Nawet redaktor naczelny „Sewastopolskiej Prawdy ”, która jako motto zamieszcza „socjalizm, jeden związek”, powściągliwie wypowiada się o komunizmie: – Czasem nie należy dążyć do wcielenia w życie ideałów. Mężczyzna niekoniecznie musi się żenić ze swym ideałem kobiety.
Idee Lenina nie są już żywe, pomnik opuszczony, ale jedno jest pewne – gdyby ktoś chciał pomnik rozebrać, wybuchłyby rozruchy. Dlatego na Krymie pomniki przetrwają, choć w zachodniej Ukrainie już dawno wysadzono je w powietrze.
Ale Sewastopol ma dziś budzący znacznie większe emocje monument. Kiedy rada miasta postanowiła, że przypadającą w tym roku 225 rocznicę założenia miasta uczci, stawiając pomnik Katarzynie II, rozpętał się skandal. Ostro sprzeciwiał się temu mianowany przez Juszczenkę mer. Ostatecznie jednak pomnik, ufundowany przez prywatny sewastopolski kapitał, stanął w centrum miasta. Marmurowa imperatorowa patrzy na przechodniów, trzymając w ręku dekret o założeniu Sewastopola.
– No, jak się wam podoba Kaśka? – rzuca od niechcenia kobieta, bez wątpienia Ukrainka, którą pytam na ulicy od drogę i dodaje z przekąsem: – Strasznie dużo pomników w tym mieście, można powiedzieć: miasto-cmentarz.
– Jeśli Rosjanie chcą, by na postumencie stała dziwka, to niech sobie stoi – mówi komandor w stanie spoczynku Myrosław Mamczak. Ironia maskuje gorycz porażki, bo przecież to on właśnie zaangażował się w walkę, by pomnik carycy Katarzyny w Sewastopolu nie stanął.
Komandor Mamczak, szef ukraińskiej wojskowej stacji radiowo-telewizyjnej Bryza, jest w Sewastopolu postacią bardzo znaną, choć niekoniecznie lubianą. Kiedy Rosja i Ukraina po burzliwych negocjacjach dzieliły między sobą postradziecką Flotę Czarnomorską, Mamczak należał do tych nielicznych oficerów, którzy złożyli przysięgę na wierność Ukrainie. Jego niedawni koledzy odsunęli się od niego. Sytuacji nie poprawił fakt, że Mamczak stanął na czele organizacji skupiającej Ukraińców w Sewastopolu.
– Pikiety z transparentami „Mamczak zdrajca” były na porządku dziennym – przyznaje komandor. Między oficerami, którzy przed laty podnieśli na okrętach pochodzącą jeszcze z czasów Piotra I flagę andriejewską, a tymi, którzy wciągnęli na maszt niebiesko-żółtą flagę Ukrainy, wyraźnie nadal iskrzy.
Oficjalnie obie strony zapewniają, że stosunki są poprawne – okręty rosyjskie i ukraińskie często stoją burta w burtę w tej samej zatoce w Sewastopolu. Ale ani Rosjanie, ani Ukraińcy nie przepuszczą okazji, by toczyć podjazdową walkę psychologiczną. – Na cztery okręty ukraińskie przypada osiemnastu admirałów – kpią oficerowie znacznie liczniejszej rosyjskiej Floty Czarnomorskiej, a kiedy zorganizowano wycieczkę zachodnich korespondentów z Moskwy, by pokazać im rosyjską Flotę Czarnomorską, jej rzecznik z uśmiechem tłumaczył: te czyste okręty są nasze, te brudne – ukraińskie.
– Pokażemy Rosjanom drzwi, kiedy tylko w 2017 r. skończy się uzgodniony termin stacjonowania w Sewastopolu Floty Czarnomorskiej. Podniosą krzyk, ale co nas to obchodzi, Rosjanie będą musieli stąd zabierać swoje okręty i wracać do domu – buńczucznie zapowiada komandor Mamczak.
[srodtytul]Ludobójstwo w aptece[/srodtytul]
Pytanie wydaje się banalne. Jakiej jest pan narodowości? Ale odpowiedź, jaką można usłyszeć na Krymie, banalna nie jest.
– Jestem człowiekiem radzieckim – mówią często moi rozmówcy, zwłaszcza ci, którzy ukończyli 50 lat. Ma brzmieć to dumnie – przecież identyfikują się z wielkim imperium. Imperium jednak już od 17 lat nie istnieje, co stanowi pewien problem.
Nieoczekiwanie skomplikowaną sprawą okazuje się też na Krymie kwestia narodowości rosyjskiej. Reguła, że Rosjaninem jest ktoś, kogo przynajmniej jeden z rodziców był Rosjaninem, nie obowiązuje.
– Bycie Rosjaninem, to kwestia wyboru. Przede wszystkim wyboru języka rosyjskiego, a za tym idą dalsze konsekwencje – tłumaczy deputowany Basow. Mówiąc o problemach Rosjan na Krymie z uporem używa słowa „ludobójstwo”. – Władze ukraińskie prowadzą wobec nas ludobójczą politykę. Czy to nie dyskryminacja, że starzy ludzie nie mogą przeczytać, jak używać lekarstwa, bo na opakowaniach leków są wyłącznie napisy po ukraińsku? Po ukraińsku prowadzi się też sprawy w sądzie. A w telewizji programy w języku rosyjskim mogą zajmować zaledwie pięć procent czasu antenowego.
