Siła słów, magia obrazu

Sarah Palin spadła niczym deus ex machina na sam środek amerykańskiej sceny politycznej. I gdy się nad tym głębiej zastanowić, jest to w pełnej zgodzie z logiką tej kampanii

Publikacja: 06.09.2008 05:32

Sarah Palin

Sarah Palin

Foto: AP

W środowy wieczór Matthew Scully mógł się czuć naprawdę dumny. Cała Ameryka słuchała jego słów, a republikanie, do których sam z wielką żarliwością się zalicza, czuli, że w ich dogorywającą partię wstępuje nowy duch.

– Przez jeden sezon utalentowany mówca może inspirować słowami. Przez całe życie John McCain inspiruje nas swymi czynami – przekonywał Scully w drugim dniu konwencji, a delegaci z uznaniem kiwali głowami. Jego słowa przesuwały się na teleprompterze – sprytnej maszynie, której działania widz może jedynie się domyślać – przed oczami Sarah Palin. Ameryka nie zna Matthew Scully’ego, głównego autora przemówienia wygłoszonego przez kandydatkę do wiceprezydentury.

Ale wśród zachwytów nad pierwszym poważnym wystąpieniem pani Palin przed szerszą amerykańską publicznością jeden fakt umknął komentatorom: Ameryka w gruncie rzeczy wciąż wie o pani gubernator niewiele więcej niż o Matthew Scullym.

Jeszcze dziesięć dni temu słyszeli o niej tylko mieszkańcy Alaski i wąskie grono speców od polityki. Dziś jej nazwisko wymienia się częściej niż magiczne „Obama”. „Czy ona jest tą, na którą czekaliśmy?”, pyta na okładce najnowszego numeru prawicowy tygodnik „Weekly Standard”, trawestując słynne, niemal biblijne w stylu, zdanie Obamy: „To my jesteśmy tymi, na których czekaliśmy”.

Jeszcze niewiele ponad tydzień temu, gdy John McCain zaszokował media i politologów swym wyborem, wielu zadawało sobie dramatyczne pytanie: czy staruszek z Arizony oszalał? Z każdym mijającym dniem stawało się jednak jasne, że decyzja 72-letniego weterana znakomicie wpisuje się w pokrętną logikę tej dziwnej kampanii, w której obowiązują dwa słowa klucze: „zmiana” i „doświadczenie”. Oraz dwa podstawowe instrumenty: obraz i słowo.

Dobry, ekscytujący kandydat musi mieć dziś za sobą intrygującą story. Barack Obama – z jego kenijskim ojcem, hawajską młodością, półindonezyjską siostrą, kansaskimi dziadkami, hollywoodzką urodą i olśniewającą żoną – ją ma. McCain też, ale zdążyła się ona pokryć patyną. Palin zaś to prawdziwy dynamit.

Pani gubernator (wraz z rozległą rodziną) bez wątpienia będzie w najbliższych tygodniach gwiazdą talk-showów i kobiecych magazynów, które w ostatnich miesiącach zdążyły już wycisnąć co się da z państwa Obamów. Piękna matka pięciorga dzieci, która w chwilach wolnych od rządzenia stanem Alaska uwielbia przyrządzać mięso własnoręcznie upolowanego łosia (w polowaniach uczestniczy od dziecka, jest też dożywotnim członkiem znienawidzonego przez liberałów Narodowego Związku Strzeleckiego, czyli NRA).

Na swój przewrotny sposób Sarah Palin ma szansę dodać kampanii McCaina brakującą iskrę uniesienia i inspiracji

Była wicemiss Alaski, która większość życia spędziła w liczącym 7 tysięcy mieszkańców miasteczku Wasilla i znana była w liceum jako „Sarah Barracuda” – z racji agresywnej gry w szkolnym zespole koszykówki. Dzięki stypendium zdobytemu w stanowym konkursie piękności skończyła studia w Idaho, po czym wróciła do Wasilli, by zostać reporterką sportową w stanowej stacji telewizyjnej, a potem – burmistrzem. Jest związana z Kościołem zielonoświątkowym i wierzy w kreacjonizm.

Jej nastarszy, 19-letni syn już w ten czwartek, dokładnie w siódmą rocznicę zamachów z 2001 roku, wyjedzie wraz ze swym oddziałem do Iraku. O dwa lata młodsza córka jest w piątym miesiącu ciąży i – jak dowiedziały się w poniedziałek miliony Amerykanów – zamierza urodzić dziecko i wyjść za mąż za 18-letniego narzeczonego, który pojawił się u jej boku w hali Xcel Energy. – Nasza rodzina przeżywa te same wzloty i upadki co każda inna. Te same wyzwania i te same radości. Czasami największe radości przynoszą wielkie wyzwania – powiedziała Palin wzruszonym delegatom. Redaktorzy czasopism ilustrowanych nie mogliby ująć tego lepiej.

Ale na tym nie koniec. Najmłodszy synek pani Palin urodził się w kwietniu z zespołem Downa. Matka wiedziała o jego upośledzeniu, ale odrzuciła możliwość aborcji, na którą w podobnej sytuacji decyduje się większość Amerykanek. – Do rodzin dzieci specjalnej troski w całym kraju: od lat staracie się uczynić Amerykę bardziej przyjaznym miejscem dla waszych synów i córek. Przyrzekam wam, że jeśli zostaniemy wybrani, będziecie mieli w Białym Domu przyjaciela i adwokata – zapowiedziała.

No i jest jeszcze mąż, półkrwi Eskimos, zawodowy rybak o urodzie na miarę Michelle Obamy i – jakby tego było mało – mistrz wyścigów skuterów śnieżnych. Co roku w samym środku srogiej alaskiej zimy dwusobowe załogi twardzieli ruszają w Rajd Żelaznego Psa, czyli liczącą ponad 3 tysiące kilometrów trasę z Wasilli do Fairbanks. Todd Palin czterokrotnie stawał na najwyższym podium. Czego chcieć więcej?

Barack Obama to wyjątkowy przykład polityka, który doszedł do szczytu nie z powodu tego, co osiągnął w życiu publicznym, lecz z racji obietnicy zmian, jaką ze sobą niesie. Im mniej dookreślona, im bardziej niejasna ta obietnica, tym większe jest przyciąganie Obamy. Każdy może bowiem wyobrazić sobie tę obietnicę w sposób, jaki najbardziej go pociąga.

Obama ma ogromną charyzmę, nieprawdopodobny talent oratorski i to magiczne coś, co sprawia, że gdy mówi, tłum słucha z szeroko otwartymi ustami.

Na swój przewrotny sposób Sarah Palin ma szansę dodać kampanii McCaina brakującą iskrę uniesienia i inspiracji. Kandydaci na wiceprezydenta zwykle nie wzbudzają wielkich emocji. Kto w Ameryce dziś pamięta, że osiem lat temu kandydatem Partii Demokratycznej na wiceprezydenta był Joe Lieberman? Przypadek Palin jest jednak wyjątkowy. I to nie tylko dlatego, że z powodu wieku McCaina i jego wcześniejszych potyczek z rakiem Sarah Palin może być bliższa prezydentury niż przeciętny wiceprezydent.

Także z racji tego, że jest w pewnym sensie odbiciem Obamy w republikańskim lustrze. Może się stać dla małomiasteczkowej Ameryki „rednecków” tym, czym Barack Obama jest dziś dla milionów mieszkańców Wschodniego i Zachodniego Wybrzeża.

– Wzrastałam wśród tych ludzi. To oni wykonują najcięższą pracę w Ameryce, oni wytwarzają nasze jedzenie, oni pracują w naszych fabrykach i oni walczą w naszych wojnach. Oni kochają swój kraj, w czasach dobrych i złych, i nigdy nie przestają być dumni z Ameryki. Czuję się uprzywilejowana, że spędziłam większość życia w małym miasteczku – mówiła Palin w Saint Paul.

Przypomniała też innego mało znanego kandydata na wiceprezydenta, który miał podobne korzenie: Harry’ego Trumana. Palin nie wspomniała o jednym – gdy Truman startował u boku Roosevelta w 1944 roku, był od dziesięciu lat senatorem.

Zmiana i doświadczenie od początku były głównymi tematami tej kampanii. Amerykanie są zmęczeni ośmioma latami rządów George’a W. Busha i pragną zmiany przez duże „Z”. Dlatego wszyscy kandydaci startowali na platformie zmiany. Kwestia „doświadczenia” pojawiła się wraz z Obamą. Hillary Clinton, która wiele mówiła o swym wieloletnim doświadczeniu (choć nie za bardzo było wiadomo, jak się ma 20 lat spędzonych w roli pierwszej damy Arkansas i pierwszej damy USA do wymogów kierowania krajem), zarzucała swemu rywalowi, że w zasadzie nie ma żadnego.

Obama przyjął sprytną linię obrony: są różne formy doświadczenia. Jest doświadczenie dobre i doświadczenie złe. Ludzie, którzy zbyt długo siedzą w Waszyngtonie, nasiąkają tym drugim (Obama dawał zwykle przykład wiceprezydenta Cheneya, ale wszyscy wiedzieli, że ma na myśli swą rywalkę).

Stosując tę samą logikę, atakuje teraz McCaina. – McCain to człowiek starego układu – twierdzi Obama. – Ze mną idzie nowe.

Gdy jednak przyszło do wyboru kandydata na wiceprezydenta, „doświadczony inaczej” Obama potrzebował dla równowagi wizerunku kogoś z doświadczeniem „konwencjonalnym”, z odpowiednim „ciężarem gatunkowym”. A jednocześnie kogoś, kto pomógłby mu przełamać sceptycyzm, z jakim patrzą na niego nawet przychylni demokratom prości mieszkańcy małych miasteczek. Wielu z nich Obama wydaje się przybyszem z innego świata, członkiem odległych elit, który ubiera się jak filmowy gwiazdor, mówi jak uniwersytecki wykładowca (którym zresztą był), a do tego dziwnie się nazywa. Wybór Obamy padł na Joe Bidena, jego niedawnego rywala do nominacji.

Biden nie ma tego czegoś, co ma Obama. Na jego wiece przychodziło po 20 – 30 osób, dostał w prawyborach w stanie Iowa jeden procent głosów i wycofał się szybko, nie robiąc szumu. To zagadka dzisiejszych dziwnych czasów: jak to się dzieje, że ktoś taki jak Biden, klasyczny mąż stanu nie tylko z wyglądu i sposobu bycia, ale także pod względem doświadczenia i horyzontów intelektualnych, ponosi klęskę w starciu z byłą pierwszą damą i senackim żółtodziobem?

Dość powiedzieć, że w swej 36-letniej karierze w Senacie Joe Biden miał okazję z bliska, od środka i dogłębnie poznać większość mechanizmów działania amerykańskiego państwa – od polityki zagranicznej i obronnej po sądownictwo. Zupełnie jak John McCain.

Wybierając Bidena, Obama zaprzeczył jednak samemu sobie. Jego wybór padł na polityka mającego właśnie takie „złe doświadczenie”, które wcześniej krytykował, na człowieka, który ponad połowę swego dość długiego życia spędził w Senacie! Obama ma tylko jedno wytłumaczenie: nieustannie powtarza, że Joe Biden nie nocuje w Waszyngtonie. Każdego dnia po południu wsiada do pociągu i jedzie ponad godzinę do swej rodziny w Wilmington. Wynika z tego, że Biden od ponad trzech dekad nieludzko się męczy na Kapitolu...

John McCain także zaprzeczył samemu sobie, tylko w przeciwną stronę. Przez wiele tygodni atakował Obamę za brak doświadczenia. Mówił, że jego zwycięstwo oznaczałoby posadzenie w fotelu prezydenckim człowieka nieprzetestowanego, niesprawdzonego. Że całą siłą Obamy są jego krasomówcze, aktorskie zdolności.

Ale jednocześnie McCain zdawał sobie sprawę, że bez zmoliblizowania sceptycznej wobec niego bazy republikańskiej i bez próby sięgnięcia po część rozgoryczonego kobiecego elektoratu Hillary Clinton nie ma co marzyć o listopadowym zwycięstwie. Dlatego zamiast ogromnie doświadczonych, ale piekielnie nudnych polityków, takich jak Joe Lieberman czy Mitt Romney, postawił na Sarah Barracudę, całkiem nową, olśniewającą idolkę prawicy. Tak jak w przypadku Obamy górę wzięły doraźne polityczne kalkulacje i potrzeba podrasowania wizerunku.

