Zwykle nie mam specjalnie twardego snu, budzi mnie nawet najmniejszy szmer. Tamtej nocy jednak stało się coś dziwnego. Nie obudziłam się nawet na chwilę. A na odgłos strzałów przybiegli przecież wszyscy sąsiedzi. Potem na sygnale przyjechały policyjne samochody i karetka. Musiało być bardzo głośno. Ale ja o wszystkim dowiedziałam się dopiero rano, kiedy powiedzieli mi, że w nocy pod domem zastrzelono mojego ojca – opowiada Zsuzsi Kastner.
Jest pielęgniarką. Mieszka obecnie w miejscowości Petah Tikva w Izraelu. 12 marca 1957 roku, gdy w Tel Awiwie zamordowano doktora Israela Kastnera, miała zaledwie 11 lat. Mimo to dokładnie pamięta atmosferę tamtych dni. – Zostaliśmy zaszczuci. Grożono nam, ludzie na ulicy na nasz widok odwracali głowy. Najgorsze były jednak dzieci z klasy. Rzucały we mnie kamieniami, pluły i nazywały nazistką. Nie przestały nawet po śmierci ojca – wspomina.
Wszystko zaczęło się pięć lat wcześniej, gdy w Izraelu ukazała się broszura Malchiela Gruenwalda, węgierskiego Żyda, który oskarżył jej ojca o kolaborację z Niemcami. Kastner wytoczył mu proces o zniesławienie, ale nieoczekiwanie sędzia stanął po stronie Gruenwalda. Uznał, że Kastner „zaprzedał duszę diabłu”. – Ojciec nie mógł w to uwierzyć. Był zszokowany. Spodziewał się, że zostanie ogłoszony bohaterem. A ogłoszono go zdrajcą – mówi Zsuzsi.
[srodtytul]Żydzi za ciężarówki[/srodtytul]
Wydarzenia, których dotyczył proces, rozegrały się cztery lata przed powstaniem państwa Izrael, gdy większość jego żydowskich obywateli mieszkała jeszcze w Europie Środkowo-Wschodniej. Kastner, który był znanym działaczem syjonistycznym, mieszkał wówczas w Budapeszcie. Po niemieckiej inwazji w marcu 1944 roku stanął na czele żydowskiej organizacji Komitet Pomocy i Ratunku.