Bezradna staruszka, która nie wie, jak przyjmować lekarstwo, to obraz, jaki zawsze przywołują aktywiści rosyjscy. Ale poza wyliczonymi przez nich skrupulatnie przypadkami, trudno znaleźć na Krymie przykłady językowego ucisku. Język rosyjski jest wszechobecny – po rosyjsku mówią ludzie na ulicy, w tym języku wydawane są gazety, rosyjskie są rozkłady jazdy na dworcach czy menu w restauracjach.
Nawet w sytuacjach urzędowych przewaga ukraińskiego bywa niepewna.– Tak, napisałem, że Koran i inne książki zatrzymane przez was nie posiadają wartości zabytkowej. To, co napisałem, znaczy właśnie „nie posiadają” – mówi przez telefon historyk Oleksa Hajworonski. Siedząc w jego gabinecie w muzeum w Bakczysaraju, mimowolnie przysłuchuję się rozmowie.
Celnicy z urzędu w Symferopolu dzwonią, bo nie bardzo rozumieją wystawioną w języku ukraińskim ekspertyzę. Proszą też, by koniecznie przetłumaczyć ją na rosyjski na użytek sądu, bo sąd to już na pewno jej w ogóle nie pojmie.
Przyszłość Krymu wydaje się niepewna – po konflikcie w Gruzji wszystko wskazuje na to, że stanie się miejscem, w którym nastąpi kolejne starcie na geopolitycznej szachownicy.
Lekko i łatwo mówi się na Krymie o wojnie domowej. Wszyscy czują się sfrustrowani i dyskryminowani: Rosjanie, Ukraińcy i Tatarzy.
– Będzie jak w Kosowie – powtarza się w towarzyskich rozmowach. Czy zresztą może być inaczej, skoro minister spraw wewnętrznych Ukrainy twierdzi, że istnieje spisek, który ma na celu wywołanie zamieszek w Sewastopolu?
– 300 ludzi może zapisać się w historii. Jeśli oczywiście jest to 300 Spartan. A jak oświadczył minister Jurij Łucenko, 300 zdeterminowanych Ukraińców ma doprowadzić do starć z rosyjską Flotą Czarnomorską – mówi Oleksandr Tatarczuk z portalu Majdan.
Stała się rzecz niebywała. Minister stwierdził, że spisek uknuto w otoczeniu prezydenta Juszczenki. Prezydent na ten niesłychany zarzut nie odpowiedział. Powiada się, że celem spisku miałoby być wprowadzenie stanu wyjątkowego i pozbawienie Krymu autonomii.
– Nasi politycy bawią się Krymem jak dzieci zapałkami. Wydaje się im, że kontrolują sytuację, a tak nie jest. Nawet nie wiedzą, co się dzieje, bo nie mają analityków z prawdziwego zdarzenia – mówi Tatarczuk.
– Proszę napisać, że na Krymie nie ma wewnętrznego potencjału, by było tu drugie Kosowo. Ekstremistów jest tu niewielu, na razie władze autonomii wolą robić korupcyjne interesy na handlu ziemią, niż bawić się w separatyzm i wielką politykę – zapewnia Wołodymir Połochało, najbardziej znany krymski dziennikarz. I dodaje: – Ale taki konflikt może powstać, jeśli i komuś na Kremlu będzie zależało.
[srodtytul]Znaki apokalipsy[/srodtytul]
Jesteśmy na krawędzi wojny. Wrogowie starają się poniżyć Rosję, ale jej rzucić na kolana się nie da. Nasza historia jest niezwykła. Dlatego mówi się „święta Ruś”. Pamiętajcie o tym i bądźcie dumni – mówi mnich z klasztoru uspieńskiego. W oczach słuchających go kobiet błyszczą łzy.
Klasztor uspieński wydrążony jest w skale. Dookoła rozciąga się dolina Bakczysaraju – historycznej siedziby krymskich chanów tatarskich, widać małe wieżyczki minaretów. Ten monastyr to opoka prawosławia, do której stale zmierzają pielgrzymi. Młody mnich, który prowadzi grupę do ikony Matki Boskiej, surowo napomina, jak należy przystąpić do świętego obrazu – przeżegnać się, dotykając brzucha, dopiero potem zacząć bić pokłony, bo inaczej przełamie się znak krzyża.
Pielgrzymi niepewnie powtarzają jego gesty, instrukcja najwyraźniej jest im potrzebna. Z religią chyba zetknęli się w wieku dojrzałym, a i tak nie mają szans spełnić wygórowanych oczekiwań mnicha, który powtarza, że prawdziwy prawosławny to nie ten, co chodzi do cerkwi, ale ten, co gotów jest umrzeć za wiarę.
Mnich beznamiętnie ciągnie opowieść o cudach, w jakie obfituje najnowsza historia klasztoru – dzięki pomocy boskiej odbudowano klasztor, znaleziono reprodukcję cudownej ikony i sporządzano kopię, tak udaną, że kiedy zawisła w klasztorze, Matka Boska ukazała się na niebie, ku zadowoleniu narodu. Pojawił się też anioł opiekuńczy klasztoru, wiernie sportretowany przez przytomnego rzeźbiarza. Bóg chroni klasztor, chroni też Rosję, bez ustanku atakowaną przez cały świat.
Nieśmiało zagaduję mnicha, czy nie uważa, że w obliczu zagrożenia przez islam, o którym mówił pokazując minarety, prawosławnym bliżej niż kiedyś do katolików. Ale mnich odtrącą gałązkę oliwną. – W porównaniu z Zachodem islam jest czysty i piękny, Zachód jest największym złem. To stamtąd idzie do nas wódka i narkotyki. Robicie wszystko, by zniszczyć Rosję.