Jasno dotąd wytyczone linie frontu zaczęły się przenikać. Teraz to demokraci zaczęli atakować republikanów za brak doświadczenia Palin. – Chcą ulokować kobietę, która dopiero co była burmistrzem małego miasteczka na Alasce, w miejscu, w którym będzie tylko o krok od prezydentury – oburzają się. Z kolei republikanie zaczęli zarzucać demokratom fałszywą obietnicę zmiany, twierdząc, że chodzący zawsze własnymi drogami, znany ze swych licznych wojen z partyjnym establishmentem, McCain oraz „dynamiczna outsiderka” z Alaski będą lepszymi gwarantami zmiany niż „gwiazdor” Obama i weteran Biden. – Zmiana nadchodzi! – mówił w czwartek McCain na zamknięcie konwencji.

Prawdą jest, że Obama nie ma żadnego doświadczenia we władzach wykonawczych i niewielkie w ustawodawczych. Jego pierwszym wielkim sukcesem w karierze było fantastyczne przemówienie podczas konwencji wyborczej demokratów przed czterema laty – przemówienie, którym – podobnie jak teraz Palin – przebojem się wdarł na polityczną scenę. Drugim znaczącym osiągnięciem było pokonanie w demokratycznych prawyborach – o włos, rzutem na taśmę – wielkiej Hillary Clinton. I na tym lista w zasadzie się kończy, jeśli nie liczyć łatwego zwycięstwa w wyborach do Senatu w 2004 roku. Na Kapitolu Obama nie wsławił się niczym szczególnym, zresztą od niemal dwóch lat od pracy ustawodawczej odciąga go czasochłonna kampania wyborcza. Z pewnością nie wsławił się przemożnym dążeniem do zmiany.

Nigdy nie musiał też układać budżetu, nie musiał go realizować, nie musiał brać odpowiedzialności za nabór i zwalnianie urzędników. Nawet burmistrz miasteczka Wasilla ma pod sobą więcej ludzi niż biuro senatora USA, a może nawet sztab kandydata na prezydenta. Nie bez powodu prezydentami w ostatnich dekadach zostawali politycy z doświadczeniem gubernatorskim.

Z drugiej strony – doświadczenie pani Palin w tym względzie jest bardzo krótkie, a do tego odnosi się do nietypowego stanu. Alaska to szczególne miejsce, odległe od reszty stanów nie tylko geograficznie, ale i społecznie oraz ekonomicznie. Tamtejsza gospodarka opiera się na eksploatacji dwóch bogactw naturalnych, których Bóg nie poskąpił Alasce: ropy i gazu. Rządy pani Palin zbiegły się w czasie ze wzrostem cen ropy – nigdy nie musiała się martwić o stronę „wpływy” w stanowym budżecie. I choć podczas swej krótkiej kariery zdążyła się pokazać jako bezwzględna i skuteczna przeciwniczka układów i korupcji, gotowa stawić czoło partyjnemu establishmentowi, to niewiele wiadomo o jej poglądach na kluczowe problemy, przed którymi stoi dziś kraj.

Obama może być niesprawdzony w działaniu, ale w ciągu ostatniego roku został poddany dokładnemu oglądowi ze strony opinii publicznej i nie stracił nic ze swego blasku. Udowodnił, że ma ogromny intelektualny potencjał i niezwykłą zdolność inspirowania ludzi. Palin być może wkrótce dowiedzie, że ma charakter i umiejętność przemawiania do narodu.

Niewiele w biografiach obojga wskazuje jednak na to, jakimi byliby prezydentami. Jak słusznie zauważa konserwatywny politolog David Frum, nie wiemy, jaką osobą jest w chwilach kryzysu Sarah Palin, tak jak nie wiemy, jaką osobą jest w takich chwilach Barack Obama. Paradoksem współczesnej amerykańskiej demokracji jest to, że w styczniu przyszłego roku jedno z nich zasiądzie w prezydenckim fotelu – lub znajdzie się o krok od niego.

Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy