Piąta kolumna sztuki

W 1964 roku nazwisko Rauschenberg było na ustach wszystkich. Wymawiane z nienawiścią przez piewców europejskiej tradycji, z czułością – przez rosnące w siłę artystyczne zastępy Nowego Świata.

Publikacja: 17.05.2008 00:50

Powód: pierwsze Złote Lwy w historii weneckiego Biennale Sztuki (wtedy istniejącego od 70 lat) przyznane twórcy zza oceanu. Wielu odczytało to jako symboliczny koniec kulturalnego prymatu Europy.

Bohater tego wyczynu zmarł w poniedziałek. Odszedł w wieku 82 lat, w sławie i dobrobycie. Gigant pop-artu, inicjator minimalu, twórca happeningów i awangardowych spektakli baletowych. Udzielny książę wyspy Captiva na Florydzie, właściciel plaży, dżungli, dziewięciu domów i pracowni. Wylew unieruchomił mu część ciała, lecz nie uszkodził intelektu. Mistrz nadal działał, posługując się lewą ręką oraz grupą asystentów. Pracoholik? Nie, po prostu osobowość dotknięta twórczym imperatywem. Jak wielu wielkich artystów uważał, że sztuki nie można się nauczyć – z tą „skazą” człowiek się rodzi. „Kończę pracę, gdy zaczynam rozumieć obraz albo się nim nudzić – używam tych słów wymiennie, bo dla mnie znaczą to samo” – wyznał.

Teksańczyk, rocznik 1925. Wnuk niemieckiego emigranta i Indianki Cherokee. Dzieciństwo? Zapadła dziura na południu i bieda; matka, która z oszczędności szyje koszule ze skrawków tkanin, i malec marzący o koszuli fabrycznej. W dojrzałym wieku Robert przyzna, że matczyne patchworki stały się dlań artystyczną inspiracją.

Jego droga do sztuki wiodła przez studia farmaceutyczne, udział w wojnie i olśnienie na widok pierwszego widzianego z bliska obrazu: to jest to! Potem krótka artystyczna edukacja w Kansas City, podróż do Paryża i spotkanie z prawdziwym mentorem Josephem Albersem, konstruktywistą. Niejako ubocznym efektem tych posunięć stało się małżeństwo z Susan Weil, nowojorską malarką. Związek długo nie przetrwał – natura Rauschenberga wzięła górę. Wkrótce zamieszkał na Manhattanie z Jasperem Johnsem, prawie równolatkiem, także gejem. Wespół firmowali dekoracyjne malowidła do witryn ekskluzywnych magazynów (ścigając się z Warholem).

W latach 50. ujawnianie homoseksualizmu graniczyło z heroizmem. Wprawdzie nowojorskie środowisko było dość liberalne, jednak trzeba było potężnego protektora, żeby publiczność przełknęła homoupodobania. Johns i Rauschenberg znaleźli – w osobie Leo Castellego, świeżo upieczonego nowojorskiego marszanda. W 1958 roku cała trójka ruszyła na podbój świata i rynku sztuki.

Castelli lansował prawdziwie amerykański, gorący trend: pop-art. Kawał krwistego befsztyka po wygotowanej zupie ekspresyjnej abstrakcji, popłuczynach po Pollocku i de Kooningu.

W 1964 roku przypuszcza ostateczny szturm. Angażuje wielkie pieniądze i uruchamia międzynarodowe kontakty. Twierdza pada. Główną nagrodę w Wenecji dla Rauschenberga co bystrzejsi obserwatorzy określili mianem „sekretnego budowania kulturalnego imperializmu”. Krytycy załamywali ręce nad amerykańskim złym smakiem. Wszystko na nic, bo za sztuką stała polityka. Robert Zdobywca odegrał przydzieloną mu rolę.

Artystyczna ekspansja Nowego Świata to konsekwencja posunięć prezydenta Kennedy’ego. Ofensywa zwrócona była przede wszystkim przeciwko Francji de Gaulle’a, która wycofała się ze struktury wojskowych NATO, a jej poczucie siły podsycał kulturalny prestiż. Jednocześnie Europejska Wspólnota Gospodarcza postulowała większą militarną samodzielność Starego Kontynentu.

Szansę na kontrolowanie sytuacji dawała… sztuka. Taka, która w Europie wydałaby się czymś nowym, frapującym, pożądanym. Rauschenberg nie był jedynym twórcą pop-artu, lecz przez moment stał się najsłynniejszy.

Paradoksalnie, jego największe osiągnięcia mają europejskie, dadaistyczne korzenie. Bo co stanowiło o oryginalności pana RR? Wyeliminowanie podziału na rzeczy brzydkie i piękne, szlachetne i poślednie. „Współczuję tym, którzy postrzegają podstawki pod mydło czy butelki coca-coli jako brzydkie. Jakże muszą się męczyć na co dzień tym otoczeni!” – żartował.

Powód: pierwsze Złote Lwy w historii weneckiego Biennale Sztuki (wtedy istniejącego od 70 lat) przyznane twórcy zza oceanu. Wielu odczytało to jako symboliczny koniec kulturalnego prymatu Europy.

Bohater tego wyczynu zmarł w poniedziałek. Odszedł w wieku 82 lat, w sławie i dobrobycie. Gigant pop-artu, inicjator minimalu, twórca happeningów i awangardowych spektakli baletowych. Udzielny książę wyspy Captiva na Florydzie, właściciel plaży, dżungli, dziewięciu domów i pracowni. Wylew unieruchomił mu część ciała, lecz nie uszkodził intelektu. Mistrz nadal działał, posługując się lewą ręką oraz grupą asystentów. Pracoholik? Nie, po prostu osobowość dotknięta twórczym imperatywem. Jak wielu wielkich artystów uważał, że sztuki nie można się nauczyć – z tą „skazą” człowiek się rodzi. „Kończę pracę, gdy zaczynam rozumieć obraz albo się nim nudzić – używam tych słów wymiennie, bo dla mnie znaczą to samo” – wyznał.

Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą