opowieści kanterberyjskie” są wydawane od 520 lat i wciąż czytane, a przede wszystkim o Williamie Szekspirze. Szkic o tym ostatnim rozpoczyna od zdania: „...to najbardziej twórcza osobowość w dziejach ludzkości”. Był wirtuozem słów i dźwięków, a jego „Hamlet” to „chyba najwspanialsze, najszerzej zakrojone, najbardziej złożone, subtelne i przenikliwe dzieło sztuki, jakie kiedykolwiek powstało”, górujące nad pracami Leonarda i Michała Anioła, Beethovena i Mozarta, Dantego i Goethego.

Paul Johnson „Twórcy”. Przeł. Anna i Jacek Maziarscy. Świat Książki, Warszawa 2008

Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy